środa, 13 czerwca 2012

Jak taoizm pomógł mi przetrwać zebranie, czyli posiedzenie z Kapuścińskim


Kto lubi nudne zebrania w pracy? Podejrzewam, że niewielu. Kiedyś myślałem, że nikt, ale w pewnym momencie zacząłem mieć wątpliwości. Ja znam szczególnie dobrze jeden rodzaj nudnych zebrań w pracy – imię ich Rada Pedagogiczna. Czasami na radach omawiane są rzeczy istotne, nie mogę zaprzeczyć. Zwykle jednak przeżywam katusze, słuchając nieciekawych wywodów, usypiających sprawozdań, dyskusji, którym daleko do rzeczowości.
Podczas tych ciągnących się w nieskończoność zgromadzeń, myśli moje zwykle krążą gdzieś daleko. Dziś na przykład – bo dziś znowu miałem nieszczęście uczestniczyć w posiedzeniu Rady – myślałem sobie o filozofii Wschodu.
Filozofia Wschodu jest mi raczej obca. Jest dla mnie dziwna, niezrozumiała i pokrętna. A przede wszystkim podejrzana, a to dlatego, że jest dziwna, niezrozumiała i pokrętna z założenia, dlatego, że tak ją zaplanowano. Weźmy taki na przykład taoizm. Czym jest tao? Tego właśnie nie da się powiedzieć, bo istotą tao jest jego nieokreśloność i niewyrażalność: „jeżeli tao da się zdefiniować jako tao, nie jest prawdziwym tao” – mówi Mistrz – tak o taoizmie pisze Ryszard Kapuściński w jednym z fragmentów Podróży z Herodotem. I bądź tu mądry.
Dziś jednak zacząłem się zastanawiać – nudna Rada sprzyjała intensywnemu myśleniu o czymś innym – że może coś w tym jednak jest. Nic nie jest trwałe – mówi Mistrz (…). Działaj przez niedziałanie (…), stań się wewnętrznym eremitą, zadowól się miseczką ryżu i łykiem wody – pisze dalej Kapuściński, starając się jednak taoizm jakoś określić i przybliżyć.
Podczas nudnego zebrania wszyscy mają znudzone miny. Od czasu ten i ów robi grymas świadczący o tym, że chciałby już, w końcu, być gdzieś indziej. Ale niech tylko pojawi się okazja do podjęcia bezsensownej paplaniny, rozwinięcia niczego nie wnoszącej dyskusji – od razu znajdują się chętni. Pospierać się o to, czy jedno słowo, które ma być wpisane do statutu zamienić na inne? Oczywiście, czemu nie! Sens zapisu pozostanie ten sam, wydźwięk się nie zmieni, znaczenie nie ulegnie zmianie ani odrobinę, jednak poroztrząsać, czy jednak nie byłoby warto napisać tak, zamiast siak, zawsze warto. A czas płynie. Zastanawiam się, czy ludzie, którzy siedzą ze mną na sali nie mają nic lepszego do roboty. Zaczynam się denerwować, wtedy nachodzi mnie myśl: nic nie jest trwałe, nic nie trwa wiecznie, ten koszmar też się kiedyś skończy. Działam przez niedziałanie – nie odzywam się, nie będę brał udziału w tym szaleństwie; zadziałam przez to, bo przecież nie przedłużę posiedzenia nie przyłączając się do tego bezsensownego generowania artykułowanych dźwięków. Fakt, że jestem głodny jak wilk, albo i cała wataha – zadowalam się jednak łykiem kawy. Wycofuję się w głąb siebie, staram się nie słuchać. Tao jest drogą i przestrzegać tao to trzymać się tej drogi i iść przed siebie mówi Mistrz Kapuściński – idę swoją wewnętrzną drogą i nie rozglądam na boki, niech się dzieje co chce, przecież nie mam na to wpływu.
Uświadamiam sobie nagle, że oto jestem świadkiem nie tylko własnego odkrywania tao – tu się dzieje coś więcej. Na szkolnej sali ścierają się dwie wielkie wschodnie myśli: mój rodzący się i zapewne prymitywny jeszcze taoizm i zupełnie nieuświadomiony konfucjanizm reprezentowany przez moje koleżanki i kolegów.
Konfucjusz mówi, że człowiek rodzi się w społeczeństwie, a zatem ma pewne powinności. Najważniejszymi są – wykonywanie poleceń władzy i uległość rodzicom (…). Ścisłe przestrzeganie etykiety (…). Człowiek Konfucjusza to istota lojalna i pokorna wobec władzy. Jeżeli będziesz posłusznie i sumiennie wykonywał jej nakazy – mówi Mistrz – przetrwasz. Myślę o tej charakterystyce i rozglądam się wokół. Nudna rada? Głupie tematy do dyskusji? Nie ważne! Władza – w osobie dyrekcji – jest i patrzy, przewodzi posiedzeniu. Trzeba robić to, co należy. Obowiązuje przecież jakaś etykieta. Brać czynny udział. Włączać się. Dyskutować, choć to bezcelowe. Pytać, choć się zna odpowiedź, choć się nawet bardzo nie chce jej po raz kolejny słyszeć.
Konfucjanizm jest filozofią władzy, urzędników, struktury, porządku i stania na baczność, filozofia taoizmu jest mądrością tych, którzy odmówili uczestnictwa w grze i chcą być tylko cząstką obojętnej na wszystko natury.
Odmawiam uczestnictwa i z obojętnością czekam na koniec.
Idę drogą tao.

4 komentarze:

  1. Jak ja to dobrze znam. Na zebraniach rozkwitam jako rysownik. Tu jakiś pejzaż strzelę, tam jakiś akt i godzinka zlatuje.

    A moja teoria zebrań jest taka - gdyby w szkole pracowali sami faceci, każda rada trwałaby o połowę krócej. Kobiety mają gdziej jakąś taką dziwną ambicję, by przegadać, dogadać, tej, z której zdaniem się nie zgadzają. I jeżeli to nawet kwestia jednego słowa, placu boju nie opuszczą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro nie wiadomo, czym jest tao, równie dobrze może być ścieżką rysownika ;-)

      A co do gadulstwa koleżanek i większej wstrzemięźliwości na tym polu kolegów z pracy - mam takie same obserwacje. Już rada prowadzona przez faceta wygląda inaczej.
      A jaki to ból, kiedy siedzę tak trzecią godzinę i myślę, że od półtorej mógłbym być w domu, gdyby wszystko omówić krótko, rzeczowo i bez zbędnych dygresji... Niestety, to się nigdy nie udaje.

      Usuń
  2. Chyba wybrałabym tę samą drogę... ;p współczucia...

    P.S. Nie martwienie się na zapas - ja regularnie ćwiczę i widzę efekty! :)

    P.S. P.S. Byleś w Żywcu na Festiwalu Birofila? :) My byliśmy tylko kilka godzin, ale impreza była świetna :) polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłem niestety, żałuję, słyszałem relację w radio - impreza chyba bardzo udana. Pocieszam się, że tak mi się weekend ułożył, że miałem swój własny Festiwal Birofilów :-)

      Usuń