wtorek, 21 lutego 2012

Filozofia Wschodu vs filozofia Zachodu, czyli dlaczego nie mogę zostać buddystą


Dziewiąte (z dziesięciu) wskazanie buddyzmu mahajany brzmi: nie wpadać w gniew. Trudno mi czasami przychodzi podążanie za tym wskazaniem. Przyznaję, jestem słaby.
Z buddyzmem mam co prawda tyle wspólnego, co z samochodami drogimi, jak śpiewał artysta, jednak zacząłem się ostatnio zastanawiać: filozofia wschodu niesie pewne mądrości. No i mówi, że należy je praktykować, że praktyka jest bardzo ważna. Jaka ważna, taka, niestety trudna. Miło by pewnie było osiągnąć Doskonałe Oświecenie, ale jak tu praktykować transcendentalne cnoty (a bez praktykowania, z Oświecenia nici)? Cierpliwość, radosny wysiłek, medytacyjne skupienie, to pięknie brzmi.
Ale…
U dzieci w wieku od 2 do 3 lat manifestują się dość wyraźnie oznaki uporu i innych napięć wewnętrznych. Upór i „negatywistyczne” nastawienie pojawiają się już około roku życia, nie jest to zatem nic nowego. Powyżej 2 lat osiągają jednak większe nasilenie i przybierają nowe formy – pisze Benjamin Spock w swojej – zwanej przez niektórych podobno „biblią wychowania dzieci” – książce Dziecko pielęgnowanie i wychowanie. Tak się złożyło, że na własnej skórze odczuwam „manifestujące się dość wyraźnie oznaki uporu” u dwulatka. Dodatkowo brat tegoż za chwilę skończy czwarty rok życia. Z prostej matematyki i czystej empirii wyszło mi, że cztery, to ni mniej ni więcej, tylko dwa razy dwa: oznaki „uporu i innych napięć” manifestują się tu więc dość wyraźnie i… podwójnie.
Są takie chwile w ciągu dnia, że deficyt mojej cierpliwości osiąga rozmiary, o którym nie śniło się filozofom ani wschodu, ani zachodu. W tej sytuacji  podejmowanie radosnego wysiłku wymaga tyle wysiłku, że o radość bardzo trudno – to jakby kazać egipskim niewolnikom stawiać piramidy z radością. Mógłbym oczywiście próbować wykrzesać trochę medytacyjnego skupienia, ale nie potrafię skupić się na tyle, żeby przywołać w myśli to trudne słowo: medytacyjne. Jedyne, co mi na myśl przychodzi, to słowa Andrzeja Kmicica: Jezu, natchnij mnie, abym zaś nie oszalał. Niestety, albo stety – mam świadomość, że te akurat niechybnie trafiają w pustkę.
I tu wracam jednak do sprawdzonej filozofii Zachodu. Emocje nie powinny być motorem działań – w krytycznych momentach dnia nikomu nie wyszło by na dobre, gdybym myślał inaczej i dał się ponieść emocjom. Trzeba działać racjonalnie, mieć plan – dobry plan działania, nawet, jeśli miało by to prowadzić do popadnięcia w schematy czy wręcz rytualizm. Rytuały mogą przecież wprowadzić bezpieczny, spokojny porządek w miejsce chaosu spędzanego z dziećmi dnia codziennego.
Trochę tu oczywiście przesadzam, mój wysiłek wiąże się przecież z radością. Ale cierpliwości mi czasami brakuje, i to jak. Zauważyła to nawet moja dwuletnia, manifestująca dość wyraźnie upór przekora: ty jesteś niedoskonały – usłyszałem dziś od synka (w tym wieku można się jeszcze mylić, nawet w sprawach kluczowych, więc nie mam mu za złe) – nie pozwalasz mi biegać. Pozwoliłbym, słowo daję, cierpliwie i z radością. Ale nie na golasa, na bosaka po zimnej podłodze, podczas gdy ja stoję z naręczem ubranek w jednej i pieluchą w drugiej ręce. Myśląc, co w tym czasie kombinuje uparty, „negatywistyczny” i manifestujący napięcia w dwójnasób  starszy brat dwulatka – bo akurat jest podejrzanie cicho.

5 komentarzy:

  1. "Boże, daj mi cierpliwość, ale zrób to szybko!"

    A co to Gniewu - cóż, ponoć jest grzechem, a więc grzeszę tym Gniewem setki razy dziennie.

    A co jest najgorsze? Że wkurzają mniej coraz mniejsze drobinki oporu rzeczywistości. Dzieci, pogoda, rodzina, ludzie w sklepie...

    Wiesz, jak to jest: "Kochać świat, sprzyjać światu z daleka od ludzi" jak trzasnął genialnie Mickiewicz.

    Sorrry za wywlekanie flaków, ale tak mi się jakoś złożyło...

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz, jak Ci NIE zazdroszczę! Ale trzymam za Ciebie kciuki, może pomogą w rozplenianiu cierpliwości. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Na szczęście buddyzm jest drogą środka, czyli umiaru :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiesz, ja się jakoś teraz mniej na dziecko denerwuję. Władek ma prawie trzy lata i już nie mam wrażenia, że gadam jak go ściany. Owszem, to trochę wkurzające, jak odrywa mnie od absolutnie wszystkich zajęć (łącznie z korzystaniem z ubikacji) i domaga się zabawy, ale - sama chciałam mieć dziecko i odkrywam co raz to nowsze pokłady spokoju:D

    OdpowiedzUsuń