Nieszczęśliwy
zbieg okoliczności, niefortunny przypadek, po prostu pech. Nigdy nie wiadomo,
kiedy nam się przytrafi.
Wieczór zaczął
się miło, takoż się toczył oraz zakończył w przyjemnej atmosferze. Spotkanie z
dawno niewidzianym kumplem przebiegało nad wyraz spokojnie, byliśmy, jak słowo
daję, grzeczni jak nigdy. Po odwiedzeniu czterech lokali, z których w każdym
wypiliśmy po piwku, jednym jedynym, rozstaliśmy się poklepując po plecach i
obiecując sobie, jak zwykle, że spotykać się będziemy częściej.
Do domu
wróciłem również grzecznie, nie szlajając się po nocy, żeby nie stresować
małżonki – podjechałem autobusem. Odbyłem jeszcze z żoną rozmowę, podczas
której wypowiadałem się składnie i sensownie. Byłem, jednym słowem, wyjątkowo
grzecznym chłopcem. Tym większe mam poczucie krzywdy, bo tego akurat wieczoru
nie zasłużyłem na to, co mnie spotkało, a co odkryłem następnego ranka.
A spotkało
mnie nieszczęście, bo rano zorientowałem się, że do domu wróciłem bez kluczy.
Cały komplet, klucze do domu, klucze do pracy – wszystko przepadło. W życiu mi
się to jeszcze nie zdarzyło, nigdy, choćbym nie wiem gdzie łaził i co
wyprawiał. Aż tu nagle taki pech!
Pech. Cóż to
za paskudne zjawisko. Taki na przykład długi weekend. Czekaliśmy na niego,
zorganizowaliśmy się, wywożąc dzieciaki do dziadków, mieliśmy plany na nocne
hulanki i swawole oraz na szlajanie się. Planowaliśmy siedząc sobie wieczorem
na ławce przed domem i patrząc w gwiazdy. Tyle ich błyszczało na bezchmurnym
niebie! W końcu przyszedł weekend. I co? Bezchmurne niebo przestało być
bezchmurne, siedzieć wieczorem przed domem nie dało się, bo zimno. A i nocne
eskapady w deszczu nie są już takie przyjemne. Weekend się skończył, zostaliśmy
z uczuciem lekkiego niedosytu, ciągle spragnieni słońca. Co się okazało? Kiedy
wybierając się po raz pierwszy, po zakończonym okresie wolności do pracy,
odziałem się w marynarkę odkryłem szybko, że chyba się w niej rozpuszczę.
Chmury gdzieś znikły, słońce zaczęło przygrzewać – wszystko to mogłem podziwiać
z okna gabinetu. Piękna aura utrzymała się do piątku, jakże by inaczej. Taki
pech.
Czasami pech
wiąże się z tym, że się człowiek znajdzie w złym miejscu, w nieodpowiednim
czasie. To mi się właśnie ostatnio przytrafiło. Postanowiłem przejść się do
pokoju nauczycielskiego, bo akurat nie miałem nic bardzo pilnego do zrobienia,
a w pokoju i tak musiałem coś sprawdzić. Mogłem niby posiedzieć chwilę w
spokoju i skończyć kawkę, która już dawno wystygła, ale nie, ja postanowiłem
się ruszyć. A był to, jak się okazało, zupełnie nieodpowiedni czas. W pokoju
bowiem natknąłem się na koleżankę, która głowiła się nad tym, co ma zrobić w
związku z faktem, że nie bardzo może się pojawić na planowanym zebraniu z
rodzicami. Uniemożliwiły jej to jakieś ważne sprawy o osobistym charakterze,
więc siedziała i się głowiła, aż tu nagle napatoczyłem się ja, znajdując się,
niestety, w złym miejscu. Twarz koleżanki rozjaśnił uśmiech, po czym padła
propozycja nie do odrzucenia: a może bym tak ją zastąpił? Propozycja była nie
do odrzucenia dla mnie, bo jestem w takich sytuacjach wybitnie nieasertywną
osobą. Zgodziłem się więc. Tym samym w piątkowe popołudnie, zamiast skorzystać
ze słonecznej pogody, otworzyć piwko i skosić trawnik, musiałem produkować się
przed trzydziestką rodziców. Taki pech, a wystarczyło się nie pchać w
nieodpowiednie miejsce o zupełnie nieodpowiedniej porze.
Albo weźmy
taką wolną niedzielę, albo inny świąteczny dzień, kiedy to sklepy są zamknięte
i człowiek musi sobie radzić sobie z tym, co ma w domu. Nawet, jeśli dzień
wcześniej udzielił nam się choć trochę zakupowy szał, który ogarnia naród przed
każdym świętem i długim weekendem, to i tak nagle okaże się, że czegoś nam
brakuje. W najmniej, ale to najmniej odpowiednim momencie, odkryjemy nagle, że
skończył się papier toaletowy. Albo że nie mamy podstawowego składnika,
niezbędnego do przygotowania obiadu. A kupić oczywiście nie ma gdzie.
Przydało by
się podsumować, ale żadna puenta nie przychodzi mi do głowy.
Taki pech.
Pech to tylko z tymi kluczami. Zamki zmieniałeś? Znalazły się może? Szukałeś? Byłeś w tych knajpach?
OdpowiedzUsuńDobry z Ciebie człowiek :)
Dobry. Swój człowiek.
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć tylko takiego pecha...w Twoim przypadku łatwo ograniczyć część "pechowych przypadków" nauką asertywności... takie życie i już;)
OdpowiedzUsuńNajłatwiejszy patent na omijanie takich min w pracy to odwracać się i wychodzić, jak tylko ktoś uśmiechnie się na Twój widok :)
OdpowiedzUsuń