czwartek, 20 stycznia 2011

W życiu liczy się porządek

Po to twój z kapciami worek
 ma naszyty muchomorek
byś kierował się z tym workiem
do wieszaczka z muchomorkiem.
W życiu liczy się porządek,
w życiu liczy się porządek…

Tak śpiewał sobie pewnego piątkowego poranka Piotr Bukartyk w radiowym programie Wojciecha Manna. Piosenka niby prosta, ale jaka bogata w treść i jakie ważne niesie przesłanie!
Nie lubię nieporządku. Nie lubię bałaganu i brudu. Nie lubię wokół siebie mieć chaosu, nie znoszę, gdy rzeczy nie znajdują się na swoim miejscu. W czasie studiów przez rok mieszkałem w akademiku. Dłużej nie dałem rady. Koledzy z pokoju mieli do kwestii sprzątania zgoła odmienne od mojego podejście. Stolik lepił się od dżemów i soków, zasypany był okruszkami, zastawiony brudnymi talerzami i kubkami z zaschniętą na dnie kawą, zawalony papierami mniejszej wagi (takimi, że jak się w razie przylepią i już zostaną, to nie będzie wielkiej straty). Sąsiedzi z pokoju obok znosili do wspólnej łazienki brudne gary, ustawiali je pod zlewem. Myli, gdy już nie mieli na czym jeść. Pewnego razu na stercie pojawiła się karteczka z informacją Uwaga! Hodowla wąglika. Chłopaki studiowali chemię – diabli wiedzą, co faktycznie próbowali tam wyhodować. Tak na oko, wąglik mógł być wersją optymistyczną
Po roku wyprowadziłem się, i z uczuciem ulgi zamieszkałem w małym pokoiku, który miałem tylko dla siebie. Półka z książkami, łóżko, mała szafeczka, na której stał magnetofon, kasety, pozostałe książki. Komódka z szufladami na papiery a na niej fikus w doniczce. Biurko. Krzesło. Kufer w rogu, który zastępował mi szafę na ubrania. Moje królestwo. Moja twierdza. Mój porządek. Problemem była kuchnia, bo mój pokój znajdował się w studenckim mieszkaniu i kuchnia, oczywiście, była wspólna. Współlokatorzy mieli inne niż ja potrzeby w kwestii dbałości o czystość i ład. Szybciutko przygotowywałem więc jedzenie i wracałem do siebie. Tam wszystko było jak należy. Tytułem wyjaśnienia dodam tylko, że przy zmiennym składzie osobowym, w naszym mieszkaniu zawsze była przewaga kobiet. Na własnej skórze doświadczyłem, jak nieprawdziwy i krzywdzący jest stereotyp szufladkujący mężczyzn jako bałaganiarzy a kobiety stawiający w opozycji. Bzdura. Bywałem w pokojach młodych dam, z których karaluch mieszkający na co dzień w męskim internacie uciekłby z krzykiem.
Większość ludzi, oglądając film Lepiej być nie może, śmieje się z udręk granego przez Jacka Nicholsona Melvina Udalla. Jego natręctwa wydają się zabawne. Wymuskane mieszkanie, codzienne rytuały, nerwicowe reakcje na zaburzenia porządku – wszystko to śmieszy przeciętnego widza. Albo taki detektyw Monk – też bawi ludzi swoimi dziwactwami. Ja tam go rozumiem. Melvina Udalla też.
Wymienieni przed chwilą filmowi bohaterowie mieszczą się oczywiście w definicji jednostek zaburzonych. Można ich przypadłość sklasyfikować podając numer jednostki chorobowej. Ja tak zaawansowany z moim zamiłowaniem do ładu nie jestem. I całe szczęście, bo teraz nadawałbym się już chyba tylko do leczenia w izolacji.
Dzieci to chaos. Żeby chaos zapanował, nie potrzeba wiele. Wystarczy, że ktoś przywiązuje mniejszą wagę do pewnych organizacyjnych kwestii, że na pewne rzeczy nie zwraca uwagi, albo uznaje je za nieważne. Granica jest cienka. Jest porządek, wszystko jak należy – wystarczy krok – i wszystko się wali. Dzieci (choć - niestety - nie tylko one) nie robią właściwie nic innego, poza przekraczaniem tej granicy. Przy najróżniejszych okazjach. Tylko aspekt edukacyjny ich działań je tłumaczy i usprawiedliwia, do pewnego wieku rzecz jasna.
Dziecięcy pokój potrafi wyglądać jak po dywanowym bombardowaniu. Potrafi wyglądać jak po trzęsieniu ziemi, albo jak po przejściu tsunami. Albo po tornado, albo po przetoczeniu się lawiny. Albo jak scenografia do postapokaliptycznego thrillera. Czasem myślę, że nic już innego nie pomoże, tylko trzeba będzie przekopać kanał od Wisły i wszystko spuścić z nurtem, bo inaczej się nie da. Skoro pomogło w stajni Augiasza, to może i u nas? Herkules sobie poradził, to może i ja dam radę? Tyle tylko, że Herkules miał do ogarnięcia jednego Augiasza, który się trochę zaniedbał. Na mój porządek czyha  więcej… osób nie przykładających wagi do kwestii zachowania ładu w najbliższym otoczeniu. A jak głosi starożytna mądrość – Nec Hercules contra plures[*].


[*] Łac.: I Herkules dupa, kiedy ludzi kupa (w wolnym tłumaczeniu).

7 komentarzy:

  1. Witaj, w sytuacji kiedy w domu pojawiają się dzieci słowo porządek jest wyrażone jako czysto subiektywna ocena mieszkańców. Z czasem przestałam zwracać na pewne rzeczy uwagę na inne nie ma zmiłuj się. Będąc mamą 2 maluchów, 5l. i 18 mies. godzina 18.30 jest niezaprzeczalną granicą kiedy wszyscy sprzątają porozrzucane zabawki. Nie ma sprzątania to nie ma oglądania czy czytania bajki :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie!
    Ja się też pewnymi rzeczami nie zajmuję. Po prostu mam swoją małą nerwicę, co czasem powoduje śmieszne sytuacje. Bo dzieci dziećmi, ale żona też ma inne podejście. Ja mam natręctwa :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ufff, jak to dobrze, że u mnie oboje jesteśmy bałaganiarzami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja właśnie zauważyłam, że jak mój mąż wyjechał to nawet nie poskładałam zabawek po moim dziewięciomiesięcznym huraganie... Jakoś mi to nie przeszkadza jak sama w tym bałaganie siedzę. Ale już np. w kuchni musi być blat czyściutki, czyściusieńki... Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, to z mojego pokoju akademickiego być uciekł po pierwszym semestrze. Bałagan to pryszcz. Ale na przykład jeden kolega miał maszynkę do włosów i urządził w pokoju regularny zakład fryzjerski. (Włosy były wszędzie!)

    Drugi miał dziwną przyjemność z pokazywania swoich blizn po operacji brzucha.

    Przy kolacji najczęściej to robił.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja mama jest zdecydowaną pedantką. Sprząta na prawdę bez końca, wciąż zgarnia papiery z mojego stolika, składa ubrania, przestawia książki z miejsca na miejsce i kiedyś na prawdę mnie to denerwowało! Bo ja w swoim bałaganie byłam doskonale obeznana. Jednak teraz, gdy spotykam się ze znajomymi, bywam w ich studenckich, młodzieżowych mieszkaniach widzę, że po prostu nie mogłabym tak żyć? Z jednej strony na od dawna nie pozmywanych naczyniach zalega się nowe życie, z drugiej do podłogi można się przykleić. Tragedia! I coraz częściej zauważam, że przejmuje owe pedantyczne zwyczaje od mojej mamy.. :-) I o dziwo - bardzo się z tego cieszę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Patko - rozumiem doskonale!
    Jak mnie wkurzało gadanie mamy typu 'Czy to nie można zrobić dokładnie i do końca...' albo 'że też nie możecie odkładać na swoje miejsce...'. A teraz łapię się na tym, że czasem mruczę pod nosem 'czy to tak trudno zrobić coś do końca i porządnie...' albo 'w tym domu to nic nie wraca na swoje miejsce...' i nagle sobie uświadamiam, że już to kiedyś słyszałem. Trochę śmieszno, trochę straszno :-)

    OdpowiedzUsuń