niedziela, 13 kwietnia 2014

Zaczarowana fasola czyli mały romans z rapem




Nie jestem raczej zwolennikiem muzycznych składanek. Płyta to zamknięta całość i tak powinno się jej słuchać – od początku do końca. W samochodzie mam jednak dwie płyty, które nagrałem kiedyś na okoliczność jakiejś imprezy (na imprezie się nie przydały, okazało się, że moje gusta nie pokryły się z preferencjami reszty towarzystwa). Włączam je czasami, bo są na nich piosenki takie do pośpiewania. Sprawdzają się szczególnie w dłuższej trasie, kiedy to po kilkunastu kilometrach Żona ma dość drapieżnych gitar i zdrowego perkusyjnego łomotu. Na płytach jest Dżem, Pidżama Porno, Akurat, Kazik w różnych odsłonach ale i rzeczy, których na co dzień nie słucham, ale które wpadły mi kiedyś w ucho, zapisały się we włóknach pamięci, jak mawiała moja siostra katechetka z podstawówki i w ogóle miło mi się kojarzą.
Jechaliśmy kiedyś do przedszkola. Chłopaki trochę gadali między sobą, trochę ze mną, w końcu zaległa cisza a po chwili usłyszałem nucenie dobiegające z Guciowego fotelika: Twoja córka wydaje twe pieniądze i bawi się moim poligamicznym dzwonkiem…
Okazało się, że Gucio ma pamięć do tekstów. To zapewne jest dziedziczne, bo ja też takową posiadam i zwykle śpiewam razem z moimi ulubionymi wokalistami. Ale że we włóknach pamięci zapisał mu się akurat Abradab? Na naszych składankach znalazły się dwa kawałki  weterana polskiego hip-hopu i kilka jeszcze hip-hopowych numerów.
W każdym razie Gucio został fanem kawałka Rap to nie zabawa już i teraz prawie cały refren zna już na pamięć. W samochodzie śpiewamy więc razem: Nasz rap jest dużym chłopcem / Urodzonym tam ale wychowanym w Polsce / Ignoranci mają go za czarną owcę / Ale owca daje radę widać ją na łące / Twój syn przy kompie zarywa całe noce / Bo na zabitej wiosce ma do rapu dostęp / Twoja córka wydaję Twe pieniądze / I bawi się moim poligamicznym dzwonkiem. Po Abradabie na naszej składance mamy nagłą zmianę gatunkową: Titus wraz z resztą Acid Drinkers wykonuje New York, New York. Ale zaraz wracają rymowanki, tym razem w postaci Rapowego ziarna: My zasadzimy, zasadzimy ziarno  / Pole, którego po horyzont nie da się ogarnąć  / Dla jednych trutką, a dla innych karmą  / Jednym błogosławi, innym przyszłość wróży marną.
Gdy dziś jechaliśmy samochodem z głośników zabrzmiał zachrypły głos Richarda "Big Dad Ritcha" Andersona (Little Sarah was from Texas, she was the preacher’s daughter /
She never practiced much of / Those things her father taught her / One night at Vinnie’s Clubhouse / She heard some texas music / She started dancing sexy /And taking clothes off to it
) i dźwięki wydawane przez panów z Texas Hippie Coalition, niestety Żona moja a Chłopaków Mama (zwana też czasami Jednostką Decyzyjną), szybko zredukowała te przemiłe łomoty, ściszając radykalnie odtwarzacz. A może włączymy „twoja córka bawi się moim poligamicznym dzwonkiem? – zaproponował Gucio. Włączyliśmy. Gutek odśpiewał refreny, ja odśpiewałem całość. A jak to się skończy, to włączysz o zaczarowanej fasoli? – tym razem zadał pytanie Tytus. I zabił mi ćwieka. O jakiej fasoli? Olśniło mnie po chwili, zadziałała widocznie ojcowska intuicja. Zasadzimy ziarno? – pytam – o to ci chodzi? Tak! – odpowiada Tytus.
Jeden kolo ma ziarno  / I je pali aż parno / Wszędzie / Dym aż czarno / Można ciąć Husqvarną. I tylko się ten kolo nie spodziewa, że ma ziarno nie byle jakie, bo ziarno zaczarowanej fasoli. Swoją drogą – zadziwiające, jakimi ścieżkami biegają czasem myśli dzieci. Bajkowymi, po prostu bajkowymi. Albo wręcz bajecznymi.

3 komentarze:

  1. To Wy muzykalną rodziną jesteście i wesoło się Wam podróżuje z punktu A do punktu B. Zazdroszczę. U nas gorzej, bo Kalina ma wybitną chorobę lokomocyjną i źle znosi muzykę w aucie. Po drugie - odtwarzacz mam taki w samochodzie, że nie toleruje "pirackich" płyt, tylko oryginały, więc żadne składanki w grę nie wchodzą. Po trzecie - gdy rozładował się akumulator, radio się rozkodowało i do ponownego uruchomienia trzeba wklepać jakiś czterocyfrowy numer. Numer, który gdzieś zapisałem i zgubiłem.

    Jeżdżę więc w ciszy. Dzięki temu prowadzę wysokiej jakości dialogi z samym sobą. A gdy jedziemy wszyscy, to ostatnią rzeczą, jaką bym słyszał, byłaby muzyka.

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, ja bym tak nie mógł. Pierwszą inwestycją po zmianie auta był zakup radia. Czyta wszystkie płyty i można podłączyć pendrive'a, co jeszcze zwiększa możliwości. Większa jest radość z podróży, gdy ma ona swoją ścieżkę dźwiękową, zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tu się z Tobą w 100% zgodzę. Nawet, będąc dobrym z matmy, można sobie obliczyć za ile piosenek będzie się u celu.

      ;-)

      Usuń