czwartek, 7 lutego 2013

Kamraci i hultaje, czyli o słowach, które zapominamy



Język się rozwija, ewoluuje. Pojawiają się nowe słowa, inne zmieniają znaczenie. Zalała nas fala neologizmów, anglicyzmów, slangowych wyrażeń, przeróżnych językowych hybryd, często dość koszmarnych. Ich rozprzestrzenianiu się sprzyja internet i inne nowoczesne środki komunikacji. Rozmowy na czatach, sms-y, nawet wypowiedzi na forach, które dają przecież możliwość pisania w normalnej formie, pełne są dziwnych skrótów. Zdziwiłem się niedawno, czytając zapis rozmowy prowadzonej na czacie, odnajdując w niej tajemnicze cb i bd. Z kontekstu wywnioskowałem, że pierwszy zlepek liter oznacza ciebie, drugi zaś będę. OMG i WTF już mnie nie dziwią, przyzwyczaiłem się.
Przywykliśmy do tej płynności naszej codziennej mowy, nauczyliśmy się w niej poruszać. Jest jednak jeszcze jeden aspekt tych zmian: słowa nie tylko pojawiają się, zmieniają, ulegają skróceniu ale i znikają. I paradoksalnie – choć tych nowych jest chyba więcej, niż tych porzucanych, język raczej się nie bogaci. Choć to oczywiście tylko moje zdanie. Ale mam właśnie takie: nie w ilościowym bogactwie leży wartość, ale w jakości formy.
A jeśli o znikające słowa chodzi – czy zdarzyło wam się ostatnio zrobić coś ochoczo? Zwykle po prostu fajnie nam się coś robi, więc robimy to z radością. Albo kwitujemy, że kiedy będziemy coś robić, to będzie zajebiście. Znam takich, którzy kiedy coś robią, to mają pałera. I – siłą rzeczy – robią to z pałerem. Ale żeby ochoczo? Świadkiem ochoczo prowadzonych poczynań ostatnio chyba nie byłem.
Gdybym zobaczył, że ktoś do czegoś ochoczo się zabiera, to ze zdumienia chyba bym oniemiał. Bycie oniemiałym nie jest dziś chyba zbyt popularne. Zwykle dobrze jest raczej, kiedy mamy coś do powiedzenia. Są tacy, którzy nie zaznali chyba takiego uczucia, jak nagłe oniemienie. Stan zapomnienia języka w gębie jest im obcy. Można o nich powiedzieć, że ich język giętki powie wszystko, co pomyśli głowa, można też czasem być nawet powiedzieć, że powie to zanim głowa cokolwiek zdąży pomyśleć. Z tego grona rekrutują się świetni politycy i wiele tak zwanych gwiazd. Słuchając tego, co mają do powiedzenia, dopiero można oniemieć!
Nad zagubionymi gdzieś słowami zacząłem myśleć, gdy w radio usłyszałem niegdyś wywód na temat słowa poczciwy. Poczciwych ludzi, obawiam się, niewielu do dziś się uchowało. Ci, którzy przetrwali – tu znowu pojawia się u mnie obawa – w wielu środowiskach określani są mianem frajerów. Wyjątkowych przymiotów się im nie przypisuje, raczej krytykuje za naiwność.
Jakiś czas temu obserwowałem starszego pana  wygrażającego kierowcy, który przemknął ze sporą prędkością przez przejście dla pieszych, z którego wspomniany starszy pan właśnie chciał skorzystać. Kierowca został nazwany hultajem. Hultajów rzadko się dziś spotyka. Ich miejsce zajęli idioci, kretyni, debile – jednym słowem osoby dotknięte jakąś umysłową ułomnością. Albo tacy, których matki oskarża się o to, że parały się profesją uznawaną za najstarszą na świecie. Hultaj zaś, to kolejne słowo zapomniane. To zresztą ciekawe zjawisko, że dziś łatwiej kogoś posądzić o niedomaganie intelektu, czyli niejako postawić mu diagnozę (przecież te wszystkie określenia – idiota czy kretyn – były kiedyś określeniami należącymi do języka medycyny), niż stwierdzić, że jest po prostu kimś w większym lub mniejszym stopniu niegodziwym. Bo taki hultaj, to przecież ktoś, kto  nie domaga na polu etyki, nie zaś na poziomie psychicznego zdrowia.
Wątek słów, które wyszły z użycia powrócił, kiedy syn nazwał mnie swoim kamratem (o czym wspominałem ostatnio w innym kontekście). Kiedy ostatnio słyszałem to słowo? Nie pamiętam. Oglądałem co prawda niedawno z Chłopakami Karmazynowego pirata, ale nie pamiętam, żeby to określenie padło z ekranu. Może po prostu nie zwróciłem uwagi, w przeciwieństwie do moich, ciągle wzbogacających swój język dzieciaków. Pomyślałem sobie przy tej okazji, że o wiele przyjemnie być kamratem, niż dajmy na to ziomem.

3 komentarze:

  1. A co z błędnie zazwyczaj używanym słowem "spolegliwy", a co z chędożyć, a co z ananasem [a to ci ananas!], co z bęcwałem, pasibrzuchem i nicponiem? :D

    A co do "ochoczo", to ochoczo tego słowa używam!

    OdpowiedzUsuń

  2. Niby masz rację, że w dzisiejszym sposobie artykułowania tanie substytuty znalazły wygodne miejsce. Z drugiej strony jest też jakaś taka moda na wyciąganie słów, które wyszły z powszechnego użycia, jak słowo 'zacnie'. Zresztą słowo 'ziom' chyba też ma jakieś dalej sięgające korzenie.
    Ochoczo, poczciwy, hultaj wydają mi się wyrazami mimo wszystko niezupełnie porzuconymi na pastwę losu, od czasu do czasu użyję/usłyszę te i im podobne wyrazy w moim otoczeniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja myślę, że słowa wymierają nie tylko dziś, ale od wieków. Jasne, ze trochę smutno, bo w archaicznych słowach jest pewien urok, ale na to nic się nie poradzi. Kto dziś wie, co to jest łoktusza, albo choćby co to są wątpia. Kto dziś mówi: nie rezonuj, młodzieńcze? Natomiast niepokojące jest to skracanie wypowiedzi poprzez wycinanie słów niezbędnych ze względów gramatycznych, kaleczenie końcówek, gwałcenie zasad odmiany wyrazów. Do tego, niestety, prymitywizujemy się. Dlatego zanikają hultaje, niegodziwcy, kamraci. Teraz wszystko ma być maksymalnie mocne, więc mega, hiper, super, a jak krytycznie, to najlepiej obelżywie: debil, kretyn, idiota. Ewentualnie megaidiota.
    Nie gaśmy jednak ducha. Są blogi :)

    OdpowiedzUsuń