środa, 14 listopada 2012

O problemach z asertywnością



W czasie studiów zaliczyłem przedmiot, który nazywał się Rozwijanie umiejętności społecznych. Nie jestem osobą przesadnie społeczną, są tacy, którzy twierdzą, że jest wręcz przeciwnie. Fakt, że pod koniec semestru w moim indeksie pojawił się wpis z pozytywną, nawet wysoką oceną, świadczy tylko o pewnych niedomaganiach naszego systemu wyższej edukacji. Zajęcia nie rozwinęły moich umiejętności społecznych w najmniejszym stopniu. Jak zresztą miały to zrobić, skoro polegały w dużej mierze na dość naiwnych ćwiczeniach? Przez trzydzieści godzin ćwiczeń, bo tyle, o ile pamięć mnie nie zawodzi, liczył sobie kurs, prawiliśmy sobie nieszczere, a w najlepszym razie wymuszone sytuacją komplementy, słuchaliśmy się nawzajem aktywnie, choć myślami błądziliśmy (a przynajmniej ja błądziłem) gdzieś indziej… Uczyliśmy się też, jak być asertywnymi. Na tym polu prowadzący poniósł największą porażkę, jeśli chodzi o moją osobę. W ogóle nie nauczył mnie asertywności.
Być może nie przykładałem się do zajęć, być może problem leży gdzieś indziej, w każdym razie są takie chwile, kiedy na usta cisną mi się słowa Adasia Miauczyńskiego: I znów zachowałem się, kurwa, nieasertywnie!
Kiedy żonę odwiedziła ostatnio koleżanka, wykonałem taktyczny odwrót i zamknąłem się w sypialni. Mimo, że jestem może nie do końca społeczny, staram się być kulturalny, gdy więc koleżanka zbierała się do wyjścia, poszedłem się pożegnać. Zastałem ją przed regałem z książkami. Tknęło mnie złe przeczucie, jak się okazało, uzasadnione. Kiedy pojawia temat pożyczania książek, coś mnie w środku skręca. Bo ja pożyczać książek nie lubię, nie znoszę, nienawidzę wręcz. Kiedy jakaś pozycja znika mi z regału, puste miejsce doprowadza mnie do szału. Wytrąca z równowagi. Nie jestem pasjonatem feng shui, nie wierzę, że ustawienie mebli i przedmiotów w pomieszczeniu wpływa na przepływ energii i wszystko, co się z nim wiąże, jednak w przypadku regału z książkami jest w tej kwestii coś na rzeczy. Z pustych miejsc, w których powinny stać książki, a nie stoją, bo ktoś mnie ich czasowo pozbawił, zieje zła energia. Odczuwam ją bardzo wyraźnie, przyprawia mnie o napady nerwicy.
Takie już mam dziwactwo.
Kiedy więc koleżanka zapowiedziała, że zgłosi się do mnie, bo coś ją tam zainteresowało wśród moich zbiorów, przeszedł mnie zimny dreszcz. Nie to jednak jest najgorsze, że ktoś szykuje zamach na ład w moim świecie. Najgorsze jest to, że mogłem groźbę zburzenia porządku na regale oddalić jednym słowem, ale… No właśnie. Znów zachowałem się, kurwa, nieasertywnie! Bo koleżanka powiedziała, że się chętnie zgłosi, o ile oczywiście nie mam nic przeciwko. Bo ona wie, że są tacy, co z zasady nie pożyczają książek i rozumie to. A ja, głupi, zamiast powiedzieć, że no właśnie, że mnie to też dotyczy, że ja też nie pożyczam, bąknąłem tylko, że się dogadamy, albo coś równie bezdennie durnego. I cały czas starałem się uśmiechać i jeszcze bardziej się starałem, żeby ten uśmiech wyglądał miło, a przede wszystko naturalnie. Tymczasem w środku się we mnie gotowało.
Teraz mam nadzieję, że koleżanka jednak zapomni, nie będzie miała po drodze albo że nie będzie miała czasu na czytanie. Albo, że żona moja jej wyłoży przy okazji naturę mojej drobnej idiosynkrazji i wyperswaduje pomysł wpędzania mnie w nerwicę.
Oczywiście zaraz po tym, jak koleżanka wyszła, naszły mnie różne myśli i refleksje. Przecież mogłem wyjaśnić, że to nie moja wina, że to nie kwestia nieżyczliwości, że to raczej coś jakby choroba i że mi przykro, ale nie pożyczę, bo nie będę mógł później spać. Że niestety, przykro mi, ale kiedy widzę lukę na półce, to zaczynam o tym myśleć i nie mogę się skupić na niczym i że to duży dyskomfort, więc z tym pożyczaniem, to nie bardzo. Mogłem sprawę rozwiązać w kilka sekund i jeszcze błysnąć przy tym poczuciem humoru, ale nie, ja nie potrafiłem odmówić.
A uczyłem się, ćwiczyłem na zajęciach – odmawiać grzecznie, lecz stanowczo. Piątkę mam w indeksie. I na co to wszystko? Na co?

15 komentarzy:

  1. Poniekąd Cię rozumiem. Ja znowu mam tak, że nie mam subiekcji przed pożyczeniem. Gorzej jest jak już ta książka opuści mój pokój i nie wraca przez kilka długich tygodni. A osoba, której pożyczyłam te książki, zamiast je czytać, to zajmuje się innymi pozycjami, ogromnie się tym do mnie chwaląc! A moje książki leżą gdzieś odłogiem...

    To pewnie kwestia przywiązania, jedni do książek, drudzy do czegoś innego. :)

    Co do zajęć na studiach, teraz jest znacznie gorzej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - czekanie na zwrot, to kolejny ból. Mam kumpla, któremu czasem książki pożyczam i z nim mam najmniejszy problem: bierze, czyta, odnosi, czasem nawet specjalnie wpadnie, żeby oddać, nie czeka na okazję, aż się zobaczymy.
      Ale kiedy tak ktoś nie może oddać książki przez dwa lata, do tego ktoś, z kim się regularnie widzę, do tego ktoś, kogo kilka już razy wprost o zwrot prosiłem - no krew mnie zalewa i nóż w kieszeni się otwiera...
      pozdrawiam

      Usuń
  2. I idąc tropem "Dnia świra" - "Jak krew w piach"!

    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Doskonale to rozumiem:)nie cierpię pozyczać swoich książek,mogę oddac buty, kieckę, koleżance nie odmówię nawet tuszu do rzęs, ale książki? oooo, to zdecydowanie poważniejsza sprawa, na szczęście znajomi to wiedzą i naprawdę rzadko nadużywają mojego braku asertywności-bo takowej również mi brakuje, ale jak widać pozwyżej nawet na zajęciach tego nie wyuczą;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, niektóre cechy trudno w sobie zwalczyć, nawet przy pomocy Uniwersytetu :-)
      A co do oddawania butów i kiecek - poniżej :-)

      Usuń
  4. Tak... preferuję jedyne już - czysto egoistyczne zachowanie w sprawie "pożyczania" książek. "Nie pożyczam" (już), po tym jak zostałam umiejętnie, hmm... poproszona o pozycje z kolekcji / ulubionej serii, którą skrupulatnie gromadzę. "Kurwa!" Niebawem minie 1,5 roku, odkąd znajomy nie potrafi zwrócić ich do należytego właściciela, czyli mnie. Kilkukrotnie z wyrzutem... domagałam się odesłania ich w dobrze zabezpieczonej paczce, świadomie zawstydzając / wprawiając w zakłopotanie "winnego" - proponując sfinalizowanie kosztów przesyłki... Ech... Do tej pory nie odnotowałam ich zwrotu.

    Książki - to niemalże "świętość".

    Jednak zauważalne jest ciągłe "pożyczanie" i chęć "pożyczania" ubrań wśród kobiet. Nie dalej jak wczoraj zostałam poproszona o sukienkę przez osobą z "maślanymi oczami". "Kurwa!" po raz kolejny... Co z "Wami nie tak?!"

    Odmówiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde, a tego, to już pojąć nie mogę - jak w ogóle można wpaść na pomysł, żeby pozwalać komuś regularnie pocić się we własne ciuchy i samemu pocić się w cudze? Dziwny zwyczaj :-)

      Usuń
  5. Tez mam problemy z asertywnością. I... nienawidzę pożyczać. Z reguł wszysystkiego, ale książek najbardziej. I ubrań koleżankom ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem w szoku - ja sama uwielbiam pożyczać od innych książki. I nigdy nie myślałam, że istnieje tak duża grupa, dla której to jest jakiś problem. Sama rzecz jasna też chętnie pożyczam innym swoje książki, filmy, płyty - kilka z nich nie wróciło, ale zdarza się to rzadko. Te najbardziej ukochane są teraz pożyczane tylko zaufanym osobom, o których wiem, że wszystko oddają. Ale generalnie daję się każdemu namówić i w życiu bym nie wpadła na to, że muszę się martwić, co się z moją własnością stanie - to zawsze ostatecznie tylko przedmioty, nawet jeżeli lubiane. Książka i tak żyje własnym życiem - we mnie, a może mam za mało emocjonalny stosunek? Często tak myślę przeglądając blogi czytelnicze - że to jakaś miłość mało intensywna z mojej strony. ;-)
    A notka zabawna. Prawie każdy ma takie chwile, kiedy wbrew sobie, daje się komuś namówić - a przecież doskonale wie, że nie chce czegoś zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, w moim przypadku to naprawdę coś więcej, nich niechęć do samego pożyczania, przywiązanie do przedmiotów czy jakiś inny materializm - ja po prostu nie znoszę zaburzenia mojego ładu. Inna sprawa, że są niestety ludzie, którzy lubią pożyczać, za to oddawać już mniej. Na to mam alergię.

      Usuń
    2. W moim przypadku, to trauma- parę naprawdę cennych egzemplarzy zaginionych w akcji, z czego pierwsze wydania Thorgala, które wywędrowały do Ameryki....Zatem obecnie, jezeli chodzi o ksiązki, to jestem cholerną materialistką, co do reszty- niech się pocą do woli w moich kieckach:)

      Usuń
  7. Ja też to rozumiem - ale mam jeszcze taką dewiację:

    "Chciałbym, żebyś to przeczytał, książka świetna."
    "Pożyczysz mi?"
    "Raczej nie... Znajdź swój egzemplarz i wtedy o książce pogadamy."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to po pierwsze - czuję się bardzo wyróżniony :-)
      A po drugie - asertywność, level hard, pogratulować!

      Usuń
    2. Level trauma!

      Usuń