Zaproszony do zabawy przez Bosego Antka,
dałem się skusić, choć raczej nie ulegam tego typu zaproszeniom. Wywnętrzać wolę
się w granicach, które sam sobie wyznaczam – czas na odpowiadanie na osobiste
pytania zadawane seriami przyjdzie, gdy już będę sławny i bogaty, póki co mogę
sobie odpuścić wywiady, co zwykle właśnie czynię. Tym razem jednak dałem się
skusić, bo temat ciekawy i bardzo mi bliski: książki i czytanie książek, oraz
różne książkowe nawyki, wspomnienia i sympatie.
Choć na pytania będę odpowiadał, szczerze i
wyczerpująco, postanowiłem mieć jednak ostatnie słowo i trzymać się formy,
którą sam wybrałem. Zamiast więc wyliczanki, zapraszam do przeczytania tekstu. Jakoś
łatwiej mi klecić okrągłe zdania – zainteresowani będą musieli przebrnąć przez
tych kilka akapitów. Zapraszam.
O jakiej porze dnia czytam najchętniej? –
tego dotyczy pierwsze pytanie. O każdej. W moim przypadku sprawa rozbija się
nie o kwestię chęci, lecz możliwości. Nauczyłem się czytać i skupiać na tym, co
czytam w różnych okolicznościach i teraz z tej umiejętności korzystam. Czytam więc,
kiedy moi Chłopcy przez chwilę zajmą się sobą i mam na lekturę kilka minut –
zawsze trochę się w lekturze przez tą chwilę posunę. Czytam wieczorem, w łóżku,
dopóki nie zdam sobie sprawy, że już nie bardzo rejestruję, o co chodzi, albo
póki sobie nie uświadomię, że moje ostatnie mrugnięcie powiekami trwało kilka
minut. Czasem – tu nadchodzi moment szczerości – zdarza mi się zajrzeć do
książki w pracy, szczególnie gdy dyżur mam popołudniowy, gdy nic się nie dzieje
a ja nie mam akurat niczego sensownego do zrobienia.
Na pytanie o to, gdzie czytam, już częściowo
odpowiedziałem. W domu – chyba jednak najwięcej. A najbardziej lubię przed
domem, gdy grzeje wiosenne czy letnie słońce, gdy mogę się rozsiąść z książką
wygodnie i gdy mnie nic nie rozprasza.
Jaki rodzaj książek najchętniej czytam? –
ostatnio są to zdecydowanie książki tak zwane „łatwe, lekkie i przyjemne”, bo
jednak zwykle lekturze oddaję się w międzyczasie. Gdy Chłopaki biegają gdzieś i
robią nie wiadomo co, gdy się obiad akurat gotuje albo gdy się już po prostu
chce spać, trudno się skupić na czymś śmiertelnie poważnym. Nie czytam więc
ostatnio rzeczy poważnych, za to „śmiertelne” i owszem – jakoś mnie ostatnimi
czasy ciągnie do kryminałów.
I właśnie kryminał ostatnio kupiłem – tu odpowiadam
na kolejne pytanie. Najnowszą powieść Marka Krajewskiego, Rzeki Hadesu. Kupiłem, nawet w przedsprzedaży, bo nie mogłem się
doczekać i chyba w tym miejscu przekombinowałem. Zamiast długo wyczekiwane
przygody komisarza Popielskiego poznać szybciej, ciągle ich nie poznałem, bo
przesyłka nie dotarła. Przed chwilą dosłownie się o nią upomniałem. Mam nadzieję,
że będzie jakiś skutek, najlepiej w postaci listonosza z paczką pukającego do
drzwi.
A ostatnio, to czytałem też kryminał, w
mistrzowskim wykonaniu Borysa Akunina – Lekturę
nadobowiązkową, drugą część serii o przygodach magistra. Polecam, Akunin
naprawdę świetnie pisze.
Za to obecnie, dla odmiany, książka, która
kryminałem klasycznym nie jest, choć śledztwo się w niej toczy. Jest to jednak
śledztwo w wyjątkowych okolicznościach, bo w czasie przeprowadzonej przez
Niemców w 1944 roku ofensywy w Ardenach. Wątki historyczne mieszają się tu z
fikcyjnymi, całość jest pasjonująca, bo opowiada o tajnej operacji zaplanowanej
przez Hitlera. Około 150 komandosów, specjalnie przeszkolonych, mówiących po
angielsku i przebranych w amerykańskie mundury przenika na terytorium zajmowane
przez aliantów, by wprowadzić wśród nich jak największy zamęt przed planowanym
atakiem głównych sił. Część z nich ma do wykonanie dodatkowe zadanie – osiągnięcie
tytułowego Drugiego celu. Ciekawostką
jest to, że autorem książki jest Mark Frost, partner Davida Lyncha przy
tworzeniu Miasteczka Twin Peaks.
Używam zakładek, nie zaginam rogów –
odpowiadam na kolejne pytanie. Za to namiętnie podkreślam, zakreślam i smaruję
po marginesach. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie wrócić do jakiegoś
fragmentu.
Z określeniem ulubionej książki z dzieciństwa
mam problem. Kiedy nie byłem jeszcze dostatecznie biegły w czytaniu, rodzice
czytali mi głośno opowieści o Winnetou i Tomku Wilkowskim. Sam zaczytywałem
się później w przygodowej serii, której autora nie jestem w stanie sobie
przypomnieć. Rzecz nosiła tytuł Ucieczka
z Wyspy Przeklętej. Polubiłem też Piotrusia Pana i ciągle ma do niego
sentyment.
A wskazanie najbardziej cenionej postaci
literackiej, to już w ogóle karkołomne zadanie. Piotruś, który nie chciał
dorosnąć, Yossarian z Paragrafu 22,
który był najnormalniejszym szaleńcem wśród ogólnego szaleństwa wojny, Kilgore Trout,
który zgryźliwie obserwował i opisywał nasz dalece niedoskonały świat, genialny Sherlock
Holmes, niczym mu nie ustępujący Erast Fandorin – wielu książkowych bohaterów
polubiłem i dawniej i ostatnio, trudno wskazać tego najważniejszego.
Tyle, jeśli chodzi o moją fizjologiczną
czynność, jaką chyba faktycznie jest czytania. A że powinienem zaprosić do
zabawy kolejną osobę, z premedytacją zwracam się do Patki, może coś znowu dla
nas napisze…
Rany! DH nie uwierzysz, ale "Ucieczka z wyspy przeklętej" od lat leży na regale u mojego dziadka i milion razy miałam zamiar ją mu zabrać i przeczytać, ale jakoś nigdy się do tego nie zebrałam. Chyba właśnie mnie natchnąłeś. ;)
OdpowiedzUsuńJestem niesamowicie zaszczycona, że spośród swoich rozlicznych czytelników wybrałeś właśnie mnie... Zabiorę się za to, promise :-)
Kurcze, takie wydanie w kilku cieniutkich tomach? Pamiętam, jak polowałem na kolejne w bibliotece... W sumie chętnie bym wrócił, fajna książka, przynajmniej wtedy taką mi się wydawała. To napięcie, ten klimat, taki mroczny, choć na słonecznej wyspie... Polecam!
UsuńMój drogi! Ja byłam na Metallice, Ty też? Gdzie stałeś? :D
UsuńEch, on gra w Metallice!
OdpowiedzUsuń;-)
;) śliczne okrąglutkie zdania Ci wyszły... Też lubię kryminały... można poćwiczyć zwoje mózgowe :)
OdpowiedzUsuńP.S. :) też to oglądałam ;D ale jakoś mi się nie skojarzyło... Na nowego Spidermana się wybierasz? :)