wtorek, 23 kwietnia 2013

Gimbaza na obcasach, czyli egzamin



Dziś egzaminów gimnazjalnych dzień pierwszy. Po czym poznać, że zaczął się ten specyficzny okres? Otóż w okolicach szkół pojawiają się stada „czapli”. Za „czaple” robią gimnazjalne trzecioklasistki, z których większość stawia swoje pierwsze kroki na wysokich obcasach. Wygląda to dość komicznie. Dziewczyny kroczą myśląc pewnie, że robią to z gracją i wdziękiem. Tymczasem wyglądają właśnie, jakby brodziły w płytkiej wodzie w poszukiwaniu płoci i innych okonków. Ugięte kolana, rozchwiane kostki, wyginające się to w prawo, to w lewo. I to napięcie na twarzach: czy kolejny ruch nie doprowadzi do bolesnego spotkania z chodnikiem? Ministerstwo głupich kroków, jak słowo daję.
Zdarzają się jednak okazy bardziej interesujące. To panny, które trening rozpoczęły wcześniej i w dniu egzaminów mają już jako taką praktykę. Te się prezentują czasem nawet nie najgorzej. A że należą zwykle do kategorii dziewczyn, które w ogóle lubią się prezentować, to w ich przypadku szpilki, ewentualnie koturny uzupełniają strój złożony z mini spódniczek i bluzeczek z głębokimi dekoltami. Można się, jednym słowem napatrzeć, aż się człowiek zaczyna zastanawiać, czy wszystko z nim w porządku.
Na sali, na której pełniłem dziś zaszczytną i odpowiedzialną funkcję przewodniczącego komisji, nie było ani dekoltów, ani mini, ani szpilek. Może to i dobrze, bo jeszcze mógłbym się pomylić przy wypełnianiu protokołu. To by było nieszczęście. Każdy błąd podczas egzaminów oznacza większe lub mniejsze, ale zwykle większe nieszczęście. Jest tak dlatego, że egzamin gimnazjalny obwarowany jest większą ilością procedur związanych z tajnością i bezpieczeństwem, niż podróż zagraniczna głowy państwa. Szkolenia dla rodziców, uczniów i nauczycieli, odprawy, szczegółowe instrukcje, komisyjne otwieranie paczek z testami, komisyjne pakowanie wypełnionych testów… Oby tylko jak najdalej odsunąć widmo katastrofy. A groźba tejże ciągle wisi w powietrzu. Bo nie daj boże zdarzy się jakieś niedociągnięcie i rodzić dzieciaka, któremu gorzej poszło, będzie miał pretekst, żeby się odwołać. Egzamin trzeba by powtórzyć. Dla wszystkich piszących w feralnej sali. A gdyby komuś zadzwonił telefon, egzamin należałoby przerwać, natychmiast, i zorganizować od nowa, w czerwcu. W związku z tym nie przeprowadza się jeszcze rewizji osobistej przy użyciu gumowych rękawic osób wchodzących na salę, ale jesteśmy temu bliscy. Nastój paranoi z roku na rok jest bardziej wyczuwalny.
Najgorsze, że cała ta proceduralna otoczka zdaje się być ważniejszą, niż sam egzamin, a już w ogóle niż to, jaką wiedzę i jakie umiejętności się podczas niego weryfikuje. Weźmy taka pracę pisemną z polskiego. Napisz charakterystykę bohatera literackiego, który twoim zdaniem wykazał się odwagą – tak brzmiało zadanie podczas dzisiejszego egzaminu. Był jeszcze dopisek: Pamiętaj, że Twoja praca powinna zajmować przynajmniej połowę wyznaczonego miejsca. Wyznaczone miejsce, to trzydzieści sześć linijek na stronie formatu A4. Linijek szerzej rozstawionych, niż te w standardowym zeszycie. Do tego dochodzą dość szerokie marginesy po obu stronach. Poszaleć nie można. A wystarczy zająć połowę przestrzeni i nie nawpisywać totalnych głupot, żeby zebrać punkty za wykonane zadanie. Pozostałe zadania dotyczą w dużej mierze umiejętności czytania ze zrozumieniem. Teksty, które należy przeczytać i zrozumieć, zajmują góra pół strony. Tak zwane mniejsze pół.
Egzaminacyjną testomanię, która od jakiegoś czasu u nas panuje, świetnie podsumowuje tekst, który wygrzebałem ostatnio w Sieci. Miał on mieć żartobliwy charakter, gdy sobie jednak człowiek uświadomi, jak wiele w nim prawdy, przestaje mu nagle być do śmiechu. Tekst nosi tytuł Krótka historia powojennej edukacji w Polsce i stanowi zapis przykładowych (i pewnie fikcyjnych, choć kto wie) zadań matematycznych oraz tego, jak zmieniały się na przestrzeni lat. Oto on: Rok 1950. Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal? Rok 1980. Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty - czyli 80 zł. Ile zarobił drwal? Rok 2000. Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 zł. Drwal zarobił 20 zł. Zakreśl liczbę 20. Rok 2010 (tylko dla zainteresowanych). Drwal sprzedał drewno za 100 zł. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie, w którym postarajcie się przedstawić, jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew. Rok 2013. Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Pokoloruj drwala.
Nie wiem jak gimnazjaliści, ale gimnazjalistki z tym zadaniem nie miały by problemu. Codziennie przecież trenują precyzyjne operowanie kredką. Do oczu.

14 komentarzy:

  1. Dobre, choć nieco mało optymistyczne - dochodzimy do poziomu kredek, pal sześć jakich i do czego, bo na tym poziomie edukacji to nie robi różnicy przy takim egzaminie.
    Za niedługo będziemy mieć poziom iście "europejski" - absolwenci jednego z techników 3 lata temu, gdy wrócili na wakacje do Polski z Anglii, gdzie zaczęli studia, opowiadali, że na pierwszym wykładzie z matematyki prowadzący spytał kto jest z Polski i od razu zwolnił ich z zajęć do końca pierwszego roku. Gdy zostali na wykładzie, okazało się, że tam na początku studiów mnożą i dzielą ułamki...
    W tym roku znajoma mojej koleżanki wróciła z Anglii po kilkunastu latach do Polski. Jej córka (6 kl. podstawówki) nie mogła się odnaleźć w szkole i popadła w depresję, szczególnie z powodu zaległości z biologii - tam dzieci chodziły głaskać króliczki.

    To co na pisałem, też nie jest szczególnie optymistyczne, ale gdyby patrzeć nieżyczeniowo i realnie, to kolejnej reformie edukacji już będziemy mieć taki poziom "europejski"...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Czaple", czyli kolejny ważny krok, olejne istotne wtajemniczenie w dorosłość. Nie mniej zabawni są ci młodzi płci męskiej, których dzień w dzień widuje się w dresach, aż tu nagle muszą garnitur założyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy zakładają po prostu odświętny dresik. Czasem wystaje spod niego biały kołnierzyk.
      A niebotyczna szpila (od święta) i pełen makijaż (na co dzień) - czy ja wiem, czy to krok w dorosłość, który powinno się robić w wieku piętnastu lat?

      Usuń
  3. Zmierzamy w stronę amerykańskiego modelu edukacji z wdziękiem małpy. Jak zwykle, weźmiemy jedynie część. Będziemy mieli półgłówków jak z filmów o Murzynach z dzielnicy biedoty, natomiast Harvardu i Yale już nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, jesteśmy mistrzami fuszerki - od autostrad, przez lotniska, po edukację. Zamiast pożyczać od innych to, co dobre, bierzemy to, co łatwe. I później efekty są, jakie są.

      Usuń
  4. pomijajac kwestie egazminacyjne, wygrzebie z zaplesniałej pamieci słowa, ktorymi mnie i moja siostrę raczyla babcia gdy zauwazyla, ze brzydko chodzimy (a mialam wtedy jakies 6-7 lat wieco szpilkach mowy byc nie moglo): nie chodz tak duzymi krokami, co ty dragon w spodncy jestes?
    to byl wlasnie wstep do nauki ladnego chodzenia, szpilki sa na koncu tej drogi, a dzis dziewczat nikt nie uczy, zeby nie stawialy dlugasnych krokow, ktore moze i w spodniach jakos uchodza, ale juz w spodnicach wygladaja nieladnie. a gdy sie do tego ubierze but na wyzszym obcasie, zaczyna sie makabra.
    moze trzebaby takie panny nagrac i pokazac im jak wygladaja? w celach nukowych oczywiscie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babcia wiedziała, co mówi. Stara szkoła :-) A pomysł z filmikami też dobry, mógł by jakiś skutek odnieść. Oby nie taki, że panny zamiast do egzaminu, przygotowywały by się do występu na obcasach...

      Usuń
  5. Artykuł ciekawy, ale co do jego końcówki to nie mogę się zgodzić. Wiem, tematyką jest egzamin gimnazjalny, ale mam wrażenie, że wszystko zostało włożone do jednego worka z napisem edukacja. Poziom matury z matematyki jest naprawdę wysoki, powiedziałabym nawet zbyt wysoki. Nie ma tam ani jednego zadania o kolorowaniu obrazków, z resztą na egzaminie gimnazjalnym również. Nawet to niby zadanie z 1950roku jest za proste na maturę, na widok takowego uczniowie skakali by z radości. Nawet jeśli brać te zdania jako typową przenośnię to i tak mam wrażenie, że jej autorem jest ktoś kto albo w ogóle nie przeglądał arkuszu egzaminacyjnego, albo tylko pierwsze zadania, a testowe są ułożone w porządku trudności, albo ma umysł matematyka i twierdzi, że tacy sam mają humaniści, choć sam wypracowań dobrze pisać nie potrafi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałem zamiaru być śmiertelnie poważnym ani pisać tekstu merytorycznie bez zarzutów. Uogólniam i upraszczam, może to i trochę niesprawiedliwe, fakty są jednak takie, że nasz poziom edukacji się obniża. Dowodem niech będą skargi nauczycieli akademickich na poziom studentów, szczególnie pierwszorocznego narybku. Coś musi być na rzeczy. No i z tym, że uczniów uczy się zdawać testy, zamiast pisać też trudno dyskutować.
      Który dzisiejszy gimnazjalista potrafiłby napisać cztero czy pięciostronicowe wypracowanie, sensowne, konstrukcyjnie poprawne, oparte na literaturze? Ja musiałem takie stworzyć, żeby się dostać do liceum. I byłem wtedy rok młodszy, niż dzisiejsi gimnazjalni trzecioklasiści.
      A co do drugiej, nieedukacyjnej strony tekstu - nie pamiętam, żebym miał w szkole koleżanki wyglądające tak, jak dzisiejsze gimnazjalistki. Może i szkoda...

      Usuń
    2. Może i poziom się nauki w szkołach się obniża, ale na egzaminach szczególnie maturalnych wymaga się coraz większej wiedzy. Idzie to moim zdaniem w złą stronę. Co do linku podanego niżej mogę tylko powiedzieć, że kiedyś nie było zwyczajnie możliwości kręcenia takich filmików, a jak już były to nikt nie pomyślał o tym by przepytywać młodzież z wiedzy. Bez obrazy, ale uważam, że niejeden zdający starą maturę nie poradziłby sobie z dzisiejszym testem matematycznym czy wstrzeleniem się w klucz odpowiedzi z polskiego. Mogę się zgodzić co do ubioru, za mundurkami nie jestem, ale za odpowiednim do sytuacji strojem już tak. Myślę, że to głównie wina gimnazjum, które powinno zostać zlikwidowane jak najszybciej.

      Usuń
    3. Jasne, że osoby zdające starą maturę miałyby problem z 'wstrzeleniem się w klucz', tyle tylko, że ten klucz, to największa głupota. Świadomi kluczy poloniści zamiast uczyć myśleć, wyrażać opinie, logicznie rozumować i wyciągać wnioski albo po prostu - czytać literaturę i znajdować w niej ciekawe, wartościowe rzeczy, uczą 'myślenia pod klucz'. Bo wyznacznikiem ich sukcesu jest wynik testu. Toż to dramat!

      Usuń
  6. A tu, Drodzy Czytelnicy, macie ciekawostkę:

    http://www.interia.tv/wideo-dramat-gimnazjalisci-nie-wiedza-ile-dni-ma-rok,vId,1113020

    Proszę obejrzeć do końca, koniecznie. Widać różnicę między wykształceniem odebranym kiedyś a tym dzisiejszym.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rzeczywiście, coś w tym jest, za rok pokolorowanie drwala może być już za trudne :D Mi się w ogóle wydaje, że gimnazja to nie jest zbyt dobry pomysł.. a przynajmniej nie jest dobry dla wiedzy uczniów.

    OdpowiedzUsuń