Dopóki nie zrozumiemy, jak
szybkość funkcjonuje, co nam daje i co odbiera, nie będziemy mogli zachować
powolności tam, gdzie jest ona konieczna.
Thomas Hylland Eriksen, Tyrania chwili
Kilka lat temu
(kilka lat! jak ten czas leci!) wpadła mi w ręce książka, której fragment
przytoczyłem powyżej. Tyrania chwili.
Szybko i wolno płynący czas w erze informacji. Pisałem akurat pracę
magisterską i ta pozycja bardzo mi się przydała, była inspirująca. Miałem też w
tym czasie okazję wysłuchać wykładu autora, odwiedzającego akurat Polskę.
Słuchając jego słów, byłem tak samo zafascynowany, jak podczas lektury. Z
jednej strony była to lektura po prostu przyjemna. Książka, choć jest pozycją
naukową, napisana jest lekko, nawet z humorem; podobnego, miłego w odbiorze
języka Eriksen używał podczas wystąpienia. Drugim powodem mojego zachwytu było
odkrycie, że w tak pasjonujący, ale i mądry i odkrywczy sposób można mówić o
rzeczach na pozór oczywistych, dotyczących na co dzień nas wszystkich.
Żyjemy coraz
szybciej, albo, by ująć to inaczej, nasze życie coraz bardziej przyspiesza, w
związku z czym brakuje nam czasu na to czy owo. To dość oczywiste stwierdzenie,
można rzec, że banalne. Co to jednak dla nas oznacza? Skąd się bierze to
zjawisko i co z niego wynika? Eriksen stawia tezę, że przyspieszanie świata, by
użyć ogólnego stwierdzenia, ma związek z zalewem informacji. Wynika z niego,
ale też wpływa na sposób, w jaki informacje odbieramy. Ostatnio znowu
wspomniałem Tyranię chwili i
pomyślałem, że coś tu faktycznie jest na rzeczy.
Kiedy
chodziłem do liceum, dużo czasu spędzałem na czytaniu. O jakości moich
ówczesnych lektur można by pewnie dyskutować, ale ich ilość była co najmniej
znaczna. Kiedy przychodziły wakacje, układałem się z książką na łóżku albo na
leżaku w ogrodzie i spędzałem tak długie godziny. Czasami wstawałem, żeby
przynieść sobie coś do picia albo do jedzenia, na przykład wyrwać kilka
marchewek z ogródka (jak ja wtedy zdrowo żyłem!). Podobnie spędzałem czas na
pierwszym roku studiów (no, może z pominięciem marchewek). Czytałem wtedy
oczywiście również rzeczy związane ze studiami, czasami się też uczyłem, oraz
udzielałem towarzysko, wszystko to jednak była takie spokojne i niespieszne. Ja
zaś byłem skupiony, nie rozpraszałem się niepotrzebnie.
Później
sytuacja zaczęła się zmieniać. Dlaczego? Otóż dorobiłem się komputera i
niedługo później podłączyłem go do Sieci. Wzrok znad czytanej w fotelu książki,
coraz częściej uciekał mi w stronę ekranu, który był niby uruchomiony tylko po
to, żebym mógł włączyć sobie jakąś muzykę. Muzyka grała, nawet nie musiałem
przekładać kasety, jak jeszcze niedługo przedtem, gdy bazowałem na
magnetofonie. Często jednak, choć nie było żadnej wyraźnej potrzeby, żadnej
racjonalnej konieczności, ręka mnie świerzbiała, by złapać myszkę i coś tam
kliknąć. Coś sprawdzić, gdzieś zajrzeć…
Niedawno
odkryłem, że jest związek między nagraną dwadzieścia lat temu płytą Metalliki,
a rosyjskim nastolatkiem, który potrafi wypalić na raz całego papierosa (na raz,
to znaczy bez wyjmowania go z ust, bez wydmuchiwania dymu między pierwszym a
ostatnim zaciągnięciem się). Jaki to związek? – zapytacie. Prawy pasek na
stronie Youtube’a.
Zaglądam na
Youtube’a, głównie w poszukiwaniach muzyki. Wersje live, nowe klipy – wszystko można tam znaleźć. Niedawno,
przeglądając portal, trafiłem na ciekawy komentarz pod jakimś (przypadkowym i
dziwnym) filmikiem. Zawsze szukam czegoś
konkretnego – pisał internauta – a
później zaczynam przeglądać pasek po prawej stronie i w końcu trafiam na takie
głupoty. Co za trafna konstatacja, pomyślałem. Ja mam przecież dokładnie
tak samo. Słucham niby jakiejś piosenki, ale już widzę, że można wysłuchać też
innej wersji, zapisu z koncertu, albo covera.
A jak pojawia się cover, to i inny
wykonawca. Inny wykonawca, jakieś kapele mu gatunkowo czy stylistycznie
pokrewne, których nie znam, kolejna ciekawostka z prawej strony ekranu… W końcu
trafiam na młodego nikotynistę albo gości wrzucających mentosy do butelek z
Coca-Colą, czy próbujących biegać po wodzie. Nigdy nie wiadomo, dokąd
zaprowadzi nas prawy pasek, wiadomo za to, że zabierze nam sporo czasu, jeśli z
odpowiednią stanowczością i konsekwencją nie będziemy się opierać.
A to przecież
tylko jeden z przykładów tego, jak może wciągnąć serwowanie w Sieci. A serwowanie
tak łatwo zacząć, kiedy mamy tylko chwilkę, skrawek wolnego czasu między jedną
a drugą ważną czynnością. Nie warto otwierać książki, bo co to za czytanie,
taka dwuminutowa lektura. Czasu na czytanie jest ewidentnie za mało, ale coś
kliknąć i gdzieś zajrzeć – to już można zrobić. Nawet, jeśli nie doczytamy,
albo nie obejrzymy do końca i dokładnie, nic się przecież nie stanie, w końcu
nie robimy niczego istotnego.
Niepowstrzymany i masowy zalew informacji w
naszych czasach zaczyna wypełniać wszelkie luki i wolne przestrzenie, co w
konsekwencji doprowadzić może do tego, że wszystko stanie się histeryczną serią
przesyconych aktualnością chwil… - pisze Eriksen. Tak to chyba niestety
czasami wygląda, że brakuje nam czasu, bo pozwalamy się z niego okradać.