Jadowite strzały [wypuszcza Platon] w stronę współczesnych państw, które pod karą śmierci konserwują swój z gruntu zły ustrój, a dopuszczają do wpływów politycznych tylko jednostki ambitne, ale małe.
Władysław Witwicki, fragment komentarza do Księgi IV Państwa Platona
Od demokracji chyba się nie ucieknie. I choć Platon już pisał, że to marny ustrój, bo dopuszcza do sytuacji, w której głos głupca waży tyle, co głos filozofa, przez wieki eksperymentów z ustrojami nie udało się wymyślić niczego lepszego. Cóż.
Żyjemy w demokratycznym kraju i uczymy się demokracji od najmłodszych lat. W gruncie rzeczy, to oczywiście dobrze. Ale, jak to zwykle bywa, między tym, co stanowi „grunt rzeczy” a tym, co nam niesie rzeczywistość – zieje przepaść. Bo że się demokracji uczy, to dobrze. Gorzej, gdy się przyjrzymy nauczycielom. A gdy już przyjmiemy, że najskuteczniejsza jest nauka poparta przykładem i do tego, że przykład idzie z góry – to już mamy prawdziwy dramat. No bo wystarczy włączyć telewizor czy radio, a przekonamy się, jaki nam dają przykład demokratycznie wybrani i miłościwie nam panujący nauczyciele.
W szkole trwa kampania wyborcza – zbliżają się wybory na przewodniczącego Samorządu Uczniowskiego. Oczywiście w praktyce funkcja przewodniczącego jest głównie prestiżowa. Na niewiele się przekłada to, że się jest przewodniczącym. Bo to, czego uczniowie chcą, to jedno. To, na co się im pozwala, mając na uwadze statuty, regulaminy i programy – to zupełnie co innego. Tak czy inaczej, dobrze jest wygrać wybory. Są one, było nie było, rankingiem popularności. W najgorszym więc razie wygrana podbuduje w sposób znaczący ego zwycięzcy. Czyli – warto powalczyć.
Metody walki są różne. Każdy atut jest do wykorzystania. Każdy pomysł dobry. Każde hasło – byle ładnie brzmiące – nadaje się na plakat. Chcesz by fajna była szkoła, głosuj na Karola! Nieźle, prawda? Chcemy zbudować fajną szkołę. Wspaniałe! Przecież wiadomo powszechnie, że fajne miejsca są… fajne. Z innego plakatu uśmiecha się dziewczyna. Gdyby nie ogólny kontekst, nie domyślił bym się, że to gimnazjalistka. Zdjęcie ma w sobie trudną do określenia odwagę (w tym sensie, że to „odważne zdjęcie”). Panna jest świadoma swoich atutów. Głównie fizycznych, bo jeśli chodzi o treści zapisane wokół fotografii, sprawa prezentuje się już mniej atrakcyjnie.
Jest też kandydat prowadzący kampanię, powiedzmy, agresywną. Dość gadania, czas na zmiany! Potrzebujemy Dyktatora! Jakoś mi się to kojarzy – czy nie z postulatem „rządów silnej ręki”? (Ta silna ręka miała też w planach budowę trzech milionów mieszkań – chyba nie była jednak aż TAK silna).
Poza formą i hasłami, są też, a jakże, obietnice. Czym byłaby bez nich wyborcza kampania? Nasi kandydaci za kartę przetargową obrali sobie szkolny sklepik. Każdy ma propozycję wprowadzenia zmian do asortymentu. Owoce w sklepiku (to akurat przynajmniej ma sens – nowoczesna polityka prozdrowotna). Frugo w sklepiku! I najlepsze ze wszystkich: Kebab w sklepiku. Ciekawe, co na to pan Grzesiu, który od lat sklepik spokojnie prowadzi. Na owoce pewnie zgodziłby się, może nawet z ochotą. O Fugo – mógłby pomyśleć. Za to, żeby sprzedawać kebab na swoich dwóch metrach kwadratowych… Profesjonalnym wyglądem pobiłby chyba wszystkich sprzedawców kebaba w mieście – żeby samemu jak ten kebab się nie upiec, musiałby występować jak prawdziwy turecki… święty. Tak czy inaczej – swoich obietnic żaden z kandydatów z panem Grzesiem nie konsultował. Tyle, jeśli chodzi o to, czy mają one jakiekolwiek pokrycie w czymkolwiek.
Z innymi postulatami jest podobnie: nowy stadion, stary już się sypie – obiecuje dalej fantasta od kebaba (oczywiście to nieprawda, że „stary stadion” się sypie, on po prostu nie istnieje; istnieje zwykłe szkolne boisko i jest w stanie, który określić można pewnie jako standardowy). Ciekawa rzecz, swoją drogą, taki zabieg propagandowy: obiecać stadion. Na to zdobyć się może tylko poważny kandydat. A jeśli dokłada do tego jeszcze nowy dojazd do szkoły (cokolwiek ma na myśli), to już z jego powagą nie da się dyskutować. Ciekawe, czy zamierza z tym wszystkim zdążyć przed dwutysięcznym dwunastym…
I tak szkolna kampania wyborcza toczy się nam w cieniu zasady, że wyborcom trzeba chleb i igrzysk… obiecać. A później się zobaczy.