środa, 23 marca 2011

Prawda faktów, prawda papierów

…W tak wielkim urzędzie jak hrabski może się przecież zdarzyć, że jeden wydział wydaje takie polecenie, a drugi inne, nie wiedząc o sobie wzajemnie. Kontrola nadrzędna jest wprawdzie niesłychanie dokładna, ale z natury rzeczy następuje zbyt późno i zawsze może powstać jakaś drobna gmatwanina.
Franz Kafka Zamek



Kafka w swojej opowieści o zmaganiach geometry K. z biurokracją, ukazał los człowieka, który jest bezsilny w konfrontacji z kartką papieru. Kafka pokazuje, jaką moc ma taka kartka, pod warunkiem, że się ją nazwie dokumentem i potwierdzi jej ważność mocą urzędu. Nie ważne, że poszczególne pisma, dotyczące tego samego, wykluczają się wzajemnie, więc w ogólnym rozrachunku są pozbawione sensu. Istotne jest, by każde z osobno tworzyło piękny obraz rzeczywistości. Siła urzędowej pieczęci jest niekwestionowana i nikt nie będzie z nią dyskutował. A jeśli się odważy - przegra.
Cała ta urzędniczo – formalna gmatwanina nie byłaby taka straszna gdyby nie to, że dokumenty przysłaniają często rzeczywistość. Gdyby nie fakt, że ważniejsze jest to, co napisano, niż to, co można naocznie stwierdzić. Założenie jest takie, że papierowa rzeczywistość musi być piękna. Parafrazując znane powiedzenie dotyczące związków między teoriami naukowymi a rzeczywistością: jeśli rzeczywistość nie jest zgodna z dokumentacją – tym gorzej dla rzeczywistości.
Brałem ostatnio udział w dwóch szkoleniach, do udziału w obydwu byłem odgórnie zobligowany, podobnie jak wszyscy moi współpracownicy. Oczywiście obydwa szkolenia musiały zostawić ślad w dokumentacji, i to nie jednej. Mój szef odnotował fakt przeszkolenia swoich pracowników, osoba szkoląca też zapewne oficjalnie zdała sprawę ze swojej działalności (świadczą o tym dwie listy obecności, które podpisywałem podczas każdego ze szkoleń – jedna wewnętrzna, druga dla przeprowadzającego szkolenie). Dokumenty rysują pewnie piękny obraz: oto zdobyliśmy – my, przeszkoleni – nową wiedzę, zyskaliśmy nowe umiejętności, poznaliśmy nowatorskie metody etc. W rzeczywistości zaś, spędziliśmy łącznie około czterech godzin, słuchając nudnych wywodów o oczywistych kwestiach, zastanawialiśmy się, kto chce nam wmówić, oraz dlaczego, że treści doskonale nam znane, powinny być dla nas ciekawe i tak niesamowicie odkrywcze.
Pamiętając doskonale swoje pięć lat bite studiów, młodość w bibliotekach, zastanawiałem się, co ja tu robię? Odpowiedź oczywiście była prosta: tworzyłem fikcję, która stała się piękną prawdą, gdy ją zapisano i potwierdzono pieczątką.
Z biurokratycznych absurdów gorzko śmiał się Joseph Heller pisząc Paragraf 22:

-… Czy na pewno nic przede mną nie ukrywacie?
- Pan nie żyje – wyjaśnił mu jeden z szeregowców.
- Co to ma znaczyć?
- Pan nie żyje – powtórzył drugi. – Pewnie dlatego jest pan taki zimny.
- Tak jest. Widocznie był pan nieżywy już od dawna, tylko nie poznaliśmy się na tym.
- Co wy tu, do cholery, wygadujecie? – zapytał doktor Daneeka przenikliwie, czując jak ogarnia go lodowate przeczucie nadciągającego nieuniknionego kataklizmu.
- To prawda – powiedział jeden z sanitariuszy. – Zgodnie z dokumentami pan poleciał z McWattem, żeby zaliczyć sobie godziny w powietrzu. Ponieważ nie wyskoczył pan ze spadochronem, więc musiał pan zginąć w samolocie.

Jeśli dokumenty mówią, że doktor zginął, to tak jest. I fakt, że doktor  nigdy nie wsiadł na pokład feralnego samolotu, a teraz stoi tu oto i pyta o co chodzi, niczego nie zmienia.
Tak to już jest, że na początku jest słowo, szczególnie, jeśli temu słowu nadać urzędową formę. Powiedzenie, że jak nas widzą, tak nas piszą, zyskuje w tym kontekście zupełnie nowe znaczenia – gdy tylko „piszą nas” w oficjalnych dokumentach, możemy wyglądać zaskakująco nawet dla samych siebie. Ale tak właśnie będą nas widzieć.

5 komentarzy:

  1. Myślałem, że osoba uważająca się za pedanta będzie raczej popierać biurokrację, a tu coś takiego :) No kartka decyduje faktycznie o wszystkim, przez nieuwagę podpiszesz dokument, że oddajesz komuś swój dom w darowiźnie i już nie masz domu :D
    Te cytataty z Dnia Świra... rany, niesamowity to jest film, że można go cytować i cytować. To takie życie i mentalność Polaków w pigułce. Jak reżyserowi udało się to wszystko tak trafnie ująć i zmieścić w półtorej godzinie filmu? Geniusz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rotku, ja się nie uważam za pedanta, bo to mi wieje przesadą. Ot, po prostu - jestem dokładny, uważny, przywiązuję wagę do szczegółów, jestem staranny, mówiłem już, że dokładny? ;-)

    Paradoksy urzędnicze nie mają nic wspólnego z tym wszystkim - nawet temu przeczą. Bo ja się staram nie być nielogiczny, nie myśleć niespójnie. Biurokracja nielogiczności i niespójności nie eliminuje, wręcz przeciwnie - podnosi do rangi sztuki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok, ok. Przesadziłem z pedantem. Poprawiam się. "Myślałem, że osoba uważająca się za dokładną i staranną będzie raczej popierać biurokrację" :)
    Wiem, że przez ten cały papierkowy świat dochodzi do bolesnych absurdów. Ale jednak założeniem dokumentacji było wprowadzenie właśnie porządku. W praktyce oczywiście wyszło inaczej. Mimo wszystko, wyobrażasz sobie świat bez biurokracji? Czy wtedy byłby porządek według Ciebie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Porządek można by zachować, moim zdaniem, bez nadmiernej - bo o to właściwie chodzi, o nadmiar i przerost formy (i ilości) nad treścią - papierologii.
    A paradoks biurokratyczny polega na tym, że ważniejszy porządek w papierach, niż w rzeczywistości - o to mi chodziło. Grunt, że wszystko ładnie opisane, jak jest faktycznie - nie ważne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze powiedziane, Desperate.
    W tej chwili nie mam do czynienia z papierkową robotą, ale z czasów bankowych pamiętam doskonale: tworzenie procedur, tworzenie wniosków... Jak sobie przypomnę, ileż stron miał nasz wniosek kredytowy i jakie pytania zawierał... [a były to jedne z pierwszych kredytów hipotecznych...]

    OdpowiedzUsuń