czwartek, 5 kwietnia 2012

Świętować, nie świętować, tak czy siak warto kupować


Święta. Dla Polaka czas święty, niezależnie od tego, czy mowa o Polaku – katoliku, żarliwym wyznawcy, gorąco wierzącym, czy o Polaku z grupy tych, których pewien stary ksiądz proboszcz nazywał ale-katolikami (jestem katolikiem, ale że pewne kwestie nie do końca mi odpowiadają, robię po swojemu, nie po katolicku), czy o Polaku – wyznawcy poglądów księdza Natanka (choćby takiego, że w 1963 roku, w Rzymie kardynałowie i biskupi intronizowali Lucyfera podczas tajnej uroczystości w Bazylice świętego Pawła za Murami[1]). Świętują słuchacze Radia Maryja i elektorat PO. Pewnie nawet elektorat SLD. Alleluja.
Święta czas święty, bo wiadomo: wolne, nie trzeba wstawać do pracy; i z rodziną się można spotkać i z przyjaciółmi, zawsze to jakaś okazja, by miło spędzić czas. Poza tym Telewizja Polska znowu nie zawiedzie: pokaże ekranizacje Sienkiewicza, Kargula i Pawlaka i w ogóle wszystkie okazjonalne hity. No i tradycja, kwintesencja świąt, czyli malowane jajka, baranek z cukru, zajączek i biała kiełbasa. Alleluja.
Wyczulony Czytelnik doszukał się pewnie w powyższych akapitach pewnej zjadliwości. Słusznie. Na zjadliwe w swym tonie konstatacje naszło mnie – pośrednio –  z dwóch co najmniej powodów. Pierwszym było wysłuchanie audycji w radio, drugim to, że zepsuła mi się myszka, co uniemożliwiło mi obsługę komputera i wymusiło konieczność wyjazdu do sklepu. Ale po kolei i ze szczegółami.
W poniedziałek, w audycji Za, a nawet przeciw nadawanej w radiowej Trójce, mowa była o świętowaniu poza Kościołem. Program jest nadawany na żywo, z udziałem słuchaczy. Padały w jego trakcie różne głosy, wybijał się jednak szczególnie jeden wątek: tradycja. Niewielu z dzwoniących i piszących zwracało uwagę na czysto religijny, duchowy wymiar świąt. Ważne jest właśnie przekazywanie, ciągłość tradycji, co ma znaczenie i w wymiarze osobistym, rodzinnym jak i patriotycznym. Ważne jest to, że święta, to czas rodzinny, że są okazją do spotkań, zbliżenia się z krewnymi. Ciągle jednak poruszamy się w sferze profanum, o sacrum zaledwie się ocierając, albo i nawet to nie.
Zepsuła mi się myszka, to drugi ze wspomnianych powodów do niniejszych przemyśleń. Całkiem i na amen się zepsuła, wyzionęła ducha. Wybrałem się więc do sklepu, a ściślej – do hipermarketu. Gdy wjeżdżałem na parking dotarło do mnie, że mamy przecież przedświąteczny czwartek. Znalazłem w końcu wolne miejsce i udałem się na spacer, w kierunku wejścia. W środku – zgroza. Otwarte wszystkie kasy, a przed każdą mrowie ludzi, któremu na imię Legion. Od razu sobie wyobraziłem, jak będę stał z jedną malutką myszką w tym nie kończącym się ogonku, za tymi wszystkimi wyładowanymi po brzegi wózkami. Okazało się, że wyobraźnia działa mi bez zarzutów. Wybrałem myszkę  i stanąłem w najbliższej kolejce – nie było sensu szukać krótszej, bo krótszych nie było. Stałem długo, więc miałem czas na myślenie. Myślałem…
Myślałem, że to przecież jest nie tylko przedświąteczny czwartek. To czwartek już właściwie świąteczny, Wielki Czwartek, co więcej – było akurat trochę przed dwudziestą. Co z tego?, zapytacie. Otóż, o ile mnie pamięć nie myli, a nie myli na pewno, w Wielki Czwartek w godzinach wieczornych, rozpoczyna się obchody Świętego Triduum Paschalnego. W kościołach wspomina się moment, kiedy Jezus ustanowił dwa sakramenty: kapłaństwo i eucharystię. Obydwa bardzo ważne. Odbywają się uroczyste msze, księża występują w złotych ornatach – to w końcu ich święto. Pamiętam ten podniosły, uroczysty nastrój, bo jako dzieciak w nim uczestniczyłem. Nawet dość czynnie. Byłem ministrantem, zanim zszedłem na złą drogę, czyli zanim wierzenie (lub powtarzanie rytuałów) zastąpiłem krytycznym myśleniem.
Stałem tak w Wielki Czwartek w sklepowej kolejce, za mną i przede mną rzesze ludzi, którzy pewnie należą do tych dziewięćdziesięciu iluś tam procent naszego społeczeństwa, określających się jako wierzący i jako katolicy. Powinien mi się pojawić dysonans: przecież ci ludzie, przynajmniej w części, zapewne w większej, powinni być gdzieś indziej. Tymczasem robią zakupy. Do rozbieżności między tym, co deklarowane, a tym, jak wygląda praktyka już się jednak przyzwyczaiłem, więc dysonansu nie było. Refleksja jednak jest.
Tradycja. Malowane jajka, cukrowe zajączki, maślane baranki, biała kiełbasa, chrzan i lukrowane mazurki. Jednym słowem: Wielkanoc.   
Jezus wypędził podobno kiedyś handlarzy ze świątyni, by nie robili z domu Ojca targowiska. Dziś, o ile istniał, w grobie się pewnie przewraca (tak, słyszałem o zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu, ale nie przemawia do mnie ta idea), bo nie dość, że świątynie nader często kojarzą się dziś z robieniem biznesu, to jeszcze z historii jego życia zrobiono marketingowy magnesik, pomagający wypełniać hipermarkety.
Alleluja.



[1] Wstrząsający fragment kazania księdza Natanka do wysłuchania i obejrzenia TUTAJ 

11 komentarzy:

  1. Haha, z humorem i nutką sarkazmu. A ja przegapiłem tę audycje w trójce!

    OdpowiedzUsuń
  2. Duchowość nie mieści się do koszyka w hipermarkecie, więc jak miałaby się dostaę do domu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ela świetnie podsumowała... ;). Ja się tylko podpiszę... I pod tekstem i pod komentarzem... Chociaż należę do tych mniej niż 10 % ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. kurcze, u mnie ze świętami jak i wiarą jest jak z Euro 2012. Ateisci nie wierzą, że jest w Polsce. Wierzący kupują bilety. A mnie cała sprawa coraz mniej obchodzi, a wręcz wkurza...

    OdpowiedzUsuń
  5. Alleluja ;D jestem wyczuloną czytelniczką... od razu doceniłam tę zjadliwość :) Twoją wypowiedź mogę poszerzyć jedynie stwierdzeniem, że nie znoszę Hipokryzji! Wredna krowa ;/

    Alleluja :) Mimo wszystko życzę odpoczynku i spokoju :)

    P.S. Twój komentarz o ciuchach odbieram jako doskonale skrojone poczucie własnej wartości :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę Ci się przyznać, że myśmy tylko po książkę dla mamy skoczyli, bo miało być bez prezentów, ale w ostatniej chwili mama nas 'wkopała':)
    Pogodnych Świąt:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zjadliwe i ironiczne - to co lubię najbardziej. W idealnej dawce. :-)

    A ja Tobie na święta życzę by Twoje kurczaczki rosły zdrowe, a i babka była wspaniała jak dotychczas :-) buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Coż, za jakiś czas w blogosferze, o ile przetrwa, by być "po prąd" trzeba będzie chwalić święta i zachwycać się magią zakupów :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety, u nas w Polsce od lat i dość powszechnie myli się dwie rzeczy - co innego katolik, a co innego człowiek ochrzczony. Katolik to - w największym skrócie - chrzest + wiara. Ochrzczony zaś to tylko chrzest (zaś "wiara bez uczynków martwa jest", czyli jej nie ma). Ochrzczonych rzeczywiście jest zapewne ponad 90%. Katolików (takich bez "ale")... czy ja wiem... może 10-15%. Ot i zagadka pełnych hipermarketów w czasie Liturgii Wielkiego Czwartku wyjaśniona.

    Pozdrowienia ze świata wierzących :-)

    R.

    OdpowiedzUsuń
  10. Podzielam Twoje refleksje na temat - i to nie tylko tych świąt.
    Myślę, że refleksja rozleje się na większą część społeczeństwa może dopiero w chwili przesytu takich "świąt", albo i wcale, bo o wiele bardziej wygodne jest pójście do marketu po te wszystkie cudowności, niż wybranie się do kościoła - nawet dla większości katolików tzw. wierzących, ale nie praktykujących.

    OdpowiedzUsuń
  11. :) u mnie jest dobre miejsce do polecenie wszystkiego co przyjemne :) piwko chyba kojarzę :) chyba, bo należę do szczęściarek, której to piwo warzą w domu :) Bardzo Mądry Mężczyzna sam wytwarza i raczej piję jego piwka :) choć moim ulubionym jest Corona :) właśnie się robi w spiżarce... :) taki eksperyment :)

    Także rozwijajmy się przytulaniem i wypiję Twoje zdrowie :)

    OdpowiedzUsuń