Język się
rozwija, ewoluuje. Pojawiają się nowe słowa, inne zmieniają znaczenie. Zalała
nas fala neologizmów, anglicyzmów, slangowych wyrażeń, przeróżnych językowych
hybryd, często dość koszmarnych. Ich rozprzestrzenianiu się sprzyja internet i
inne nowoczesne środki komunikacji. Rozmowy na czatach, sms-y, nawet wypowiedzi
na forach, które dają przecież możliwość pisania w normalnej formie, pełne są
dziwnych skrótów. Zdziwiłem się niedawno, czytając zapis rozmowy prowadzonej na
czacie, odnajdując w niej tajemnicze cb
i bd. Z kontekstu wywnioskowałem, że
pierwszy zlepek liter oznacza ciebie,
drugi zaś będę. OMG i WTF już mnie nie
dziwią, przyzwyczaiłem się.
Przywykliśmy
do tej płynności naszej codziennej mowy, nauczyliśmy się w niej poruszać. Jest
jednak jeszcze jeden aspekt tych zmian: słowa nie tylko pojawiają się,
zmieniają, ulegają skróceniu ale i znikają. I paradoksalnie – choć tych nowych
jest chyba więcej, niż tych porzucanych, język raczej się nie bogaci. Choć to oczywiście
tylko moje zdanie. Ale mam właśnie takie: nie w ilościowym bogactwie leży
wartość, ale w jakości formy.
A jeśli o
znikające słowa chodzi – czy zdarzyło wam się ostatnio zrobić coś ochoczo? Zwykle po prostu fajnie nam się
coś robi, więc robimy to z radością. Albo kwitujemy, że kiedy będziemy coś
robić, to będzie zajebiście. Znam takich, którzy kiedy coś robią, to mają
pałera. I – siłą rzeczy – robią to z pałerem. Ale żeby ochoczo? Świadkiem ochoczo prowadzonych
poczynań ostatnio chyba nie byłem.
Gdybym
zobaczył, że ktoś do czegoś ochoczo
się zabiera, to ze zdumienia chyba bym oniemiał.
Bycie oniemiałym nie jest dziś chyba
zbyt popularne. Zwykle dobrze jest raczej, kiedy mamy coś do powiedzenia. Są
tacy, którzy nie zaznali chyba takiego uczucia, jak nagłe oniemienie. Stan zapomnienia języka w gębie
jest im obcy. Można o nich powiedzieć, że ich język giętki powie wszystko, co pomyśli głowa, można też czasem być
nawet powiedzieć, że powie to zanim
głowa cokolwiek zdąży pomyśleć. Z tego grona rekrutują się świetni politycy i wiele
tak zwanych gwiazd. Słuchając tego, co mają do powiedzenia, dopiero można oniemieć!
Nad
zagubionymi gdzieś słowami zacząłem myśleć, gdy w radio usłyszałem niegdyś
wywód na temat słowa poczciwy. Poczciwych ludzi, obawiam się, niewielu do
dziś się uchowało. Ci, którzy przetrwali – tu znowu pojawia się u mnie obawa –
w wielu środowiskach określani są mianem frajerów. Wyjątkowych przymiotów się im nie przypisuje, raczej
krytykuje za naiwność.
Jakiś czas
temu obserwowałem starszego pana
wygrażającego kierowcy, który przemknął ze sporą prędkością przez
przejście dla pieszych, z którego wspomniany starszy pan właśnie chciał
skorzystać. Kierowca został nazwany hultajem.
Hultajów rzadko się dziś spotyka. Ich miejsce zajęli idioci, kretyni,
debile – jednym słowem osoby dotknięte jakąś umysłową ułomnością. Albo tacy,
których matki oskarża się o to, że parały się profesją uznawaną za najstarszą
na świecie. Hultaj zaś, to kolejne
słowo zapomniane. To zresztą ciekawe zjawisko, że dziś łatwiej kogoś posądzić o
niedomaganie intelektu, czyli niejako postawić mu diagnozę (przecież te wszystkie
określenia – idiota czy kretyn – były kiedyś określeniami należącymi do języka
medycyny), niż stwierdzić, że jest po prostu kimś w większym lub mniejszym
stopniu niegodziwym. Bo taki hultaj, to przecież ktoś, kto nie domaga na polu etyki, nie zaś na poziomie
psychicznego zdrowia.
Wątek słów,
które wyszły z użycia powrócił, kiedy syn nazwał mnie swoim kamratem (o czym wspominałem ostatnio w
innym kontekście). Kiedy ostatnio słyszałem to słowo? Nie pamiętam. Oglądałem
co prawda niedawno z Chłopakami Karmazynowego
pirata, ale nie pamiętam, żeby to określenie padło z ekranu. Może po prostu
nie zwróciłem uwagi, w przeciwieństwie do moich, ciągle wzbogacających swój
język dzieciaków. Pomyślałem sobie przy tej okazji, że o wiele przyjemnie być kamratem, niż dajmy na to ziomem.
A co z błędnie zazwyczaj używanym słowem "spolegliwy", a co z chędożyć, a co z ananasem [a to ci ananas!], co z bęcwałem, pasibrzuchem i nicponiem? :D
OdpowiedzUsuńA co do "ochoczo", to ochoczo tego słowa używam!
OdpowiedzUsuńNiby masz rację, że w dzisiejszym sposobie artykułowania tanie substytuty znalazły wygodne miejsce. Z drugiej strony jest też jakaś taka moda na wyciąganie słów, które wyszły z powszechnego użycia, jak słowo 'zacnie'. Zresztą słowo 'ziom' chyba też ma jakieś dalej sięgające korzenie.
Ochoczo, poczciwy, hultaj wydają mi się wyrazami mimo wszystko niezupełnie porzuconymi na pastwę losu, od czasu do czasu użyję/usłyszę te i im podobne wyrazy w moim otoczeniu.
Ja myślę, że słowa wymierają nie tylko dziś, ale od wieków. Jasne, ze trochę smutno, bo w archaicznych słowach jest pewien urok, ale na to nic się nie poradzi. Kto dziś wie, co to jest łoktusza, albo choćby co to są wątpia. Kto dziś mówi: nie rezonuj, młodzieńcze? Natomiast niepokojące jest to skracanie wypowiedzi poprzez wycinanie słów niezbędnych ze względów gramatycznych, kaleczenie końcówek, gwałcenie zasad odmiany wyrazów. Do tego, niestety, prymitywizujemy się. Dlatego zanikają hultaje, niegodziwcy, kamraci. Teraz wszystko ma być maksymalnie mocne, więc mega, hiper, super, a jak krytycznie, to najlepiej obelżywie: debil, kretyn, idiota. Ewentualnie megaidiota.
OdpowiedzUsuńNie gaśmy jednak ducha. Są blogi :)