środa, 6 lutego 2013

Dalej, kamraci, czyli czy zostać pastafarianinem?



Zaczęło się poważnie, od logicznej, choć może trochę przewrotnej reakcji na mało sensowny pomysł. W 2005 roku niejaki Bobby Henderson, wysłał otwarty list do Board of Education (Rady Edukacji) w amerykańskim stanie Kansas, w którym wyraził swoją opinię na temat konceptu, by do szkolnych programów nauczania wprowadzić teorię inteligentnego projektu i traktować ją na równi z darwinowską teorią ewolucji. Pogląd mówiący o tym, że za istnieniem życia na Ziemi w jego obecnej formie, za istnieniem wszechświata w ogóle stoi jakaś inteligentna siła sprawcza należy traktować jako koncepcję religijną. Co więcej, pomysł ten jest traktowany często jako jeden z argumentów przemawiający za istnieniem boga. A promują go przede wszystkim chrześcijanie. Pan Henderson odczytał więc plan nauczania o inteligentnym projekcie jako formę faworyzowania jednej religii. Poczuł, słusznie zresztą, że to niesprawiedliwe. Tu wkrada się element przewrotności, Henderson bowiem zażądał, by w takim razie przeznaczyć taką samą ilość czasu na przekazywanie teorii głoszącej, że stwórcą wszechświata jest Latający Potwór Spaghetti.
W dobie cyfrowej, globalnej komunikacji nie trzeba było długo czekać – pomysł okazał się dla wielu na tle atrakcyjny, że do życia powołana została wspólnota religijna, której członkowie określają się jako pastafarianie. Wyznawcy pastafarianiazmu chcą, by i w naszym kraju zarejestrować ich wiarę jako oficjalną religię. Kiedy myślę sobie o tym, rodzi się konkluzja: dlaczegóż by nie?
Jestem osobą raczej areligijną. Do kościoła Latającego Potwora Spaghetti raczej więc nie wstąpię, choć być może powinienem. Dlaczego? Bo kiedy o tej specyficznej wierze myślę, zaczynam dostrzegać zalety podejścia Pascala. Ten myśliciel, kiedy zastanawiał się nad problemami wiary i religijności, doszedł do wniosku, że choć istnienia boga udowodnić nie można, znacznie bardziej opłaca się w niego wierzyć, niż nie wierzyć. Ten punkt widzenia, zwany zakładem Pascala zakłada, że jeśli istnienie boga okazało by się faktem, ludzie wierzący dużo zyskują, niewierzący zaś wiele tracą. Gdyby bóg jednak nie istniał, ci, którzy w niego wierzyli, nie tracą nic (no, może poza całą kupa radości, jaką mogli by czerpać z życia, gdyby nie ograniczenia płynące z zasad wiary), niewierzący zaś również obywają się bez strat. Gdy to podejście odnieść do wiary pastafarian, pojawiają się piękne perspektywy w przypadku, gdybyśmy faktycznie byli dziełem latającego makaronu. Choćby wulkany, które podczas erupcji wyrzucają z siebie strumienie piwa, a które znajdują się w raju, czy striptizerki tenże zamieszkujące. Piękna to wizja życia po śmierci, najbardziej atrakcyjna spośród tych, z którymi się zetknąłem do tej pory. Nawet muzułmańskie dziewice w liczbie czterdziestu nie rozpalają tak wyobraźni. Bo przecież dziewica nie zawsze będzie dziewicą, liczba czterdzieści też nie jest, w skali wieczności, imponująca. Piwo zaś pozostanie piwem i tryskać będzie z wulkanów zawsze, zimne i spienione.
Wyznawcy Latającego Potwora mają też argumenty na poparcie dogmatów swojej wiary. Wierzą oni na przykład, że ludzie wywodzą się od piratów. Nie od małp, to mistyfikacja (wszelkie dowody potwierdzające trafność teorii ewolucji podłożył Jego Makaronowatość, żeby zmylić naukowców, sam bowiem wolał zachować incognito). A dowód? Otóż ludzkie DNA pokrywa się z małpim w sporym procencie, ale nie całkowicie. Z DNA piratów zaś jest w stu procentach tożsame. Wszelkie nękające nas straszne zjawiska, takie jak efekt cieplarniany, tornada, powodzie i inne kataklizmy mają bezpośredni związek ze zmniejszeniem się populacji piratów. Zachodzi odwrotnie proporcjonalna zależność, między liczbą żyjących piratów a średnią temperaturą na naszym globie – obrazuje to dokładnie wykres stworzony przez Bobby’ego Hendersona. Im mniej piratów, mówiąc najkrócej, tym cieplej.
Jest jeszcze coś. Coś, co mnie osobiście zmusza do myślenia. Kilka godzin temu, mój trzyletni synek zakończył jedzenie obiadu dziarskim okrzykiem Dalej, kamraci, wyruszamy! Kamraci! Czy to nie piracki okrzyk? I skąd on się wziął w ustach dziecka, jeśli nie w wyniku dziedziczenia po przodkach?

14 komentarzy:

  1. Przypomniałeś mi to piękne słowo - KAMRAT.

    A propos, list dziś pójdzie.

    ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - sporo jest takich pięknych słów. O tym, mam nadzieję, już za chwilę.

      Czekam na listonosza!

      Usuń
  2. Bystre masz dziecko. I bardzo fajnie to musiało brzmieć z ust takiego malucha :D

    Usłyszałem o Latającym Potworze niedawno i z miejsca stałem się fanem tej idei. Chyba nie ma lepszego sposobu, żeby sprowadzić na ziemię Kościół katolicki. Biskup równy wobec prawa wielebnemu od Latającego Potwora - wyborne! :D
    Co do zakładu Pascala, to tylko pozornie wiara bardziej się opłaca od niewiary. Tylko wtedy, gdy nie liczymy szkód, jakie wywołuje kierowanie się wiarą zamiast rozumem. A historia obfituje w liczne smutne przykłady.

    Czytając Ciebie, nigdy bym nie powiedział, że jesteś religijny. Może dlatego, że "raczej" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam do słowa 'religijną' przyklejone jest 'a' - z przodu. Bo raczej religijny nie jestem, a nawet bez 'raczej'. Mnie idea Potwora też przekonuje. I nawet wiara w niego, bo ona szkód raczej nie może powodować. Choćby dlatego, że Jego Makaronowatość nie wymaga wiary bezwzględnej, akceptuje niewiarę a nawet wiarę jednocześnie w inne... rzeczy. Ogólnie otwarta z niego istota i wyluzowana. A swoim wyznawcom sugeruje (bo nie narzuca), żeby byli przyzwoitymi ludźmi i nie robili innym krzywdy, szczególnie z powodów religijnych.
      Kościół sam mógłby zejść na ziemię i przejąć niektóre zasady od pastafarian, paradoksalnie zbliżył by się przez to do głoszonych przez siebie ideałów.

      Usuń
    2. Co do zakładu Pascala to nie wiem, czy to się opłaca. Bogów bowiem jest wielu i nie wiadomo, którego wybrać. Załóżmy, że wybieram wiarę w Jezusa. Idę na tamten świat, a tam niestety, zonk, ale wita mnie Zeus. I co ja mu wtedy powiem? Ateista powiedziałby: nie wierzyłem w Ciebie Wielki Zeusie, bo o Tobie mało słyszałem. Ale w innych bogów też nie wierzyłem. A co powie taki wyznawca Jezusa? Nie dosyć że życia nie użył, to jeszcze dodatkowa kara za wiarę w niewłaściwego boga (=świętokradztwo)

      Usuń
    3. Skomplikowane to kwestie. Pascal chyba założył po prostu, że mówiąc o wierze, mamy na myśli wiarę w Boga chrześcijan.
      A jeśli chodzi o ateistę stającego przed bramą raju (czy też sali rozpraw w Sądzie Niebiańskim), to świetną anegdotę przytacza Kurt Vonnegut - dotyczyła ponoć jego dziadka. Tenże dziadek - ateista powiedział, że gdyby przyszło mu jednak kiedyś stanąć przed bogiem, czyli gdyby się okazało, że mylił się nie wierząc, będzie mógł z czystym sumieniem powiedzieć: byłem dobrym człowiekiem, mimo że w ciebie nie wierzyłem. I to jest idealna postawa życiowa.

      Usuń
  3. Z jedną różnicą - pastacośtam traktują całość jako prowokację. Wierzący w Boga raczej nie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zanegowanie teorii ewolucji i postawienie na równym poziomie pomysłu z gruntu nie naukowego, do tego uczynienie z niego elementu programu nauczania przedmiotu stricte naukowego też jest dość prowokacyjnym pomysłem. Prowokacja w odpowiedzi na prowokację już tak bardzo nie razi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrząc z zewnątrz, tak.

      Ale ja, jako wierzący, nie mam przeczucia, że gram w jakimś projekcie sztucznie stworzonym w ramach odruchu buntu.

      A myślę, że każdy Pasta ma świadomość tej zgrywy.

      A lepiej chyba żyje się na serio...

      Usuń
    2. Pewnie tak, tylko 'na serio' często trudno walczyć z nonsensem. Bo powiedz szczerze: czy w szkole, świeckiej, zależnej od państwa, nie od Kościoła czy innego związku religijnego, która teoretycznie powinna być wolna od wszelkich ideologii, powinno się nauczać koncepcji religijnych na równi z nauką?
      Nie powinno się, ale nie można tego wytłumaczyć przeróżnym lobbystom. Poważne podejście jest nieskuteczne, racjonalna dyskusja o charakterze, jaki powinna mieć szkoła nie przynosi efektów. Co więc pozostaje? Może tylko wskazanie bezsensu promowanego sposobu myślenia.
      Mnie drażni niemiłosiernie, że dzieciaki w naszych (świeckich) gimnazjach uczą się fizyki przez godzinę w tygodniu, za to religii przez dwie. Absurd, głupota, zacofanie. Że tej religii uczą księża katecheci o statusie świętych krów, których nie dotyczą obowiązki nakładane na innych nauczycieli, nie będę nawet wspominał.
      Więc - szczerze - chciałbym, żeby w mojej szkole pojawił się nauczyciel - pastafarianin, ot, żeby tym księżom utrzeć nosa. Żeby tak na przykład musieli łazić na zastępstwa za niego, tak ja teraz chodzę na zastępstwa za księży, którzy choć niby są nauczycielami, to mają ważniejsze rzeczy na głowie, niż wypełnianie swoich nauczycielskich obowiązków
      Tyle.

      Usuń
    3. "Mnie drażni niemiłosiernie, że dzieciaki w naszych (świeckich) gimnazjach uczą się fizyki przez godzinę w tygodniu, za to religii przez dwie."

      Mi to mówisz? Ja mam tak w liceum! W klasie maturalnej 4 godziny polskiego, dwie godziny religii.

      Ech...

      Usuń
    4. I choćby dlatego chętnie zobaczył bym talerz makaronu wiszący nad tablicą obok wiadomego symbolu - żeby pokazać tym uprzywilejowanym, że nie oni jedni i że nie są ponad wszystko.
      Oczywiście, gdyby znalazła się inna metoda na tą absurdalną sytuację, było by miło. ale jak dotąd takiej metody nie ma. Z braku laku zaakceptował bym żart i prowokację. Nie z wrogości do samej religii, tylko z niechęci do jej bezkarnego panoszenia się w tych rejonach życia, w których nie powinna się panoszyć, w których wręcz powinno jej nie być.

      Usuń
    5. Ale nie byłoby równowagi - spaghetti ewentualnie zrównoważyłoby lasagnę.

      ;-)

      Usuń
  5. Ech, chyba coraz gorzej widzę, jedna mała literka a wszystko zmienia.
    Poglądy Twoje bardzo mi odpowiadają, zupełnie odwrotnie niż Antka. Pewien luz, dystans, zdolność do ironii a nawet zgrywy, jest w życiu potrzebna. Po czym najłatwiej poznać katolickiego prawicowego polityka? Po smętnym obliczu. Taki człowiek jest zawsze bardzo serio i mówi frazesami z półki "Bóg, honor, ojczyzna". Lekarstwem na nich może być pasta. W znaczeniu makaron, oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń