wtorek, 19 października 2010

Metafizyka porządku

Wspominałem, że mam „klasyczne” podejście do porządku? Wspominałem. Co to oznacza? Że myślę o porządku odnosząc się do nauk twórców naszej kultury, twórców znaczenia dzisiejszych pojęć. Porządek, to poważna sprawa, jego naruszenie – poważny problem.
Arystoteles, którego imię przez całe średniowiecze było synonimem filozofa, a to dla mądrości jego myśli i trafności sądów napisał, że wszystkie rzeczy dążą do swojego miejsca naturalnego – że wszystkie takie miejsce posiadają. Dla tego na przykład płomień płonąc, strzela w górę, bo w górze jest jego miejsce naturalna, kamień zaś upuszczony spada na ziemię – jego naturalne miejsce jest bowiem na dole.
Takie opisanie świata jest oczywiście zbyt proste dla nas, którzy żyjemy po Newtonie a i po Einsteinie, w stwierdzeniu jednak, że rzeczy mają swoje miejsce jest coś, co nie pozwala przejść obok niego obojętnym. Coś w tym jest. Trochę inaczej rzecz ma się z tezą, że rzeczy do swych miejsc naturalnych dążą. Modyfikując nieco to, co powiedział Arystoteles rzec można, że rzeczy swoje miejsce mają i powinny się w nim znajdować. A jeśli same nie dążą do tego, powinno się im pomagać. W żadnym razie utrudniać. W żadnym wypadku przeszkadzać. Broń boże nie bagatelizować faktu, że coś powinno być gdzieś, a nie gdzie indziej.
Przeprowadźmy prosty eksperyment myślowy, by rozważyć dalej kwestię naturalnego miejsca rzeczy. Wyobraźmy sobie przeciętny dom zamieszkały przez przeciętną rodzinę, dajmy na to czteroosobową. Wyobraźmy sobie przeciętne wyposażenie przeciętnego mieszkania, przedmioty, które mogą posiadać członkowie przeciętnej czteroosobowej rodziny. Wyobraźmy sobie też naturalny rytm dnia w naszym przeciętnym domu. Wyobraźmy sobie brudną skarpetkę na dywanie w salonie. Razi? Oczywiście. Środek dywanu w salonie nie jest miejscem, naturalnym dla brudnej skarpetki. Brudna skarpetka powinna dążyć do tego, by znaleźć się w koszu na brudną bieliznę a stamtąd trafić do pralki. Idźmy dalej. Wyobraźmy sobie lodówkę a w niej słoik musztardy. W słoiku z musztardą, na powierzchni musztardy wyobraźmy sobie coś czerwonego, w konsystencji mazi – wygląda podejrzanie, tym bardziej, że miejscami czerwień jest skażona odrobiną bieli, czy może żółci… obrzydliwe, wygląda jak posiew w laboratorium, w którym się zgłębia tajemnice egzystencji grzybów i bakterii. To kapka keczupu przybrudzonego odrobiną masła. Nie pasuje absolutnie do słoika musztardy, ale ktoś do musztardy wsadził nóż, którym wcześniej smarował kanapkę. Błąd. Co z tego wynika? Że pogląd Filozofa można odwrócić, że nie tylko przedmioty mają swoje naturalne miejsce, ale i miejsca maja przypisane sobie przedmioty i gdy zostaną zajęte przez coś innego, dochodzi do zaburzenia naturalnej harmonii. Co by było, gdyby sól zagnieździła się nagle w cukiernicy a ocet wypełnił butelkę, w której powinna się znajdować woda mineralna? Możemy to sobie wyobrazić.
Chociaż natura jest nieco bardziej skomplikowana, niż to sobie wyobrażał Arystoteles, nie należy zapominać o jego słowach. Nie należy zapominać, że czasami powinno być tak, a nie inaczej, bo tak po prostu być powinno, bo miejsce keczupu jest w butelce z keczupem a nie w słoiku z majonezem czy musztardą. Jeśli zaś z powodów, o których pisali następcy Filozofa – tych wszystkich grawitacji, zakrzywień czasu i przestrzeni, czarnych dziur i innych kwarków, rzeczy opuszczają swoje naturalne miejsce, pomóżmy im tam wrócić. Pierwszy Poruszyciel na pewno nam to wynagrodzi.
Całe szczęście, że geny tak bardzo o nas decydują. No, przynajmniej szczęście w pewnych sytuacjach całe szczęście. Moje chłopaki – mam nadzieję, że obydwaj, choć na razie obserwuję to tylko na przykładzie starszego, mały jest jeszcze za mały – porządkowość mają po mnie. W lodówce na przykład zdarza mi się znaleźć plastikowe jajko albo takąż marchewkę – części kompleciku zabawek pod tytułem „mały kucharz” (albo „mała kuchareczka”, na opakowaniu jest dziewczynka). Jajko oczywiście na drzwiach, marchewkę w szufladce na dole. Wiem, kto je tam włożył i myślę z dumą: brawo, synku, co za wyczucie – od małego – idei naturalnego miejsca!

2 komentarze:

  1. Znam młode małżeństwo kompletnych bałaganiarzy. U nich na stole, obok produktów spożywczych, najspokojniej spoczywają brudne skarpetki. Ku ogólnemu zaszokowaniu, im nie odbiera to apetytu.
    Ten swoisty porządek nazywają unikaniem stresu.
    W związku ze stwierdzeniem istnienia innego obrazu świata, ta błaha plamka keczupu w musztardzie, nie powinna być dostrzegana!
    W każdym razie ja ten keczup kupuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co kto lubi. Spotkałem się z określeniem "porządek witalny" - to też eufemizm na bałagan. Ja tam nie lubię nieporządku, a w jedzeniu i tam, gdzie się je przygotowuje, to już o nim mowy być nie może...

    OdpowiedzUsuń