Jutro prawdopodobnie pójdę do kina na kolejną część Piratów z Karaibów. Pójdę trochę chyba z przyzwyczajenie: widziałem część trzecią i drugą i pierwszą, więc i kolejnej – dlaczegóż by nie zobaczyć. Pójdę, choć wiem, że dam się tym samym naciągnąć. Ktoś sobie przeliczył i wykalkulował, że pewnie pójdę, ja i do mnie podobni (a imię nasze Legion) i tylko pod wpływem tych kalkulacji nakręcił film. Jak ktoś, kto inwestuje w talię kart i stolik, a później stoi za stolikiem i krzyczy: czarna przegrywa, czerwona wygrywa! Ten też wie, że do stolika podejdzie jeden czy drugi naiwniak i pozwoli się ograć.
Kiedyś strasznie lubiłem wielkie, kostiumowe widowiska. Pacholęciem będąc, bardzo się pasjonowałem produkcjami typu Długie łodzie Wikingów, Trzystu Spartan czy Spartakus. Obejrzałem Piratów Polańskiego i Karmazynowego pirata i Czarną strzałę, na podstawie książki Roberta Louisa Stewensona, o ile mnie pamięć nie zawodzi. Śledziłem przygody Robin Hooda w różnych odsłonach: od tej z Errolem Flynnem do tej z Kevinem Costnerem. Kibicowałem dzielnym muszkieterom w ich zmaganiach z ludźmi podstępnego kardynała. W ogóle wszelkie historie spod znaku płaszcza i szpady, ale i miecza i łuku i topora to było to, co lubiłem najbardziej. No, może nie najbardziej, ale w drugiej kolejności, zaraz po westernach. Tak czy inaczej, na Piratów z Karaibów - Klątwę Czarnej Perły szedłem z nadzieją, że znowu będę się mógł przenieść do świata rycerzy i awanturników, łowców przygód i poszukiwaczy skarbów. W sumie nie zawiodłem się aż tak bardzo.
Piraci to film (niby) udany. Są pojedynki, ucieczki, abordaże, czyli to wszystko, czego się po historii o morskich rozbójnikach należy spodziewać. Jest i charakterystyczne dla współczesnych produkcji efekciarstwo, ale nie razi ono tak bardzo, można je wytłumaczyć zgrabną fabułą, więc nie jest li tylko efekciarstwem dla efekciarstwa. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pewien niesmak, który się we mnie budzi, gdy widzę, że z filmu robi się kolejny kinowy serial.
Filmowe serie to wynalazek nie nowy. Przecież nawet siedmiu wspaniałych rewolwerowców wróciło w części drugiej i kolejnej, choć w pierwszej zginęło chyba pięciu z nich. Były też słynne serie horrorów (przecież Piątki Trzynastego i kolejne odsłony Halloween czy Koszmaru z Ulicy Wiązów to klasyka, przynajmniej gatunku), ale biorąc pod uwagę te przypadki, nie można było mówić o żadnej tendencji. Ot, ktoś miał pomysł i postanowił go eksploatować ile wlezie. Takich „ktosiów” nie było znowu tak wielu. Dziś jest inaczej. Głowę daję, że już na etapie, w którym się, mając scenariusz, dobiera reżysera i obsadę, wiadomo (i cały sztab ludzi pracuje nad tym, by to było wiadomo), czy film będzie kasowym hitem, czy nie. A jeśli na hit ma zadatki, to o sequelu myśli się zanim jeszcze pierwsza część zostanie ukończona, a przewidywania co do zyskowności projektu się potwierdzą.
Kazik śpiewając o tym, że Rambo 8 w telewizji będzie można niedługo zobaczyć, pewnie nawet nie przypuszczał, jak realna jest to wizja. Jakiś czas temu przeczytałem (na szczęście od tamtej pory o pomyśle cicho – oby tak dalej), że John Rambo faktycznie powróci. W części piątej będzie się zmagał z genetycznie zmodyfikowaną (a może pochodzącą z kosmosu?) bestią na (uwaga) arktycznej stacji. Przekonało mnie to, że rację ma Grzegorz Markowski kiedy śpiewa, że trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Bo nie ukrywajmy: nawet, jeśli nasz komandos pokona potwora, nawet jeśli jego krwią splami biel arktycznego śniegu, to i tak będzie to porażka.
Czy Piraci z Karaibów 4 będą porażką? Nie wiem, sprawdzę jutro. Może nie będą porażką spektakularną, ale faktem pozostanie, że żeby pozostać niepokonanym, kapitan Sparrow powinien zejść ze sceny najpóźniej po części drugiej. Trzecia była już naciągana. Tym razem jest choć ta nadzieja, że jeśli wszystko inne runie, pozostanie jeszcze Penelope Cruz. A o ile sobie dobrze przypominam wrażenia z seansu SexiPistols, to bardzo jej do twarzy w kostiumowym wydaniu. Czyli jest nadzieja. Ale i groźba, bo przecież w Piratach nie grała jeszcze Angelina Jolie, więc jest miejsce na część piątą.