poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Dzień jak co dzień


A gdyby tak [...] jakiś demon [...] rzekł ci: "Życie to, tak jak je teraz przeżywasz i przeżywałeś, będziesz musiał przeżywać raz jeszcze i niezliczone jeszcze razy; i nie będzie w nim nic nowego, tylko każdy ból i każda rozkosz i każda myśl i każde westchnienie i wszystko niewymownie małe i wielkie twego życia wrócić ci musi, i wszystko w tym samym porządku i następstwie…
Fryderyk Nietzsche, Wiedza radosna


Budzę się rano. Pierwsza myśl: co teraz muszę zrobić? Zaraz, zaraz, jaki to dzień dziś mamy? Poniedziałek. No tak. Czyli muszę wstać. Zaraz, za chwilkę…
Rozpoczyna się kolejny dzień. Jak co rano muszę ogarnąć Chłopaków, siebie doprowadzić do porządku, uporządkować kuchnię, bo wieczorem zabrakło już na to siły i ochoty, więc brudne talerze piętrzą się, psując obraz. Prysznic, pytanie: w co się ubrać?, które dotyczy widać nie tylko kobiet. Choć może w naszym przypadku ma inny sens: czego nie muszę prasować? I już mogę wychodzić do pracy. Kawki nie zdążyłem przygotować, trudno. Chłopaki witają się z opiekunką, ja też. Cześć, cześć, zupka na kuchence, makaron w szufladzie. Gucio, jeszcze ci rowerek wystawię… Wystawiam i już mnie nie ma.
Godziny w pracy mijają jak zwykle. Tu coś załatwić, tu zadzwonić, pismo napisać, wydrukować na jedynej sprawnej, dostępnej drukarce, która ostała się w sekretariacie. Wysłać. Pogadać z tym i owym, coś sprawdzić, zadzwonić, zapisać… W końcu można się zbierać.
Po drodze zakupy. Kolejne trudne pytanie: co na obiad? Kiedy trzeba codziennie, albo co drugi dzień coś wymyślać, pomysły w końcu się wyczerpują. Wracam do domu, witam Chłopaków, czymś tam ich zajmuję, zabieram się za gotowanie. Żona przychodzi po jakimś czasie, jemy. Co dziś w pracy? Co nowego? Nic nowego. Minęła szesnasta, Chłopaków ciągle rozpiera energia. Skąd oni ją czerpią? W końcu przychodzi pora na mycie i kolację. Oczywiście pora dla Chłopaków. Oglądamy wspólnie bajkę – wieczorny rytuał. Idą spać. Można by odsapnąć, gdyby nie było jeszcze tyle do zrobienia. W końcu nie ma już nic do zrobienia, można iść spać. Kilka stron książki, dopóki powieki nie zaczną opadać.
Budzę się rano – nie, to na pewno nie weekend, trzeba wstawać. Chłopaki już wstali i nie wiadomo, co robią, lepiej sprawdzić. Prysznic, czego nie muszę prasować, i żeby było inaczej, niż wczoraj… Do pracy i tak dalej.
I ciągle jest jeszcze coś do zrobienia, na co stale nie starcza czasu. Gdzie wcisnąć te nadprogramowe rzeczy? Gdzie się znajdzie luka w moim zwartym rozkładzie dnia?
Wyrażenie dzień jak co dzień zyskuje nowy sens, gdy każdy kolejny dzionek zaklęty jest w kręgu powtarzającego się schematu. Dni układają się w schematyczne tygodniowe cykle, te zaś budują kolejne miesiące. Ani się człowiek obejrzy, jak mija rok, później kolejny…
Dni są podobne jeden do drugiego i dlatego wydaje się, że życie posiada logikę i sens. Tak zapewne uważa nawet ślimak, wygrzewający się na szynie kolejowej – taka myśl przyszła do głowy Nicholasowi Fandorinowi, bohaterowi książek Borisa Akunina. Powtarzalność nadaje sens? Gwarantuje logikę? Być może. Zapewne może powodować, że żyje nam się spokojniej. Jednak nie jest to takie proste. Dawid Hume zauważył, że z faktu, iż słońce wschodzi co rano od zarania dziejów, albo i dłużej wcale nie wynika, że wzejdzie również jutro, za tydzień czy za dziesięć lat. Powtarzalność niczego nam nie gwarantuje. Ślimaka wygrzewającego się na torach również może zaskoczyć nadjeżdżający znienacka pociąg, taki wniosek wysnuł i Fandorin.
Nastaje nowy rok. Czas wrócić do pracy po świątecznej przerwie. Rozpoczyna się czekanie na zimowe ferie, które w końcu przychodzą i szybciutko się kończą. Czas więc czekać na wiosnę. Ta z kolei po swojemu organizuje czas. Porządki w ogrodzie, PIT, który trzeba w końcu wypełnić – choć co roku zamierzam zrobić to jeszcze zimą, jest to nieodmiennie czynność wiosenna. List z przypomnieniem, że kończy się okres ubezpieczenia samochodu nasuwa jednocześnie myśl, że kończy się też ważność jego przeglądu technicznego. W pracy wiosna również przynosi określone, powtarzalne czynności. Później lato, tak oczekiwane. Koło się toczy, od końca lata do końca roku jest tylko jeden skok. A w międzyczasie powtarzają się dni, tygodnie i miesiące.
A gdyby tak przeżyć przygodę? I przygody się zdarzają, ale od pewnego momentu są do siebie coraz bardziej podobne i coraz mniej spektakularne, za to krótkotrwałe: ot, jakiś wieczór, który swoimi atrakcjami wyróżnia się na tle innych wieczorów.
Tylko Chłopaki burzą schemat. Każdego dnia mają nowe pomysły, uczą się nowych rzeczy, sprawiają nowe radości i znajdują nowe sposoby na nadszarpnięcie rodzicielskich nerwów.

4 komentarze:

  1. Święte słowa. Widzisz, jedni w rutynie znajdują pocieszenie i bezpieczną przystań (taki ja na przykład), drudzy muszą mieć atrakcji moc, bo ich tęsknica rozrywa do adrenaliny.

    Może ciut z inne beczki - mój polonista z liceum tak zachwalał mi plusy życia nauczycielskiego:

    "Jak się siedzi naście lat w biurze, wśród tych samych mord, to człowiek się szybciej starzeje, bo z innymi urzędasami. A w szkole co rok przychodzą młodzi, energiczni, witalni i z nimi człowiek się jakoś czuje młodszy."

    Wierzyłem facetowi na słowo. Jest tylko jeden problem - na tle "ciągle młodych" nasze nauczycielskie starzenie się widać bardzo bardzo wyraźnie...

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Dżizas, chłopie, sam bym popadł w desperację na Twoim miejscu. Szykujesz dzieci rano, potem myślisz, co na obiad, zaczynasz gotować po południu, wreszcie wraca żona... Mam nadzieję, że zupa nie wychodzi Ci za słona :)
    Ślimaki mają ciekawe życie... Pamiętasz film "Czas Apokalipsy"? Tam pułkownik Kurtz mówi o ślimaku, który idzie po ostrzu brzytwy. To jest ślimak, no nie?
    Czy ja dobrze czuje, że chciałoby się wprowadzić jakieś małe trzęsionko ziemi do życia, a potem stopniowo zwiększać napięcie?

    OdpowiedzUsuń
  3. No, może nie od razu na brzytwę ;-)
    A zupy raczej nie zdarza mi się przesolić - osiągnąłem mistrzostwo...

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiesz jak łatwo zburzyć taki schemat? Tę powtarzalność? Wstań rano i weź urlop na żądanie :) polecam! I już można myśleć co by tu zrobić... :) czasem tak robię... kiedy właśnie nie mam sił lub powtarzalność mnie z lekka męczy... i działa :)


    P.S. Mam dokładnie to samo. Idealnie to opisałeś: pomysły - nieśmiałe, kroki - niewielkie... Jeśli chodzi o zmianę pracy to dużym krokiem jest wiedza co się chce robić :) i potem można szukać... i nie poddawać się... bo może łatwo nie być... Wiesz co byś chciał? :)

    OdpowiedzUsuń