Zabrałem się
właśnie za lekturę W drodze Jacka
Kerouaca. Chciałem sobie odświeżyć powieść, zanim wybiorę się do kina na
ekranizację, o którą ktoś się w końcu pokusił (albo – na zrobienie której się
odważył!).
Tak się
złożyło, że o przygodach Sala Paradise’a zacząłem czytać, gdy u nas lato
zaczęło dobiegać końca. A koniec lata, to dla mnie (przedstawiciela tej
uprzywilejowanej grupy zawodowej, której wszyscy zazdroszczą) koniec wakacji,
powrót do pracy, czyli moment, któremu daleko do tego, by go nazwać najprzyjemniejszą
chwilą w roku.
Oczywiście za
stary już jestem na to, by roić sobie, że zamiast znowu zaprzęgać się do
kieratu, mógłbym wyjść na drogę i złapać stopa w kierunku, gdzie lato jeszcze
trwa a praca polega na zbieraniu winogron w promieniach słońca. Nie mniej
jednak myślę sobie, że najbliższe dziesięć miesięcy mógłbym spędzić
przyjemniej, niż przyjdzie mi to zrobić.
Wszyscy musimy robić to, czego nie chcemy.
Mamy pracę, rodziny, obowiązki i jeszcze musimy wszystkich zabawiać! Myślisz,
że nie wolał bym żyć nagi w lesie, jak poganin? Tańczyć i grać na fletni Pana?
- tak o realnych cieniach i
wyimaginowanych blaskach życia mówi Homer Simpson. Jego wizja idealnego życia
jest dość radykalna, ale pewnie większość z nas ma taką wizję. I jest bliższa
lub dalsza od jej realizacji.
A skoro już
jesteśmy przy życiu w lesie: trafiłem niedawno na ciekawy artykuł. Zaczyna się
tak: Na północy Norwegii, w okolicach
Storslet, dwie siostry żyją tak, jakby nie obchodziła je większość zdobyczy
współczesnej cywilizacji. Budzą skrajne emocje i nic sobie z tego nie robią.
Chcą żyć w spokoju. Po swojemu. Na zdjęciu widać dwie młode dziewczyny. Kolejne
fotografie obrazują to, co Norweżki rozumieją przez „życie po swojemu”.
Dziewczyny od
najmłodszych lat żyły blisko natury, choć bliskość to specyficzna, ekologom
pewnie by się nie podobała. Kristine i Johanne, bo takie imiona noszą nasze
bohaterki, łowią ryby i polują. Na fotografiach widzimy je z bronią, w dłoniach
trzymają swoje zdobycze: a to lis (jeden trzymany za ogon, kilkanaście
wiszących w tle; pewnie będą z nich futerka), a to wielka ryba, a to dzikie
kaczki… Kiedy chodziły do ósmej klasy,
szkoła tak bardzo im zbrzydła, że postanowiły uciec do lasu. W szkolne plecaki
zapakowały napoje oraz słodycze i wyruszyły w góry.
Mówią, że ciągnęła je tam cisza i dzikość pięknego krajobrazu. Do szkoły
wracały jeszcze od czasu do czasu, ale w dziewiątej klasie dały sobie z nią
zupełnie spokój.
Kiedy popularny
norweski dziennik zamieścił tekst o siostrach, rozgorzała dyskusja: Jedni twierdzą, że dziewczyny znalazły
własny sposób na szczęście, tylko je podziwiać. Inni uważają, że dziwaczny tryb
życia to młodzieńczy bunt i poza…
Czy ja tu do
czegoś zmierzam? Sam nie wiem, brakuje mi pomysłu na błyskotliwe podsumowania. Zastanawiam
się jednak… Czy ja zazdroszczę bohaterom Kerouaca tego, że nie wiedzą, co im
przyniesie nowy dzień, ani gdzie ich zastanie kolejny wieczór? A może raczej
tego, że nie mają potrzeby tego wiedzieć, bo niewiadoma jest tym, co
najbardziej cieszy? Czy zazdroszczę dziewczynom z norweskiej dziczy tego, że
gdy wstają rano, to nie muszą iść nigdzie, gdzie czeka na nie szef i sterta
papierów, z którą należy się obchodzić z urzędniczą dokładnością?
Nie zazdroszczę.
No, może odrobinkę. Do życia w lesie nie nadaję się absolutnie – nudno mi było
nawet w moim rodzinnym małym miasteczku, więc przeniosłem się do większego. Podróże
bez grosza przy duszy, o jakich pisze Kerouac – to nie na nasze czasy. Kiedyś może
życie trampa miało w sobie jakiś romantyzm, dziś bohaterów W drodze nazwano by menelami.
Nie mniej
jednak jest dla mnie (choćby w teorii) coś pociągającego: i w włóczędze bez
planu i w ucieczce od gonitwy, w jakiej codziennie, chcąc nie chcąc,
uczestniczymy.
I naszły mnie
te wszystkie myśli, kiedy akurat musiałem wrócić do pracy. Pewnie to znamienne.
No bo nie
ukrywam, że czasem, kiedy budzę się w poniedziałkowy ranek, najchętniej
pobiegłbym do lasu, choćby zatańczyć i zagrać na fletni Pana…
A w Twoim zawodzie istnieją urlopy na żądanie? ;D
OdpowiedzUsuńBardzo proszę o udzielenie mi urlopu, gdyż muszę udać się do lasu z fletnią... jedynie :-)
UsuńNie zazdroszczę. No, może odrobinkę.
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja...
Cóż, ciężko będzie z ekranizacją. Bo jakby się tak zastanowić, to bohaterowie jeżdżą, jeżdżą, piją, palą, kochają się, piją, słuchają... Wsysają życie w każdym jego przejawie.
OdpowiedzUsuńCzy to się da pokazać?
Kurde...
Mam zamiar się przekonać
UsuńSzkoda, że nie napomniałeś o filmie "Into the wild".
OdpowiedzUsuńAlbo o włóczykiju, on był zawsze moim idolem.
Bohater 'Into the wild' dość kiepsko zakończył podróż... A Włóczykij - prawdziwy bitnik :-)
Usuń