poniedziałek, 18 czerwca 2012

Gdyby babcia..., czyli coś się jednak stało


Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem. Znacie to powiedzenie? Jest ono dość nielogiczne. Właściwie jest zupełnie bez sensu. Gdyby babcia miała wąsy, to nadal była by babcią, tyle, że z wąsami. I nie była by – spójrzmy prawdzie w oczy –  przypadkiem jednym, jedynym i wyjątkowym. Do bycia dziadkiem, naszej babci nadal byłoby daleko, bo wąsy wąsami, ale brak pozostałych trzeciorzędowych cech płciowych, o drugo i pierwszorzędowych nie wspominając, w dalszym ciągu definiował by ją jako babcię. Tyle, że z wąsami.
Zdarza się.
Powiedzenie jest więc bardzo naiwne, ale wszyscy znają jego znaczenie. Nie ma co gdybać, liczą się fakty – tyle chce powiedzieć ktoś, kto mówi, że gdyby babcia… i tak dalej. Wszyscy znają znaczenie, poza sprawozdawcami sportowymi. Ci z uporem powtarzają, jak mantrę, że gdyby, gdyby oojjjjj! gdyby tylko!
Jednym uchem słuchałem radiowej relacji z meczu Polska – Rosja. Po przerwie na piosenkę (dzięki bogu relację w Trójce przerywają piosenkami; niestety puszczają U2) dowiaduję się, że mieliśmy piłkę w rosyjskiej siatce… Gdyby tylko nie było spalonego! Do tego te dwie świetne okazje! Gdyby tylko Błaszczykowski, gdyby tylko Obraniak*…! Mogliśmy po ósmej minucie prowadzić jedną bramką (mi nadal wychodzi z rachunków, że jeśli mieliśmy dwie świetne okazje, to mogliśmy prowadzić, po ósmej minucie, dwiema bramkami, ale ja się na piłce nie znam, więc może się mylę, może stadionowa arytmetyka inaczej działa).
Na minioną sobotę, nieopatrznie zaplanowałem małą imprezę. Grill, piwko i dawno niewidziani koledzy. Nie przemyślałem, nie przewidziałem, umawiając się z nimi dwa tygodnie wcześniej, że kręcę właśnie na siebie bat, bo oni meczu – Tego Meczu – nie odpuszczą. Skończyło się tym, że w sobotnie popołudnie podłączałem antenę do telewizora, którego nigdy dotąd nie skalałem hitami z ramówek naszych publicznych i komercyjnych stacji. No i przyszło mi oglądać mecz, w towarzystwie znających wszystkie odpowiednie na tę okoliczność przyśpiewki i wymachujących szalikami kolegów oraz szwagierki, która nagle okazała się zagorzałym kibicem.
Oglądałem dość nieuważnie, ratowała mnie konieczność pilnowania piekących się żeberek i jeden z kumpli, który do piłki ma stosunek taki mniej więcej, jak ja – unika, jak tylko może. Odchodziłem więc od telewizora i rozkrzyczanego towarzystwa co chwilę, ale i tak wiedziałem co się dzieje na boisku. No i widziałem, jak to się kończy.
Skończyło się nie najgorzej – przynajmniej po fazie rozgrywek grupowych nie musieliśmy wracać do domu. No i zachowaliśmy się jak na dobrych gospodarzy przystało, bo wiadomo przecież, że jak się chce być dobrym gospodarzem, to nie można wychodzić, kiedy się ma gości. Nie wyszliśmy więc. To oczywiście żarty, od których zaroiło się w Sieci. Teraz pozostaje się nam tylko śmiać. Albo płakać.
Całą sytuację podsumować można kolejnym żartem: Grecja ma fetę, my mamy bryndzę. To oddaje istotę rzeczy.
Po sobotnim meczu z wielu gardeł popłynęła pewnie pieśń: Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało. To kolejny fenomen związany z piłką – równie dziwny, co fenomen gdybania. Ja, podkreślam, nie znam się, ale myślę, że się jednak stało. Chłopaki się nie popisali, trener nie podołał i to po raz kolejny. Bryndza, jak zwykle. Może gdyby tak raz wszyscy oni usłyszeli, że właśnie stało się, że się zawiedli ci wszyscy wymalowani, ubrani w biało-czerwone stroje, wymachujący flagami i wywieszający je na balkonach i samochodach kibice. Ci wszyscy, którzy jak zwykle mieli nadzieję i którym jak zwykle musiało być smutno. Ale nie, nic się nie stało. Trener dostanie premię, prezes znajdzie sposób, żeby nie rezygnować ze stanowiska, dlaczego zresztą miałby rezygnować, skoro się nic złego nie stało?
Pogląd wyrażę pewnie teraz niepopularny, politycznie niepoprawny, może nawet, dla niektórych moralnie naganny, bo taki przecież nieżyczliwy i nie patriotyczny, ale dla mnie to wszystko jest żałosne. Śpiewanie, że „biało-czerwone, to barwy niezwyciężone”, kiedy do końcowego gwizdka zostały dwie minuty, a nasi przegrywają jedną bramką; całe to „nic się nie stało”; szukanie usprawiedliwień i doszukiwanie się pozytywnych stron tam, gdzie ich ewidentnie nie ma – a to pewnie teraz nastąpi.
A najsmutniejsze w całej sytuacji jest to, że tak, jak zgadzamy się na bylejakość naszej piłki, tak samo przyzwalamy na nią w innych kwestiach. Mamy miernych rządzących, jeździmy po kiepskich drogach, tolerujemy nieżyczliwych urzędników; cieszymy się z kolejnych głupich kinowych hitów, które urągają inteligencji widza.
A może trzeba po prostu przestać udawać, że się nic nie stało?
Nie myśleć, co by było gdyby, tylko spojrzeć na to, co się faktycznie dzieje, a jeśli dzieje się źle, to nie przyklaskiwać?


* Nie znam składu reprezentacji, te dwa nazwiska utknęły mi jakoś w pamięci. Nie wiem, czy Błaszczykowski i Obraniak mieli coś wspólnego z niewykorzystanymi okazjami w okolicach ósmej minuty meczy Polska – Rosja, nie jestem nawet pewny, czy w tym meczu grali; proszę wymienione nazwiska traktować umownie. Powiedzmy, że dla mnie drużyna narodowa składa się z Błaszczykowskich, Obraniaków i tych, no… Lewandowskich. Coś czuję, że przydał by się nam jeszcze przynajmniej jeden dobry Atakowiak, ale co ja tam wiem.

12 komentarzy:

  1. Otóż to! Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami i czymkolwiek się jeszcze da. Myślałem, że jestem odosobniony z podobnym podejściem... Nasza afirmacja rzeczywistości sięga naprawdę wysoko, aż do granic absurdu. Nie ma jednak co się martwić - "Jeszcze Polska będzie mistrzem Polski".

    Pozdrawiam,
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa... Podobno już za cztery lata. Chociaż chyba tylko możliwość stworzenia zgrabnego rymu za tym przemawia :-)

      Usuń
  2. Lubimy karmić się złudzeniami, uciekać od rzeczywistości i dlatego tak reagujemy. Najpierw pielęgnujemy nieuzasadnione nadzieje, potem udajemy, że jest OK, żeby nie patrzeć prawdzie w oczy, gdyż ta kole. Na szczęście z tego, czy nasz reprezentacja przegrywa, czy wygrywa, nic nie wynika dla naszego życia. Wzrost ceny benzyny o 2 grosze znaczy tysiąckrotnie więcej, niż przerżnięcie dziesięciu meczy przez piłkarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to tak jest właśnie, że zasadniczo lubimy ponarzekać na reprezentacje, na trenera, na związek, by zapomnieć o narzekaniu na to, co nas bezpośrednio dotyczy. A po tym wszystkim i tak przyjdzie zwyczajowe marudzenie. Ciekaw jestem co powie dziś prezes Lato, ponoć jakąś konferencję ogłosił, czy cóś...

      Pozdrawiam,
      Michał

      Usuń
  3. A ja widziałam kiedyś babę z brodą;)
    Ale tak serio - jestem zadowolona, bo pamiętam, że zawsze graliśmy o honor, a tym razem przegraliśmy jedno spotkanie, ale zremisowaliśmy (a nie przegraliśmy) aż dwa. Kadrę mamy jaka mamy i lepiej nam idzie np. boks, bo indywidualny, a nie zespołowy, ale ziarenko nadziei było - i to było miłe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak nam idzie drużynowa siatkówka? W ostatnim czasie trzy razy rozgromiliśmy Brazylię! Z piłkarzami problem jest chyba bardziej skomplikowany.
      A to, że co prawda nie wyszliśmy, ALE... to jest właśnie to, co dla mnie absolutnie nie jest pocieszające.

      Usuń
    2. Może piłkarzy powinno być sześciu a nie jedenastu na boisku, może w tym tkwi sedno problemu...

      Usuń
    3. Myślę, że przede wszystkim powinno się im uświadomić, że GRANIE, dobre granie, to jest ich podstawowe zadanie, "gwiazdorzenie" powinno być, ewentualnie, któreś w kolejności. I bycie gwiazdą powinno wynikać z dobrego grania.
      Siatkarze nie zdobią jakoś pierwszych stron tabloidów, nie mają być ambicji, żeby bawić na salonach, nie konkurują w tym, który umawia się z lepszą laską... Trenują, grają i wygrywają. Czyli, że można.

      Usuń
    4. Fakt - przed rozgrywkami usłyszałam, ile to się nie naprzechwalali, że jak się zaprezentują tu i tam, to ich ktoś kupi. To się chyba wdzięczyć przyjechali, a nie grać.

      Usuń
    5. I wszystko na ten temat :-)

      Usuń
  4. 'Demokracja - mówisz co chcesz, robisz, co ci każą'
    ;]
    I tak jest ze wszystkim, sportem też.

    A co do pierwszego akapitu to świetnie, że popierasz grupę zaawansowanych wiekowo pań z hormonalną przekrętką, ale jednak obrażasz transwestytów, a to chyba ważniejsza mniejszość :{D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przytaczam tylko ludowe porzekadło - nie interpretuję :-)
    Wszystko mi zresztą jedno, czy babcie chcą być dziadkami, czy dziadkowie lubią babcine fatałaszki - ich wola!

    OdpowiedzUsuń