piątek, 3 grudnia 2010

Stare buty i brak weny

Założyłem sobie, że będę prowadził bloga i zamierzam wytrwać w tym założeniu. Zerkam na listę Obserwatorów (których z tego miejsca serdecznie pozdrawiam), cieszę się z rosnącej ich liczby. Czytam komentarze, które – gdy się pojawiają – niezmiernie mnie cieszą, odpowiadam na nie, i tak się to toczy. Pojawia się jednak tutaj istotna, wręcz fundamentalna kwestia: by blog żył, a Obserwatorzy byli nie tylko obserwatorami, ale – bo na tym, nie kryję, mi zależy – czytelnikami, trzeba pisać. Pisać ciekawie (to zakładam, bo sam lubię czytać to, co jest dla mnie ciekawe), ładnie i zgrabnie, bo o język dbać trzeba, ale również, a może przede wszystkim, pisać regularnie, żeby nikt nie mógł powiedzieć o tej stronie: nuda…  nic się nie dzieje, proszę pana.
Gdy się pojawia potrzeba napisania tekstu, automatycznie pojawia się również kwestia tematu. O czym pisać? Podobno można o wszystkim. Jest taki fragment w książce Borysa Akunina Gambit turecki, w którym dwóch bohaterów, dziennikarzy, zakłada się o to, że jeden z nich napisze tekst o czymkolwiek (temat ma wybrać drugi z uczestników zakładu) i że będzie on na tyle dobry, że wydrukuje go poczytny londyński dziennik. Wybór w kwestii tematu pada na parę starych butów. Koniec historii jest taki, że piszący artykuł dziennikarz wygrywa zakład – pisze o starych butach a gazeta tekst drukuje; czytelnicy czytają z zainteresowaniem i wszyscy są szczęśliwi. Wniosek, zdawać by się mogło jest taki, że faktycznie można o wszystkim napisać – wystarczy wiedzieć jak. Ale czy faktycznie tak jest? Śmiem twierdzić, że historia o moich butach mogła by być odrobinę mniej ciekawa, niż historia z książki – o butach, które nosił ktoś podczas rosyjsko – tureckiej wojny, w których ktoś tropił szpiegów, uciekał przed pościgiem albo ścigał wroga, brał udział w bitwie, uniknął śmierci i tak dalej.
Ja mógłbym opowiedzieć o tym, jak w swoich butach (też, nota bene, nie nowych), brnąc przez śniegi po nie odśnieżonych chodnikach, starałem się uniknąć upadku, bo moje buty cechuje zdumiewający brak przyczepności. Tak sobie czasem myślę, że muszę wyglądać dość zabawnie, kiedy mi się nogi rozjeżdżają i kiedy drobię kroczki, żeby wyhamować i nie wpaść w zaspę. Albo nie wpaść na starszą panią, za którą idę od dziesięciu minut w żółwim tempie, bo nie mam jej jak wyprzedzić w sytuacji, kiedy mi chodnik się zwęził i zredukował do ścieżki szerokości czterdziestu centymetrów, ograniczonej z obu stron wałami śniegu. Książkowe obuwniczo – wojenne historie są chyba jednak ciekawsze.
I nadal jest problem – o czym pisać. A podobno tematy leżą na ulicy, wystarczy spojrzeć za okno, wystarczy sięgnąć.
Patrzę za okno, a tam zima, na ulicy leży śnieg. Tylko po co pisać o zimie, skoro i tak wszyscy mają jej dosyć, mimo, że gości u nas może od tygodnia? Mógłbym napisać o zimie, o moich zmaganiach ze śniegiem, którego nie można się pozbyć, bo gdy się kończy go odgarniać i zmiatać z jednej strony, to z drugiej od nowa można zaczynać. Syzyfowa robota. Mógłbym zapytać Czytelników, czy wiedzą, jakimi ścieżkami błądzą myśli moich rozlicznych, bliższych i dalszych sąsiadów, którzy odgarniając śnieg spod własnych płotów, przerzucają go w kierunku środka ulicy, w wyniku czego osiedle wygląda tak, że pod płotami są wąziutkie przesmyki, którymi i tak nikt nie chodzi (może za wyjątkiem piesków  rozglądających się za miejscem, które mogły by oznaczyć jako swoje), za to uliczka traci dwie piąte swojej szerokości. Kierowcy mają trudności ze wzajemnym wymijaniem. Mógłbym, ale czy ktoś mi odpowie? Czy kogoś to w ogóle interesuje, skoro już siedzi przed monitorem, w ciepełku – po co mu myśleć o tym białym dramacie za oknem.
Tak więc problem tematu, a właściwie jego braku pozostaje żywy.
Są tacy, którzy potrafią znajdować te leżące na ulicy tematy. Zaglądam na przykład do Zapisków na pudełku od zapałek Umberto Eco, a tam – proszę: Jak być Indianinem, czyli felieton o głupich zachowaniach westernowych Indian, którzy zawsze tak długo galopują wokół ustawionych w okrąg wozów, aż ich wszystkich wystrzelają kryjący się za wozami osadnicy, lub przybyła na pomoc kawaleria. Jak wyrobić sobie nowe prawo jazdy – o bataliach toczonych w urzędach (widocznie we włoskich też się toczy batalie). Jak korzystać z instrukcji, Jak podróżować z łososiem… tyle ciekawych tekstów o przyziemnych rzeczach. Czy i ja nie oglądam westernów, nie użeram się z urzędnikami? Czy nie czytam instrukcji? Czy… nie, akurat z łososiem nie podróżowałem nigdy. Tak czy inaczej widać, że tematy można znaleźć –  wokół siebie, wśród tego, co się robi zwykle podczas codziennej krzątaniny.
Niby można, ale i tak czasami, cholera, nie ma o czym pisać!

9 komentarzy:

  1. Jak to, nie ma o czym pisać? A temat powyższego eseju, któremu można nadać tytuł: "O czasie, jak o wierszu białym, w którym - choć oko wykol - nie ma o czym pisać" to co? Sam się napisał?;)
    Głowa do góry. Tematy leżą na ulicy, no może trzeba czasami odgarnąć trochę śniegu na prawą stronę. ;D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. hahah Akemi, słuszna uwaga :)
    Desperate, pisz poprostu. Zawsze się jakiś temat znajdzie. W głowie tłoczą się miliony myśli, tylko trzeba się zatrzymać na chwilę i złapać kilka, zanim ulecą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A moim zdaniem nie ma po co na siłę pisać. Raz na wozie, raz pod wozem. Ale póki co dobrze Ci idzie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy raz zajrzałam na Twojego bloga - zaintrygował mnie Twój nick. I widzisz.. akurat trafiłam na notkę niby o niczym, a jednak styl pisania zainteresował mnie na tyle, że zatrzymam się tu. :-)
    Muszę zgodzić się z przedmówcą - jeśli nie ma tematu, nie ma co na siłę pisać. Wielokrotnie na blogach widzi się notki o tym jaką śliczną nową bluzkę ktoś kupił, jak bardzo pada, jak słabo w szkole/pracy. Nudy!
    Czasami lepiej dodawać rzadko, a ciekawie ;)
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie, że jeśli się chce, zawsze jest o czym napisać. Nawet o tym, że nie ma o czym :-) Grunt, żeby nie wyszedł z tego przerost formy nad treścią. Mam nadzieję, że tego uniknę. Forma w końcu bardzo jest ważna i doskonalić ją trzeba.

    No i zapraszam, zapraszam - nowych Czytelników i tych troszkę mniej nowych. Mam nadzieję, że będziecie znajdować tu coś dla siebie ciekawego: i w treści i w formie.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Z pisaniem bloga jest jak... z każdą inną rzeczą, raz jest temat, raz go nie ma. Raz napiszesz coś, czym sam się zachwycasz [czemu by nie???? ;D], raz ....
    No właśnie, my czytelnicy, nie jesteśmy ważni, piszesz dla SIEBIE! No dobrze, w sumie jesteśmy ważni dla EGO.
    Nie martw się, nikt nie jest każdego dnia i każdego posta doskonały!
    Pisz! Ćwicz!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. No nie wiem, nie wiem... Kiedy się coś na blogu publikuje, to chyba z zasady i definicji po to, by - jako że umieszczone w publicznej przestrzeni - trafiało do innych. Dla siebie piszę do szuflady, na papierze, staromodnie. A jak pisze dla innych, to chcę, żeby czytali, żeby się podobało i żeby było dobre.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, zgadzam się, to co tu napiszemy, idzie w świat, staje się publiczne, pro publico i oczywiście bardzo dobrze, że chcesz się starać, by pokazać się od tej dobrej strony, nie przeczę. Chcę tylko podkreślić, że mogą Ci się trafić i "gorsze" wg Ciebie wpisy, ale to będzie ok. Zresztą sam wiesz najlepiej i Ty decydujesz, co chcesz nam pokazać.

    O dzizaz, zamotałam się????

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie tak bardzo - zrozumiałem ;-))

    OdpowiedzUsuń