poniedziałek, 14 marca 2011

O śmiechu poważnie, czyli z czego wolno się śmiać

W nawiązaniu do poprzedniego wpisu – dedykuję Głównej Oponentce.

Śmiech wyzwala chłopa od strachu przed diabłem, ponieważ w święto szaleńców również diabeł wydaje się szaleńcem, a więc można go kontrolować. Ale ta księga mogła by nauczyć, że wyzwalanie się od strachu przed diabłem jest mądrością. Kiedy wieśniak się śmieje, a wino bulgocze mu w gardle, czuje się panem, albowiem odwrócił do góry nogami relację panowania (…).
Śmiech odrywa na jakiś czas wieśniaka od strachu. Lecz prawo narzuca się poprzez strach, którego prawdziwym imieniem jest trwoga przed Bogiem. A z tej księgi mogła by wystrzelić lucyferska iskra, która objęła by cały świat kolejnym pożarem; i śmiech wskazywano by jako nową sztukę nieznana nawet Prometeuszowi, jako sztukę, która unicestwia strach.
Umberto Eco, Imię róży



W wyżej przywołanych słowach stary benedyktyn Jorge z Burgos wyjaśnia prowadzącemu śledztwo Wilhelmowi z Baskerville, dlaczego popełnił serię morderstw. Wkrótce po złożeniu tych wyjaśnień mnich podpala klasztorną bibliotekę i tym samym kończy dzieło. Księga, o której wspomina, to chwalące ludzki śmiech dzieło Arystotelesa. Zdanie Jorge jest jednoznaczne: śmiać się nie wolno. Z niczego, bo skoro już raz zaczniemy, będziemy poszerzać zakres obiektów, z których pozwolimy sobie żartować. Dlatego należy wyeliminować śmiech jako taki.
Wielkość śmiechu polega na tym, że oswaja. To, co nieznane czyni bliższym, to co straszne – mniej groźnym. Bezsens sprowadzony do absurdu jest mniej przerażający, właśnie przez ładunek komizmu, który zyskuje.
Władcy obawiali się zawsze w równej mierze uzurpatorów, jak i autorów wszelkiej maści pamfletów i innych satyryków. Władza boi się ośmieszenia na równi z obaleniem, bo to pierwsze jest przepowiednią tego drugiego. Z drugiej strony – im władza straszniejsza, tym chętniej się z niej śmieją podwładni. Czy dziś opowiadamy sobie dowcipy o policji? Chyba nie. A te o milicjantach? – kiedyś były klasyką. Milicja, będąca narzędziem terroru, była mniej straszna, gdy ją obśmiano.
Istnieje teoria mówiąca, że podejście do śmiechu jest wyrazem wrażliwości estetycznej. Poczucie humoru to wrażliwość estetyczna pewnego typu, wrażliwość na bodźce wywołujące doznanie komizmu[1]. Można ten wątek rozwinąć: nie zawsze śmiejemy się dlatego, że coś jest po prostu śmieszne (jak scena, w której ktoś przewraca się, poślizgnąwszy na skórce od banana). Milan Kundera pisał: Nie śmiejemy się dlatego, że kogoś wystawiono na pośmiewisko, na kpiny, czy nawet poniżono, lecz dlatego, że rzeczywistość ujawnia się nagle w całej swej dwuznaczności, rzeczy tracą pozorne znaczenie, a człowiek naprzeciw nas nie jest tym, kim myśli, że jest. Na tym polega humor.  Wniosek stąd płynie jeden: sztuką jest odnajdować śmieszność tam, gdzie jej pozornie nie ma. To z kolei prowadzi do innej konkluzji – śmiać można się (prawie) ze wszystkiego, bo mało jest rzeczy w stu procentach jednoznacznych.
Żart bazuje na uproszczeniu, na wyolbrzymieniu pewnych cech, często po prostu na stereotypie. Nie wszyscy milicjanci byli głupi i nie wszystkie blondynki takie są. Pewnie nawet trudno stwierdzić, czy głupich blondynek jest więcej, niż głupich brunetek. Albo brunetów. Nie wszystkie teściowe to straszne wiedźmy – w tym przypadku jednak ujawnia się moc poznawcza zawarta w stereotypie, który znalazł odbicie w żartach: na wszelki wypadek nie narażam się teściowej i pewnie dobrze na tym wychodzę.
Najgorsze jest założenie, że z pewnych rzeczy nie wolno się śmiać. Z góry mamy tu zapowiedziane, że nie możemy być do końca sobą (wciąż zakładamy, że poczucie humoru to wrażliwość estetyczna pewnego typu czyli przynależna każdemu z osobna, indywidualna). Zakaz śmiechu w określonych sytuacjach, czyli ograniczenie dla dawania wyrazu własnemu poczuciu humoru, to znaczne ograniczenie wolności. O osobach takich jak przywołany we wstępie bohater Imienia róży, Jorge, również pisze Kundera, odwołując się do twórczości Franciszka Rabelais: Agelasta (mówi): jest to oparty na grece neologizm Rabelais’go oznaczający tych, co nie umieją się śmiać, nie rozumieją żartów. Agelasta wierzy w świętą powagę rzeczy, a przynajmniej pewnych rzeczy. Z rzeczy zaś poważnych nie należy się śmiać, nie można ich traktować lekko, pozbawiać znaczenia, umniejszać ich wartości.
Ale właściwie dlaczego?  Śmiech, to radość. Śmiech dodaje smaku życiu. Śmiech odrywa od codzienności, usuwa troski – choćby na chwilę.
Michał Bachtin chwalił średniowieczną kulturę karnawału jako moment, w którym nic nie było święte, nic nie musiało być poważne, na nic nie trzeba było zważać i niczego się bać. Śmiech karnawałowy odkrywał prawdziwe oblicze świata: władcy, kościelni hierarchowie, prawodawcy i egzekutorzy praw zyskiwali nagle ludzkie oblicze. Stawali się niejednoznaczni, bliżsi zwykłemu człowiekowi. Tym samym zwykły człowiek mógł żyć przez chwilę bez strachu.
My dziś żyjemy w mniej opresyjnej kulturze niż ta średniowieczna czy ta totalitarna, prowokująca do żartowania z milicjantów. Nie znaczy to jednak, że nie mamy potrzeby zdystansowania się od pewnych rzeczy i zjawisk, że nam pewne zjawiska i rzeczy nie doskwierają. Nie znaczy to też, że wszystko jest proste i jednoznaczne. Śmiejmy się, bo to świadczy o tym, że potrafimy sięgnąć głębiej – poza to, co wolno, co wypada, co się powinno lub czego powinno się unikać. Humor to nasza wrażliwość estetyczna, dbajmy o nią.


[1] Bohdan Dziemidok, O światopoglądowym i aksjologicznym znaczeniu poczucia humoru

10 komentarzy:

  1. Ty tutaj o śmiechu, a ja dziś w metrze przeczytałam informację dotyczącą pozytywnych stron płaczu - nie dość, że oczyszcza zarówno oczy, jak i organizm z niepotrzebnych nikomu toksyn i bakterii, to działa kojąco na nasze nerwy i mobilizująco do 'otrząśnięcia się' i pójścia dalej :-) Wspaniałości jednym słowem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli - płacz dla ciała, śmiech dla ducha :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Misterność tego posta przytłoczyła nieco tematykę, ale... Desperate - więcej proszę!
    Na marginesie: śmiech to zdrowie - tak było, jest i będzie, nawet pomimo sceptycyzmu niektórych.

    OdpowiedzUsuń
  4. granato - temat nie jest wcale błahy! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. toż ja nie mówię, że błahy :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy tylko zobaczyłam tytuł najnowszego posta, pomyślałam o Eco, i proszę: nie pomyliłam się :)

    Tak, śmiech jest groźny, bo zabija strach, a bez strachu nie ma tabu. Stąd zapewne próby objęcia pewnych tematów, osób, instutucji zakazem śmiechu, władza nad śmiechem daje władzę nad człowiekiem (czy szerzej społeczeństwem), to, z czego żartować nie wolno uzurpuje sobie status świętej krowy. Ergo: śmiejmy się ze wszystkiego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oby tylko ten śmiech nasz zdrowy i łamiący wszystkie tabu nie przerodził się w zwykłą drwinę. Lub szyderstwo z tego, co nieznane i co moglibyśmy rzeczonym śmiechem oswoić. Ale się nam nie chce. Wolimy się od poznania odgrodzić drwiną.
    Desperate, wiem, że zupełnie nie oto Ci chodziło. To tylko uwaga na marginesie. Drugie dno sprawy.
    Z dużą radością czytam Twój blog (?Twojego bloga?). I będę to czynił nadal.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Phazi - pozostaje kwestia kluczowa, czyli wyczucie, takt. I szacunek. Z pewnych rzeczy śmiać się pewnie nie powinno, z innych nie warto - na pewno nie 'zamiast' ich zgłębiania.
    Chodzi tylko o to, że nie ma żadnego klucza, według którego oddzielamy to, z czego można się śmiać od tego, z czego bezwzględnie nie można.

    OdpowiedzUsuń
  9. ...dlatego właśnie najbardziej cenię ludzi mających poczucie humoru autoironiczne.

    OdpowiedzUsuń