Internet jest
pełen wszystkiego. Najwięcej w nim jak zwykle celebryckich facjat a ostatnio
Piotra Żyły i Ukrainy, ale nie tylko. Można na przykład trafić na film
reklamowy, w którym Mariusz Pudzianowski zachwala uczelnię, na której podobno
studiował. No i święta, święta oczywiście, jakżeby inaczej.
Bo święta
coraz bliżej. Kierownicy sklepów wiedzą o tym najlepiej, od dobrego miesiąca
przyozdabiają regały w podległych im alejkach świątecznymi akcesoriami. Bombki,
lampki, mikołaje, choinki osaczają nas ze wszystkich stron. Za chwilę na
przysklepowych parkingach zacznie też brakować wolnych miejsc, kiedy naród
ruszy kupować karpie i prezenty.
Tymczasem obchodziliśmy
imieniny Mikołaja, również, a może przede wszystkim tego świętego. Z tej okazji
wylądowałem z Chłopakami na mikołajkowej imprezie dla dzieci. Maluchy przez
dwie godziny startowały w wyścigach, brały udział w konkursach i uczestniczyły
w innych atrakcjach pod kierunkiem Pani Mikołajowej i Pani Elfa. Albo Elfowej. Na koniec pojawił
się sam Mikołaj. Zadał dzieciom kilka pytań, wysłuchał słodkich kłamstewek, jak
to wszyscy pilnie sprzątają swoje pokoje i słuchają mam oraz tatusiów – łyknął wszystko
bardzo gładko i rozdał wszystkim prezenty.
Ale ten Mikołaj to był chyba przebrany –
zadumał się Gucio po wyjściu z imprezy. Bo
cały czas się uśmiechał, nie ruszał buzią jak mówił i miał w buzi taką siatkę. I
ja tam widziałem oczy. Nie bardzo wiedziałem, jak z tego wybrnąć. Że niby Mikołaj
był prawdziwy? To skąd te oczy w ustach? Połknął kogoś? Chyba masz rację. Pewnie Mikołaj jest teraz bardzo zajęty, musi
odwiedzić wszystkie dzieci i wyznaczył sobie jakiegoś pomocnika, bo sam by nie
zdążył. Postanowiłem nie podważać wyników obserwacji Gucia. Swoją drogą –
gdyby dzieciaki dały się nabrać na ten pluszowy strój z wielką głową, byłbym zdziwiony.
Pamiętam, jak
rodzice uświadomili mnie w kwestii Mikołaja. Nie wiem, ile miałem wtedy lat,
byłem jednak na tyle mały, że jeszcze snułem plany dotyczące zasadzki. Gdybym się
tak ukrył – myślałem sobie – i przez całą noc miał oko na sytuację, pewnie
nakryłbym Mikołaja na podkładaniu prezentów. Byłem jednak widocznie też na tyle
duży, że mama doszła do wniosku, że czas mi te głupoty wybić z głowy. No i
powiedziała. Wszystko, bez owijania w bawełnę. Wyłożyła, jak się rzeczy mają. I
koniec. W sumie to było na tyle, po świętach. Radość z prezentów kupionych
przez rodziców nie była już taka sama. Szybko zacząłem się zastanawiać, jak im
do głowy mogą przychodzić takie dziwne pomysły, żeby podrzucać mi pod choinkę
różne niepotrzebne rzeczy, które wcale nie były fajne. Widocznie kiedy wczuwali
się w rolę i udawali świętego, starali się stanąć na wysokości zadania, pewnie
żeby nie podważać błogosławionych autorytetów. Kiedy już nie musieli udawać, bo
ja i tak wiedziałem co i jak, mogli sobie odpuścić.
Gdy Chłopaki
oznajmili, że pod choinką chcieli by znaleźć tablety, stanęliśmy przed nie lada
wyzwaniem. Nie byliśmy zdziwieni faktem, że w wieku czterech i pięciu lat można
marzyć o tablecie. Kilka dni wcześniej Chłopcy odwiedzili kolegę, który pokazał
im tablet taty i uświadomił, że można na nim grać w Angry Birds. Taki pech. Teraz musimy tłumaczyć, że Mikołaj może
weźmie pod uwagę dostarczenie tabletów, ale raczej nie należy się za bardzo
nastawiać. Bo tablety nie są dla dzieci (Ale
Tymek ma tablet! – pada koronny argument. Nie Tymek, tylko tata Tymka – i tak w kółko). Pewnie najprościej
był by przejąć taktykę mojej mamy i po prostu wyłożyć kawę na ławę a następnie
oznajmić, że nie kupimy tabletów i koniec, ale byłoby to chyba jednak zbyt drastyczne
rozwiązanie.
Trzeba więc w
jakiś atrakcyjny sposób wynagrodzić brak tabletów wśród gwiazdkowych prezentów.
Trzeba też pomyśleć o prezentach dla reszty rodziny: sióstr, szwagrów,
szwagierek, ich dzieci, naszych rodziców… Nie lada zadanie.
I tu wracam do
ciekawostek, na które można znaleźć w Sieci, a konkretnie do wspomnianej
reklamy z Pudzianowskim. Wracam, cytując pana Mariusza, który reklamując wyższą
uczelnię wczuł się w rolę i chcąc zabrzmieć jak człowiek wykształcony
powiedział: Reasumując wszystkie aspekty
kwintesencji tematu, dochodzę do fundamentalnej konkluzji… Te święta i te
prezenty to straszne zawracanie głowy.
Są takie tablety siedmiocalowe po 250 zł, z angrybirdsami, oczywiście. Nie wiem, czy to Twoim zdaniem tanio, czy nie. Pytanie jednak brzmi: czy dzieci powinny być przyklejone do tabletów już od przedszkola? Ja myślę, że nie, tylko co z tego gdy Tymek i inne dzieci już mają? :(
OdpowiedzUsuńNo właśnie - nie o cenę tu chodzi, tylko o nie przyzwyczajanie dzieci do tego, że najlepsza zabawa jest przed ekranem. Albo ekranikiem. Na szczęście moda na tablety do przedszkola jeszcze nie dotarła, więc Chłopaki nie mają strasznego parcia. Gdyby mieli, też, myślę, zdobyłbym się na stanowczą odmowę. Teraz póki co, reasumując wszystkie aspekty kwintesencji tematu, mogę zwalić na Mikołaja, który wybierze inne prezenty. Jego prawo :-)
UsuńZ ostatnim zdaniem masz 100% racji. Piszę to ja, którego sekularyzacja dopadła w błyskawicznym tempie.
OdpowiedzUsuńWeź nic nie mów. Ja to normalnie mam od połowy grudnia Zespół Stresu Okołoświątecznego. Co roku. Zaczyna opadać, chociaż powoli, kiedy mam już za sobą opłatek.
UsuńCzasem tak sobie myślę, z żalem: że też Grinchowi (i kilku jeszcze innym) się nie udało!
Mój napisał kiedyś - no, bardzo dawno kiedyś - że chce dostać Nikona D700. Podumałem nieco, podrapałem się w głowę i polazłem.
OdpowiedzUsuń- Synuś, bo wiesz, tak naprawdę to Święty Mikołaj nie przynosi prezentów...
- Tata, nie denerwuj się, nie jestem małym dzieckiem, wiem od dawna!
- No to teraz żeś mnie naprawdę zdenerwował...
Dzieci potrafią być cwane :-)
Usuń