Długi weekend
skończył się już jakiś czas temu, prawie dał o sobie zapomnieć. Prawie, ale nie
tak do końca.
Niby nic,
kilka dni wolnych. Mimo, że poprzerywanych, bo między tymi świątecznymi znalazły
się jednak i zwykłe, robocze, to i tak dających miły oddech. Dających miłą
możliwość nicnierobienia.
Kiedy
okoliczności wymuszają na nas konieczność ciągłego pędzenia, ciągłego robienia
czegoś, zajmowania się tysiącem różnych spraw i myślenia o kolejnym tysiącu,
osiągnięcie momentu, kiedy można nic nie robić i nie myśleć o tym, co będzie
trzeba zrobić później, jest prawdziwym luksusem.
Na trawniku
zaległ kocyk a na nim zaległem ja. Z książką. Wokoło biegali Chłopaki uzbrojeni
w pistolety na wodę. Uczyli się wspinać na drzewa, jedyne co musiałem, to zdjąć
ich od czasu do czasu z gałęzi, bo widocznie naukę schodzenia postanowili
odłożyć na później.
Jakoś tak w
okolicach weekendu majowego przeczytałem tekst o tym, jak to za dużo pracujemy
i właściwie po co. Że System wymusza na nas pogoń za pracą, pieniędzmi,
wspinaczkę po szczeblach kariery, którą uprawia się tylko po to, by jeszcze
szybciej gonić i starać się jeszcze wyżej wspiąć. A gdyby tak nie pracować?
Pracować mniej przynajmniej, nie gonić tak ślepo i szaleńczo? Gdyby dać sobie
prawo do lenistwa i gdyby, co więcej – zrobiła tak większość? – takie pytania
stawiał autor. Malował jakiś utopijny obraz, który mimo swej naturalnej
utopijności bardzo mi przypadł do gustu. Zaczęła działać wyobraźnia, pojawiły
się obrazy trawki, kocyka na trawce i dzieciaków, które mogą włazić na drzewa
dowoli, bo mi nic nie przeszkadza zdejmować ich z gałęzi, gdy zajdzie taka
potrzeba.
Obraz piękny i
kuszący, ale jednak odległy, nie wiadomo, czy w ogóle możliwy do
urzeczywistnienia. Dlaczego piękny? Czym tak kusi? Spokojem.
Coś jednak ten
spokój burzy. Bo jest niby miło na kocyku leżeć i nic nie robić, tylko czytać i
unikać strumieni wody z plastikowych pistoletów, ale mam świadomość, że nie
tylko ja tak leżę, ale gdzieś tam leży też robota, która prędzej czy później
wezwie, by ją nadrobić.
Wracam więc
znowu do tekstu o miłym ograniczaniu zawodowej aktywności. Możliwe to? Coś mi
się wydaje, że nie bardzo. Spokój ma dziś niestety to do siebie, że za coś go
trzeba kupić.
Nie lubię mieć
zbyt wielu spraw na głowie, a zwykle, niestety, mam. Od poważnych po
najbłahsze, przy czym te błahe zyskują dziwnie na ważności, gdy się znajdą w
towarzystwie tych ważnych – rosną w siłę, którą im daje ilość. A z ilością,
wiadomo jak jest. Już Starożytni zauważyli, że nec Hercules contra plures. I tak głupia świadomość, że przecież
jeszcze muszę posprzątać, zrobić zakupy czy coś jeszcze innego, małego i
przyziemnego, wprawia mnie codziennie w nerwowość. Bo gdy te przyziemne sprawy
muszę załatwiać, wciskając je w plan dnia między obowiązki ważne i angażujące,
to zaczynają ciążyć nie mniej, niż te drugie. Stoicki spokój, który taką jest
miłą w teorii postawą, i który z chęcią bym przyjął jako postawę własną, nie ma
szans przebicia.
Koło się
zamyka. Mógłbym zostać stoikiem, gdybym mógł sobie na to pozwolić. Mógłbym
sobie na to pozwolić, gdybym miał więcej środków, było nie było, finansowych.
Ale żeby je mieć, muszę, niestety, więcej czasu poświęcać nie przyjemnościom
bynajmniej, a przeróżnym obowiązkom. Natłok zaś obowiązków spokój mi odbiera.
A tak
przyjemnie byłoby zostać stoikiem. Czuję, że mam w sobie wielki potencjał, całe pokłady stoicyzmu. Niestety – mój
(potencjalny) stoicyzm jest zdecydowanie niedofinansowany.
Ten "spokój" może kiedyś na Ciebie jeszcze przyjść. Ze stoickim spokojem olejesz sprawy nie załatwione, ale czy będziesz z tego zadowolony, to już inna rzecz :)
OdpowiedzUsuńCała rzecz w tym, żeby tych spraw do załatwienia nie mieć za dużo, a nie żeby olewać te, które się ma. taki luksus mi się marzy :-)
Usuńwciąż uczę się zwalniać, ale idzie mi nie najgorzej... koty uczą stoickiego i nie tylko spokoju ;).
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak to jest z kotami i chyba nie będę sprawdzał. Te, z którymi mam do czynienia powodują różne uczucia i stany, ale spokoju, to akurat nie. Zwykle starają mi się narobić pod drzewka albo do piaskownicy. Rozumiesz - nie lubimy się ;-)
UsuńPodejdź do tego ze spokojem ;)
Usuń