środa, 1 lutego 2012

Post scriptum

      Tak się złożyło, że dwa ostatnie moje wpisy mają pewien wspólny mianownik. Pisałem niedawno o tym, że trudno być poważnym (dorosłym) widzem w kinie i czuć się usatysfakcjonowanym tym, co się ogląda. Chyba, że akurat ma się ochotę na niezobowiązującą, nie angażującą zanadto szarych komórek rozrywkę.
      Ostatni wpis dotyczył seriali. Wątku, o którym kilka słów teraz, wtedy nie poruszyłem. A jest to rzecz ciekawa, mianowicie, że wymagający widz częściej znajdzie dziś coś interesującego dla siebie w telewizji – właśnie w serialu – niż na dużym ekranie. Twórcy seriali są dziś przede wszystkim odważniejsi, niż reżyserzy, scenarzyści i (może przede wszystkim) producenci pracujący dla przemysłu filmowego. Jest to tendencja widoczna od jakiegoś już czasu. Prosty przykład: kilka lat temu popularność zyskał serial 24 godziny. Była to produkcja tyle ważna, co kontrowersyjna. Poruszała zagadnienia trwającej właśnie tak zwanej „wojny z terroryzmem”. Padały pytania natury moralnej: czy walka z zagrożeniem, jakim jest terroryzm, usprawiedliwia stosowanie „brudnych” metod (jak na przykład tortury)? Czy walcząc z terrorystami z pełną bezwzględnością, nie upodabniamy się do nich? Kino w tej kwestii milczało. Produkcje takie jak Essential Killing czy Droga do Guantanamo w końcu powstały, były jednak cokolwiek spóźnione. Ich autorzy dali się wyprzedzić twórcom serialu.
      Wyraźne, charakterystyczne postaci, które pozwalają zastanawiać się nad człowiekiem: jego moralnością, postawami, związkami międzyludzkimi, również są ostatnio domeną raczej produkcji telewizyjnych. Kolejny przykład: postać Sherlocka Holmesa zainspirowała twórców kina i tych pracujących dla telewizji. W interpretacji tych pierwszych Holmes zyskał fircykowatą twarz Roberta Downey Jr z produkcji Guya Ritchiego. Twórcy seriali, korzystając z literackiego pierwowzoru, również traktując go dość luźno, niedosłownie, stworzyli doktora Gregory House’a i Sherlocka, który kryminalne zagadki rozwiązuje we współczesnym Londynie. Kino postać detektywa spłyciło, dostosowało do potrzeb prostej rozrywki. Telewizja zaś – twórczo rozwinęła, tworząc nową jakość.
      Przykłady można by pewnie mnożyć.
     Ale – teraz wyjaśnię – skąd w ogóle pomysł na połączenie i podsumowanie ostatnich wpisów. Otóż w najnowszej Polityce możemy przeczytać wywiad z Michaelem Mannem, twórcą balansującym między kinem (autorem m.in. Gorączki a Alem Pacino i Robertem DeNiro) i telewizją (choćby Policjanci z Miami, których Mann był producentem). Dziś możemy oglądać stworzony dla stacji HBO serial Manna Luck, w którym grają gwiazdy kina: Dustin Hoffman i Nick Nolte. Pytany o pracę dla w telewizji i tworzenie dla kina Mann mówi: Kino boi się mówić do myślącej i dorosłej (!!!) publiczności. Zamiast tego bawi się w podchody, by dostać kategorię wiekową PG-13, która oznacza, że każdy widz zostanie wpuszczony na seans. Tymczasem widzowie mają coraz większy głód rzeczy niekonwencjonalnych i odważnych. Nie mogłem przejść obok tych słów obojętnie, doskonale podsumowują moje myśli zebrane w tekście o dzisiejszym kinie, brzmi w nich ten sam duch. Kino nie dba o poważnych widzów, o dorosłych. Ich potrzeby zaspokajają zaś coraz częściej produkcje telewizyjne.

3 komentarze:

  1. Nawet mi nie mów; ostatnio skusiłam się (Bóg raczy wiedzieć czemu) na nowych Muszkieterów. Boszszsz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja widziałem zapowiedź - chyba wiem, co masz na myśli :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ;) hm... zastanawiam się czy to nie za dużo powiedziane, że nie dba. Owszem, filmy bywają ostatnio gorsze i nudniejsze niż seriale... ale mamy kilka dobrych filmów ostatnio :) Inna rzecz... jak jesteśmy zainteresowani. Bo wiesz.. jeśli patrzy się tylko na kinopleksy... to można myśleć, że o nas nie dbają. Ale poza tymi kinami są też inne :) No i w kinopleksach bywają dobre filmy :)

    P.S. DH :) właśnie, są jeszcze ci INNI ;D i jak już my się wzniesiemy na szczyt uproszczenia swojego życia to ONI nam je utrudnią :P

    OdpowiedzUsuń