Gdyby babcia miała wąsy, to by była
dziadkiem. Znacie to powiedzenie? Jest ono dość nielogiczne. Właściwie jest
zupełnie bez sensu. Gdyby babcia miała wąsy, to nadal była by babcią, tyle, że
z wąsami. I nie była by – spójrzmy prawdzie w oczy – przypadkiem jednym, jedynym i wyjątkowym. Do
bycia dziadkiem, naszej babci nadal byłoby daleko, bo wąsy wąsami, ale brak
pozostałych trzeciorzędowych cech płciowych, o drugo i pierwszorzędowych nie
wspominając, w dalszym ciągu definiował by ją jako babcię. Tyle, że z wąsami.
Zdarza się.
Powiedzenie
jest więc bardzo naiwne, ale wszyscy znają jego znaczenie. Nie ma co gdybać,
liczą się fakty – tyle chce powiedzieć ktoś, kto mówi, że gdyby babcia… i tak
dalej. Wszyscy znają znaczenie, poza sprawozdawcami sportowymi. Ci z uporem
powtarzają, jak mantrę, że gdyby, gdyby oojjjjj! gdyby tylko!
Jednym uchem
słuchałem radiowej relacji z meczu Polska – Rosja. Po przerwie na piosenkę
(dzięki bogu relację w Trójce przerywają piosenkami; niestety puszczają U2)
dowiaduję się, że mieliśmy piłkę w rosyjskiej siatce… Gdyby tylko nie było spalonego! Do tego te dwie świetne okazje!
Gdyby tylko Błaszczykowski, gdyby tylko Obraniak*…!
Mogliśmy po ósmej minucie prowadzić jedną bramką (mi nadal wychodzi z
rachunków, że jeśli mieliśmy dwie
świetne okazje, to mogliśmy prowadzić, po ósmej minucie, dwiema bramkami, ale ja się na piłce nie znam, więc może się mylę,
może stadionowa arytmetyka inaczej działa).
Na minioną
sobotę, nieopatrznie zaplanowałem małą imprezę. Grill, piwko i dawno
niewidziani koledzy. Nie przemyślałem, nie przewidziałem, umawiając się z nimi
dwa tygodnie wcześniej, że kręcę właśnie na siebie bat, bo oni meczu – Tego Meczu
– nie odpuszczą. Skończyło się tym, że w sobotnie popołudnie podłączałem antenę
do telewizora, którego nigdy dotąd nie skalałem hitami z ramówek naszych publicznych
i komercyjnych stacji. No i przyszło mi oglądać mecz, w towarzystwie znających
wszystkie odpowiednie na tę okoliczność przyśpiewki i wymachujących szalikami
kolegów oraz szwagierki, która nagle okazała się zagorzałym kibicem.
Oglądałem dość
nieuważnie, ratowała mnie konieczność pilnowania piekących się żeberek i jeden
z kumpli, który do piłki ma stosunek taki mniej więcej, jak ja – unika, jak
tylko może. Odchodziłem więc od telewizora i rozkrzyczanego towarzystwa co
chwilę, ale i tak wiedziałem co się dzieje na boisku. No i widziałem, jak to
się kończy.
Skończyło się
nie najgorzej – przynajmniej po fazie rozgrywek grupowych nie musieliśmy wracać
do domu. No i zachowaliśmy się jak na dobrych gospodarzy przystało, bo wiadomo
przecież, że jak się chce być dobrym gospodarzem, to nie można wychodzić, kiedy
się ma gości. Nie wyszliśmy więc. To oczywiście żarty, od których zaroiło się w
Sieci. Teraz pozostaje się nam tylko śmiać. Albo płakać.
Całą sytuację
podsumować można kolejnym żartem: Grecja ma fetę, my mamy bryndzę. To oddaje
istotę rzeczy.
Po sobotnim
meczu z wielu gardeł popłynęła pewnie pieśń: Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało. To kolejny fenomen
związany z piłką – równie dziwny, co fenomen gdybania. Ja, podkreślam, nie znam
się, ale myślę, że się jednak stało. Chłopaki się nie popisali, trener nie podołał
i to po raz kolejny. Bryndza, jak zwykle. Może gdyby tak raz wszyscy oni
usłyszeli, że właśnie stało się, że
się zawiedli ci wszyscy wymalowani, ubrani w biało-czerwone stroje, wymachujący
flagami i wywieszający je na balkonach i samochodach kibice. Ci wszyscy, którzy
jak zwykle mieli nadzieję i którym jak zwykle musiało być smutno. Ale nie, nic
się nie stało. Trener dostanie premię, prezes znajdzie sposób, żeby nie
rezygnować ze stanowiska, dlaczego zresztą miałby rezygnować, skoro się nic
złego nie stało?
Pogląd wyrażę
pewnie teraz niepopularny, politycznie niepoprawny, może nawet, dla niektórych
moralnie naganny, bo taki przecież nieżyczliwy i nie patriotyczny, ale dla mnie
to wszystko jest żałosne. Śpiewanie, że „biało-czerwone, to barwy niezwyciężone”,
kiedy do końcowego gwizdka zostały dwie minuty, a nasi przegrywają jedną
bramką; całe to „nic się nie stało”; szukanie usprawiedliwień i doszukiwanie
się pozytywnych stron tam, gdzie ich ewidentnie nie ma – a to pewnie teraz
nastąpi.
A najsmutniejsze
w całej sytuacji jest to, że tak, jak zgadzamy się na bylejakość naszej piłki,
tak samo przyzwalamy na nią w innych kwestiach. Mamy miernych rządzących,
jeździmy po kiepskich drogach, tolerujemy nieżyczliwych urzędników; cieszymy
się z kolejnych głupich kinowych hitów, które urągają inteligencji widza.
A może trzeba
po prostu przestać udawać, że się nic nie stało?
Nie myśleć, co
by było gdyby, tylko spojrzeć na to, co się faktycznie dzieje, a jeśli dzieje
się źle, to nie przyklaskiwać?
*
Nie znam składu reprezentacji, te dwa nazwiska utknęły mi jakoś w pamięci. Nie
wiem, czy Błaszczykowski i Obraniak mieli coś wspólnego z niewykorzystanymi
okazjami w okolicach ósmej minuty meczy Polska – Rosja, nie jestem nawet pewny,
czy w tym meczu grali; proszę wymienione nazwiska traktować umownie. Powiedzmy,
że dla mnie drużyna narodowa składa się z Błaszczykowskich, Obraniaków i tych,
no… Lewandowskich. Coś czuję, że przydał by się nam jeszcze przynajmniej jeden
dobry Atakowiak, ale co ja tam wiem.
Otóż to! Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami i czymkolwiek się jeszcze da. Myślałem, że jestem odosobniony z podobnym podejściem... Nasza afirmacja rzeczywistości sięga naprawdę wysoko, aż do granic absurdu. Nie ma jednak co się martwić - "Jeszcze Polska będzie mistrzem Polski".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Michał
Taaa... Podobno już za cztery lata. Chociaż chyba tylko możliwość stworzenia zgrabnego rymu za tym przemawia :-)
UsuńLubimy karmić się złudzeniami, uciekać od rzeczywistości i dlatego tak reagujemy. Najpierw pielęgnujemy nieuzasadnione nadzieje, potem udajemy, że jest OK, żeby nie patrzeć prawdzie w oczy, gdyż ta kole. Na szczęście z tego, czy nasz reprezentacja przegrywa, czy wygrywa, nic nie wynika dla naszego życia. Wzrost ceny benzyny o 2 grosze znaczy tysiąckrotnie więcej, niż przerżnięcie dziesięciu meczy przez piłkarzy.
OdpowiedzUsuńW sumie to tak jest właśnie, że zasadniczo lubimy ponarzekać na reprezentacje, na trenera, na związek, by zapomnieć o narzekaniu na to, co nas bezpośrednio dotyczy. A po tym wszystkim i tak przyjdzie zwyczajowe marudzenie. Ciekaw jestem co powie dziś prezes Lato, ponoć jakąś konferencję ogłosił, czy cóś...
UsuńPozdrawiam,
Michał
A ja widziałam kiedyś babę z brodą;)
OdpowiedzUsuńAle tak serio - jestem zadowolona, bo pamiętam, że zawsze graliśmy o honor, a tym razem przegraliśmy jedno spotkanie, ale zremisowaliśmy (a nie przegraliśmy) aż dwa. Kadrę mamy jaka mamy i lepiej nam idzie np. boks, bo indywidualny, a nie zespołowy, ale ziarenko nadziei było - i to było miłe.
A jak nam idzie drużynowa siatkówka? W ostatnim czasie trzy razy rozgromiliśmy Brazylię! Z piłkarzami problem jest chyba bardziej skomplikowany.
UsuńA to, że co prawda nie wyszliśmy, ALE... to jest właśnie to, co dla mnie absolutnie nie jest pocieszające.
Może piłkarzy powinno być sześciu a nie jedenastu na boisku, może w tym tkwi sedno problemu...
UsuńMyślę, że przede wszystkim powinno się im uświadomić, że GRANIE, dobre granie, to jest ich podstawowe zadanie, "gwiazdorzenie" powinno być, ewentualnie, któreś w kolejności. I bycie gwiazdą powinno wynikać z dobrego grania.
UsuńSiatkarze nie zdobią jakoś pierwszych stron tabloidów, nie mają być ambicji, żeby bawić na salonach, nie konkurują w tym, który umawia się z lepszą laską... Trenują, grają i wygrywają. Czyli, że można.
Fakt - przed rozgrywkami usłyszałam, ile to się nie naprzechwalali, że jak się zaprezentują tu i tam, to ich ktoś kupi. To się chyba wdzięczyć przyjechali, a nie grać.
UsuńI wszystko na ten temat :-)
Usuń'Demokracja - mówisz co chcesz, robisz, co ci każą'
OdpowiedzUsuń;]
I tak jest ze wszystkim, sportem też.
A co do pierwszego akapitu to świetnie, że popierasz grupę zaawansowanych wiekowo pań z hormonalną przekrętką, ale jednak obrażasz transwestytów, a to chyba ważniejsza mniejszość :{D
Przytaczam tylko ludowe porzekadło - nie interpretuję :-)
OdpowiedzUsuńWszystko mi zresztą jedno, czy babcie chcą być dziadkami, czy dziadkowie lubią babcine fatałaszki - ich wola!