sobota, 30 października 2010

Moja Mała Księga Wyjścia

Mojżesz przez czterdzieści lat wędrował przez pustynię prowadząc Naród Wybrany do Ziemi Obiecanej. Wędrówka została opisana w jednej ze starotestamentowych ksiąg – w Księdze Wyjścia. Tytuł wziął się stąd, że wędrówka Mojżesza i jego ludzi była nie tyle drogą gdzieś, co drogą z skądś – wyjściem, ucieczką z Egiptu. Czterdzieści lat. Tyle czasu trwało to najdłuższe w dziejach wychodzenie.
Księga Wyjścia poza tym, że jest opisem wędrówki, jest też opowieścią o traceniu cierpliwości. Mojżesz miał swój plan na wyjście (w którym wspierał go Jahwe, będący – jak to Wszechmogący – raz w lepszym a raz w gorszym nastroju, co Mojżesz i jego towarzysze nieraz dotkliwie odczuli), ale plan rozłożony na cztery dekady mógł się wydać niektórym planem nie najlepszym. W gruncie rzeczy wydał się takim wszystkim, którzy towarzyszyli Mojżeszowi, może za wyjątkiem Aarona – jego wybitnie cierpliwego i niezmiernie oddanego brata.
Wszystkich, którzy nie znają historii wyjścia z Egiptu, a którzy są ciekawi tego, co przytrafiło się patriarsze Mojżeszowi i jego towarzyszom odsyłam do Starego Testamentu. Teraz zaś przejdźmy do mnie. Próby cierpliwości, jakim Mojżesz poddał ludzi, którzy postanowili wybrać się z nim w podróż przypominają mi się czasem, kiedy próbuję wyjść z domu z moją żoną. Oczywiście – jest pewna przesada w tym porównaniu, jeśli jednak chodzi o wystawianie w takich sytuacjach cierpliwości na próbę, moja żona, podobnie zapewne, jak wiele innych żon a może i wszystkie żony, wspina się na wyżyny, na które niegdyś wdrapał się Mojżesz.
Zwykłe wychodzenie z domu z moją żoną trwa od kilkudziesięciu minut wzwyż – górna granica czasu prawdopodobnie nie istnieje. Wychodzenie zaczyna się od podjęcia decyzji o wyjściu, po której następuje faza planowania. Planowanie dzieli się na kilka etapów – planowanie samego wyjścia (gdzie, po co etc.), planowanie tego, w co się ubrać (to etap najdłuższy i najdotkliwszy dla osób postronnych), planowanie dodatków (kolczyki, apaszki, etc.), planowanie zmian w wybranym wcześniej stroju, w związku z wybranymi dodatkami. Nie muszę chyba dodawać, że opisywane w tej chwili etapy dotyczą wyłącznie mojej żony. Ja w chwili, gdy następuje etap drugi fazy planowania, mam już na sobie buty i jestem gotowy do wyjścia – dla mnie rozpoczyna się ostatni etap – etap próby cierpliwości.
Wróćmy do żony, a zapewne – do żon. Po fazie planowania następuje faza przygotowań. Jeśli chodzi o etapy tej fazy – to jest ich niezliczona ilość i możliwość kombinacji – w zależności od pory dnia, celu wyjścia, pory roku, pogody, a także nastroju i innych zmiennych, które – mam przeczucie – istnieją, ale których nie udało mi się jeszcze zidentyfikować. Podstawowe etapy to etap garderobiany (przerywany czasem epizodami nie-mam-się-w-co-ubrać) i etap toaletowo-łazienkowy, które następują naprzemiennie, przy czym każdy może się powtórzyć. Limit powtórzeń nie został określony. Najbardziej irytujący i najtrudniejszy, jeśli chodzi o próbę cierpliwości jest dość tajemniczy etap ostatni, który roboczo nazwiemy poprawkowym. Ma on miejsce w chwili, kiedy ja mam na sobie nie tylko buty, ale wszystko, co zamierzałem włożyć a w ręku trzymam klucze do mieszkania i kluczyki do auta. Może też zdarzyć się, że ma on miejsce, gdy ja już siedzę w aucie. Etap ten polega najczęściej na ostatnim odwiedzeniu łazienki i/lub okolic szafy, oraz zapewne na czymś jeszcze, czego niestety nigdy nie udało mi się zaobserwować, ale co musi mieć miejsce, bo nie chce mi się wierzyć, by można było odwiedzać łazienkę i/lub okolice szafy bez żadnego celu. Chwila, w której przechodzimy do tego etapu jest o tyle straszna, że następuje zwykle po magicznych słowach ‘JUŻ wychodzimy…’ i stanowi swego rodzaju rozwianie nadziei, że oto nasze wychodzenie kończy się, że już zaraz będziemy poza domem i już tylko będziemy zdążać do celu, a nie krzątać się bezcelowo (bezcelowo – to dotyczy oczywiście mnie i Was, panowie, żony jakiś tam cel mają, jak mniemam).
Ceremoniał wychodzenia z domu z żoną powtarza się za każdym razem, gdy wychodzę z domu z żoną i pewnie nigdy nie przestanie się powtarzać. Na koniec – tak dla zobrazowania sytuacji: ten tekst wymyśliłem, zatytułowałem i częściowo napisałem właśnie podczas wychodzenia z domu. Co etap – to akapit. Żona do szafy - ja do komputera. Żona kolczyki – ja małe popraweczki stylistyczne i tak to leci. Może to jest jakiś sposób? Może gdyby Izraelici wpadli na to, żeby się twórczo wysilić, zamiast przez czterdzieści lat po prostu tracić cierpliwość, może wtedy do Kanaanu dojechaliby, dajmy na to, pociągiem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz