Gucio, chcesz obiad? – pytam. Lepiej się
upewnić, bo po przedszkolnym podwieczorku Chłopaki nie zawsze mają ochotę na
jedzenie w domu. Gucio nie odpowiada, pytam więc ponownie: Będziesz jadł obiad? Znowu nic. Gutek!
– zaczynam się niecierpliwić – nakładać
ci, czy nie? Nie wiem – pada w końcu odpowiedź. Czy ja chcę obiad? – słyszę mruczenie pod nosem. Myśl, mózgu, myśl!
Myśl, mózgu – a mózg myśli.
Zdumiewające, jakie operacje potrafi wykonać mózg małego dziecka.
Kiedy latem
wybraliśmy się nad morze, Chłopacy byli niepocieszeni faktem, że na autostradzie
co chwila ktoś nas wyprzedzał. Czemu
jedziemy tak wolno? – pytali. Powody były dwa, oficjalny i faktyczny.
Faktyczny był taki, że żona nie pozwalała mi depnąć tak, jakbym chciał (Zwolnij… nie tak szybko… Uważaj!!).
Oficjalny… Bo mamy stary samochód, nie
możemy nim jechać szybciej – tłumaczyła Chłopakom mama.
Zmieniliśmy
właśnie auto. Nowe nie jest co prawda wiele młodsze od starego, ale dla
Chłopaków to mimo wszystko „nowy samochód”. Na wieść o nabytku Tytus zareagował
błyskawicznie: To jak teraz będzie lato i
będziemy jechać nad morze tą drogą, gdzie można szybko jeździć, to my będziemy
wszystkich wyprzedzać! Proszę, jakie piękne rozumowanie, wniosek bezbłędnie
wyciągnięty z dostępnych przesłanek: skoro do tej pory jeździliśmy wolno (nawet
na tej drodze, gdzie można szybko jeździć, czyli na autostradzie), bo mieliśmy
stary samochód, to teraz, skoro mamy nowy, będziemy mogli jeździć szybko!
Proste i logiczne.
Mama się
oczywiście z Tytusem nie zgodziła, ale przecież nie od dziś wiadomo, że kobiety
kierują się logiką nieco odmienną, nieklasyczną, z zasady wielowartościową.
Jednym słowem – wyższa szkoła jazdy.
Tytus upiera
się ostatnio, że ma już cztery lata. Czwarte urodziny będzie obchodził dopiero
w grudniu ale nie możemy mu wytłumaczyć, że do tego czasu jest oficjalnie
trzylatkiem. Ma cztery lata i koniec. Nie mogłem dociec, skąd wziął się ten
pomysł, na szczęście Tytus wyłożył mi swoją teorię. Bo ja zimą kończę cztery
latka. To jak wtedy skończę to będę
miał już pięć. To teraz mam cztery. Nie wiedziałem, jak z tym dyskutować,
nie chciałem zresztą nawet. Precyzja wyciągania wniosków na tyle mnie
oczarowała, że nie miałem serca psuć efektu. Bo czy nie ma racji w tym, że
kiedy jakiś okres się kończy, to
odchodzi, już go nie ma. Skoro więc Tytus skończy (mieć, czyli nie będzie miał – tak to rozumie)
cztery lata, to będzie miał pięć. A jeśli skończy dopiero wraz z dniem kolejnych
urodzin, to teraz okres liczenia
sobie lat czterech musi trwać. Logiczne!
Logika Tytusa
ma też zastosowanie w praktyce. Tyci wraz z kolegami z przedszkola opracowali
coś, co nazwałem BHB – Bezpieczeństwo i Higiena Brojenia. Jakiś czas temu z
grupy Tytusa zniknął niejaki Wojtek. Został karnie (tak!) zawieszony. Jako że
Tytus należy do dzieci, które energia rozpiera, czasem słyszymy od pań… uwagi
dotyczące jego zachowania. Po kolejnej skardze powiedzieliśmy Tytusowi, że
jeśli dalej będzie broił, to pani dyrektor wyrzuci go z przedszkola, tak jak
Wojtka. Tak, wiem – Tytus na to – ale jak pani dyrektor widzi, to my nie broimy. BHB.
Razu pewnego skarga pani dotyczyła tego, że Tytus razem z dwoma czy trzema
kolegami wymyślił zabawę w przepychanie. Chłopacy rozpędzali się i popychali
nawzajem. Ubaw po pachy. Starałem się tłumaczyć, że to niebezpieczne, że można
zrobić krzywdę sobie albo komuś. A
gdybyście się tak popchnęli na schodach i ktoś by spadł? – zapytałem. Ale my się na schodach nie popychamy. BHB.
Gucio też
potrafi nas zaskoczyć, kiedy poważnie stwierdza: z tego wynika… a następnie wykazuje, że nie do końca mamy rację w
tym, o czym akurat mówimy.
Szkoda tylko,
że ta żelazna logika działa w jedną stronę. Bo kiedy próbujemy wyegzekwować coś
od Chłopaków, wytłumaczyć, że powinni coś zrobić albo wręcz przeciwnie,
odpuścić sobie jakiś pomysł, nasze przejrzyste argumenty nader często trafiają w próżnię.
Ależ mój drogi, logika Twoich chłopców JEST żelazna. Ona opiera się na najsłuszniejszej na świecie filozofii Kalego - my robić = być dobrze, oni nam robić = być źle. To bardzo zdrowe, proste i praktyczne. Niestety, wskutek oddziaływania wychowawczego często tracimy umiejętność rozumowania w tak zdrowy sposób i potem mamy dylematy, rozterki, wyrzuty sumienia, zahamowania. Jesteśmy grzeczni, kulturalni, uczciwi, czyli - frajerzy ;)
OdpowiedzUsuń:) Bo to jest tak, że dla Was ich argumenty są nowe i urocze, a dla nich Wasze argumenty to nuda... i ograniczenia ;) Czasem kiedy myślimy o dzieciach {mieć czy nie mieć - oto jest pytanie!}, myślę sobie właśnie o takich debatach :) to musi być miłe...
OdpowiedzUsuńP.S. Uwielbiam kiedy się przyczepiasz :) nie wiem jednak co masz na myśli pisząc "To żaden tam współczesny Nowy Jork czy Londyn - to jakiś inny świat..."? Rozwiniesz?
najwyższy czas pogodzić się z okrutną prawdą: nasze dzieci SĄ bardziej inteligentne od nas... I to niestety widać... ;-)
OdpowiedzUsuń