Czytując prasę
kobiecą, tak jak ja to – od czasu do czasu – robię, trafić można czasem na
bardzo męskie spojrzenie na pewne tematy. Takie proste, racjonalne i trafiające
w sedno. Urodził się nasz syn –
czytam na przykład felieton Leszka Taklo w „Twoim Stylu”. Dlaczego nikt nie napisał, że dziecko to tak gigantyczne wyzwanie,
zastanawiałem się o 3.48 rano, kiedy syn jak zwykle stwierdził, że dość tego
spania, a teraz chętnie poturlałby z tatą piłeczkę po dywanie. Tak mniej więcej
do 6.30, kiedy to pójdzie spać a tata pójdzie do pracy. Prosta prawda z gazet
głosiła, że chwile spędzone z dzieckiem są piękne. Naprawdę? Te o 3.48 też? Otóż
nie, te chwile wolałbym spędzić w łóżku, śpiąc. Bardzo trafne.
Bardzo trafne
i budujące. Trafne, budujące i podnoszące na duchu mnie, tatę, który czasem się
zastanawia, czy nie jest przypadkiem wyrodnym rodzicem. No bo przecież czasem
spędzanym z dziećmi trzeba się cieszyć, chłonąć każdą chwilę, radość z każdej
sekundy spędzonej z maluchami należy czerpać garściami albo i jakąś chochlą
nabierać, bo dzieci tak szybko rosną, chwile te więc są bardzo ulotne. A ja się
czasem nie cieszę, czasem mam dość, a kiedy przychodzi mi wstawać z łóżka o
różnych abstrakcyjnych porach, przemierzać dom niczym zombie, bo któryś ma
kolejny nocny problem, to już w ogóle cieszę się najmniej. Albo kiedy zostaję
eksmitowany z własnego łóżka w środku nocy, bo moje miejsce zajął jeden czy
drugi z Chłopaków, albo obaj naraz.
Tak czy
inaczej, czuję łączność duchową z panem Taklo, bo mi też nikt nie powiedział. A
nawet, jeśli mówił, to całej prawdy nie wyjawił, zataił podstępnie najistotniejsze
szczegóły.
Takie na
przykład przedszkole i przywlekane z niego choroby. Dzieci będą chorować – mówiła Pani Dyrektor, gdy zapisywaliśmy
Młodych. Pierwsze dwa, może trzy miesiące
mogą być ciężkie, chłopcy będą musieli swoje odchorować… W porządku,
przyjęliśmy do wiadomości, pogodziliśmy się z faktem. Okazało się jednak, że
fakty szybko nas przerosły, przerosły nasze najgorsze obawy, w ogóle okazały
się powalające.
Wygraliście państwo konkurs na najwyższy
zwrot – powiedziała z uśmiechem pani Gucia oznajmiając nam, jaką kwotę
możemy odliczyć sobie od opłaty za kolejny miesiąc z tytułu nieobecności dzieci
w przedszkolu. Fajnie, super, zawsze to jakaś oszczędność, osobiście wolałbym
jednak wygrać w totolotka. Bo fakt, że Chłopacy spędzili w przedszkolu może
połowę czasu, jaki powinni w nim spędzić w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy, a może
mniej niż połowę jakoś mnie nie cieszy.
W końcu
Chłopaki się wychorowali. Tak to przynajmniej wyglądało. Zaczęli chodzić do
przedszkola, chodzili bez żadnych przeszkód i zdrowotnych zawirowań, czasem
któremuś coś pociekło, co prawda, z nosa, ale po doświadczeniach ostatnich
miesięcy nie traktowaliśmy tego faktu jak jakiś straszny problem. W końcu
przestało nawet ciec. Odetchnęliśmy z ulgą myśląc, że najgorsze za nami.
Żeby sobie
odetchnąć, wydelegowaliśmy dzieciaki na noc do babci. Całe popołudnie, wieczór,
noc – co bardzo ważne – i przedpołudnie dnia następnego błogiego spokoju. W końcu
Chłopcy wrócili do domu. Nie sami jednak. Wraz z nimi przybyła ospa.
Będę spędzał
więcej czasu z dziećmi. Całe dnie, bo jako korzystający z licznych, stojących
ością w gardle ogółowi społeczeństwa przywilejów pracownik oświaty, mam właśnie
ferie. Chłopacy nie będą chodzić do przedszkola, będą siedzieć w domu i
przechodzić ospę, a z nimi siedział będę ja. I nie cieszy mnie to. Bo przecież
mieli być już zdrowi, już mieliśmy mieć spokój, już przestaliśmy myśleć o
wykupieniu miejsca parkingowego przed przychodnią, postanowiliśmy zapomnieć o
małej fortunie, którą zostawiliśmy w aptekach w ciągu ostatniego półrocza.
Ale nie, nie
jest łatwo. Nie jest, w końcu nikt nie obiecywał, że będzie. Różni za to
twierdzili, że dzieci to sama radość. Nie mili racji.
Chwile spędzone
z dzieckiem są piękne. Ale te spędzone z dzieckiem chorym po raz kolejnym są
już mniej piękne. A te spędzone z chorym dzieckiem i świadomością, że to się
chyba nigdy nie skończy, są już w ogóle niepiękne.
Ale damy radę.
Aż do następnej grypy, świnki, różyczki…
Niech Moc
będzie z nami!
Bycie rodzicem to chyba jednak jest wyzwanie i to bardzo duże ;-) Całe szczęście te choroby nie trwają cały czas. Wiadomo są wzloty i upadki, tak to wszystko jest skonstruowane, a w życiu właśnie piękne są tylko chwile. Dużo zdrowia życzę zarówno dla Was jak i dla Waszych chłopców aby jak najmniej chorowali.
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia.
Dzięki. Będziemy się trzymali pięknych chwil ;-)
UsuńWarto czasem wracać do tych pięknych chwil, gdy coś jest nie tak, choćby w wspomnieniach, bo to one nam uświadamiają, że te gorsze chwile w końcu muszą minąć ;-)
UsuńCałkowicie rozumiem, mimo, że nie jestem rodzicem - ale jestem ciocią na cztery etaty i jak mi podrzucają do opieki, to jest to samo. chwile z dziećmi są cudowne, ale jak któreś smarka i choruje - już gorsze. Albo jak chce uwagi przez każdą pojedyncza minutę czasu spędzonego razem. Jednak mimo to, jak teraz wyjechałam na studia to tęsknię za całą czwórką i cieszę się z każdej chwili z nimi ;D
OdpowiedzUsuńNo bo dzieciaki to jednak fajne są... mimo wszystko ;-)
UsuńA ja Ci napiszę, że jest aż nad to poinformowana... i dlatego się nie decyduję... i do tego wszystkiego, nie wiem czy nie będę żałowała... i ta niepewność jest paskudna!
OdpowiedzUsuńA o czytelników staram się dbać :)
Wiesz, ja nawet, gdybym był doinformowany, to decyzji bym nie zmienił. Pomarudzić sobie można, żeby mieć 'wentyl', ale pewne rzeczy są nie do przecenienia. Choć rozumiem, że można mieć inny punkt widzenia.
UsuńSłyszałam tę teorię... Ty wiesz, bo sprawdziłeś. Ja na razie nie mam odwagi :)
UsuńJeśli chodzi o jedną z najbardziej interesujący par w regionie... to wiesz... chyba, że z nami na podium ;D pogratulować!!! :)
P.S. Pamiętaj, że liczy się ilość, a nie jakość :) a umiejętności są po to by je nabywać i rozwijać :)
Boże, u mnie to samo. Chwilowo jest dobrze, ale chodzimy do przedszkola dopiero trzy dni po trzytygodniowej przerwie...:-)
OdpowiedzUsuńNo to - oby się przerwy nie powtarzały. Pozdrawiam :-)
UsuńA najlepsze jest to, że nikt pewnie rodzicem by nie został, gdyby wiedział ILE NAPRAWDĘ kosztuje to zdrowia, nerwów, bólu, kondycji, poziomu nieśmiertelności etc.
OdpowiedzUsuńTa wiedza przychodzi potem, gdy już jest ciut późno...
Kolejny dowód na to, jak nas genialnie ukształtowała ewolucja - gdyby nie ten brak wyobraźni na pewnym etapie, nasz gatunek już by nie istniał ;-)
UsuńCóż, pozostaje ci tylko życzyć, aby aby tak męczeńsko oporządzani synkowie zostali sławnymi wirusologami, ku poprawie jakości rodzicielskiego życia następnych pokoleń ;)
OdpowiedzUsuń