środa, 8 grudnia 2010

Oksymorony

Lubimy sprzeczności. Lubimy, albo być może po prostu zaakceptowaliśmy to, że mnóstwo ich nas otacza. Dowodem na to niech będzie fakt, jak wiele oksymoronów weszło do naszego codziennego języka. Niedługo zapalimy przy  świąteczno – sylwestrowych okazjach zimne ognie; dzieciom kupujemy ciepłe lody, kiedy za zimno jest na zimne; niektórzy z nas piją bezkofeinową kawę a jeszcze inni miłośnicy perwersji – o zgrozo – bezalkoholowe piwo.
Żyjemy w świecie dość niejednoznacznym, więc oksymoron może stać się nie tylko środkiem stylistycznym i retoryczną figurą, ale skutecznym sposobem opisu rzeczywistości. Ostatnio przeczytałem wypowiedź na temat jednego z hollywoodzkich – bardzo na czasie ostatnio –   reżyserów, którego określono jako „artystę komercji”. To też przecież oksymoroniczna sytuacja, kiedy dochodzi do mezaliansu, w wyniku którego łączy się w jednym dziele ambicje sztuki i dostępność i łatwość odbioru kultury popularnej. Ale może to jedyny sposób na to, by przemycać ciekawe idee do sfery, która interesuje ogół?
Ale skąd w ogóle te rozważania? Ano – żona mnie natchnęła, co się akurat często zdarza. Tym razem natchnęła mnie, pokazując zdjęcie:



Opisano je jako „taborecik kibica”. Pierwsza myśl kibica, ale nie tylko kibica, bo i moja, choć do kibicowania, albo chociaż do rozumienia fenomenu kibicowania mi daleko, była taka: super, piwko pod… no, powiedzmy, że pod ręką! Sześć buteleczek – całkiem całkiem…  Ale szybko przyszła chwila refleksji: wysiedzieć przez dziewięćdziesiąt minut (tyle chyba trwa standardowy mecz?) na stołku, twardym i bez oparcia? Głupi pomysł. Głupi, nie głupi – mamy tu wygodę, mamy niewygodę. Uciążliwą wygodę, czyli oksymoron. Ciekawe, czy to oksymoroniczne siedzenie się sprzedaje. Może ludzie je kupują jako prezent z okazji wieczoru kawalerskiego? Wtedy różne rzeczy przechodzą…
                Oksymorony, a właściwie rzeczy, które za ich pomocą najtrafniej można opisać, są powszechne, otaczają nas. Ostatnio dopada mnie jeden – zimowy. Określił bym to jako bezmyślny koncept. Wielu moich bliższych i dalszych sąsiadów na taki wpada. Już się na to, zdaje się, skarżyłem. Zimowy bezmyślny koncept dotyczy sposobu odgarniania śniegu. Polega na tym, że się śnieg odgarnia spod własnego płotu, przerzucając go w kierunku środka ulicy (na moim osiedlu nie ma chodników i jezdni – są uliczki, na których nie zastosowano takiego podziału). Powstaje zaspa, często sporej wysokości, która znacznie utrudnia poruszanie się, zwłaszcza samochodem. Zaspa na środku drogi. Oczywiście utworzonymi pod płotami ścieżynkami i tak nikt nie chodzi. Po co więc są? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast dlaczego. Dlatego, że ktoś wpadł na bezmyślny pomysł.
Jasno tu widać, że powiedzenie „na bezrybiu rak też ryba” nie zawsze się stosuje. Tam, gdzie nie ma dobrego pomysłu, lepiej,  żeby nie było żadnego, niż jakikolwiek. Tej zasady powinni uczyć w szkołach. I to przed tabliczką mnożenia, może i przed alfabetem. Jak inaczej wyglądała by na przykład nasza polityka, gdyby ludzie, którzy ją tworzą, kierowali się taką zasadą!           
               
               

11 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o reżysera i komercję: w tegorocznej próbnej maturze Operonu wykorzystany był tekst bodajże jednego z polskich dziennikarzy i bardzo podobała mi się jego opinia dotycząca tego, że film komercyjny nie koniecznie musi być zły, bo komercyjność i wartościowość mogą iść w parze, na potwierdzenie tego podał przykład Ojca Chrzestnego. :-) świetny artykuł, polecam Ci!

    A jeśli chodzi o taborecik - faktycznie słaby. Gdy tylko spojrzałam na to zdjęcie przed przeczytaniem posta od razu skojarzył mi się on z tandetnymi prezentami typu różowe kajdanki, kask z miejscem na włożenie puszki od piwa czy dmuchana lalka. Nie lubię tego zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o komercję i wartości artystyczne - masz rację, ale z małym 'ale'. 'Ojciec chrzestny' to dla mnie koronny przykład na to, jak mogło by wyglądać kino głównego nurtu, a jak niestety nie wygląda. Dziś kino komercyjne bardzo, bardzo rzadko jest kinem ambitnym. Dziś się stawia na widowiskowość, na zaskakiwanie widza, na fajerwerki. Chociaż... zeszłoroczne Oscary być może dobrze wróżą: zwycięstwo 'The Hurt Locker' z 'Avatarem', czyli kina kameralnego, spokojnego i z podtekstami, nad kinem ze strefy przerostu formy nad treścią. Albo i eliminacji treści na rzecz formy. Tak czy inaczej - dziś nie mamy 'Ojców chrzestnych'. Dla mnie dobre kino głównego nurtu umiera - tak od końca lat dziewięćdziesiątych. Mam nadzieję, że można je jeszcze reanimować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oksymorony, jak paradoksy, którym "szczyci się" życie. Bez nich nie ma całości, ukrytej prawdy - złożonej i skomplikowanej. Wyrażenia typu: "im dalej tym bliżej/im bliżej, tym dalej", "najciemniej zawsze pod latarnią" są bardzo celne i świadczą nie tylko o istnieniu, ale i rządzeniu sprzecznych i nieoczywistych mechanizmów.
    A połączenie komercji i artyzmu? Czy może być coś bardziej idealnego?

    OdpowiedzUsuń
  4. Oksymorony wyznaczają czasem ideał :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Artysta komercji... Tak, możliwe, skoro zastanawiamy się, co jest kulturą niską, a co kulturą wysoką? Czy kultura popularna jest kulturą niską, jak nią kiedyś bywała?

    Co do gadżetu, nie wygląda na użyteczny, choć może być pożyteczny. Ja bym na miejsce tego wolała coś takiego, ty pewnie też, tylko że część drugą ;D:
    http://www.youtube.com/watch?v=eNs2sW2cDnY

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie twierdzę,że łączenie sztuki z komercją, to coś złego. Nie wiem, czy powinno się dzielić kulturę na 'niską' i 'wysoką', ale jednak mam wrażenie, że czym innym są filmy Bergmana, czym innym filmy Tarantino a jeszcze czym innym 'Avatar'. Albo tanie horrory typu gore. I trzeba mieć inną wrażliwość i inne przygotowanie, żeby docenić na przykład 'Guernicę' Picassa, a inną, żeby się zachwycić komiksem o Spider Manie.

    OdpowiedzUsuń
  7. A reklama świetna. Chociaż ja bym swoją 'szafeczkę' wypełnił czymś innym, niż Heineken :-) Piwo ma wiele smaków...

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, masz rację, już nie ma sensu dzielenia kultury na niską i wysoką [powinnam zaznaczyć od razu, że był to dyskurs, jaki przypomniałam sobie z zajęć], granice stały się płynne.

    PS. A propos reklamy: właśnie ta reklama i to piwo, bo pod stołeczkiem ukrywała się buteleczka H. Fakt, bywają lepsze ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Żyjemy w płynnych czasach, to i granice są płynne. Czasami film z 'ambicjami' to gniot zapchany pseudopsychologią, a w filmie z półki 'komercja' można się doszukać ciekawych treści - spostrzeżeń, analiz. Biorąc pod uwagę, że kino zawsze było 'sztuką rozrywkową', może właśnie te oksymoroniczne twory są najbliższe ideałowi, jak zauważyła akemi. Ja na przykład za to strasznie lubię 'Matrix' - tyle odniesień do dziedzictwa kultury - filozofii, religii, literatury, mitologii, psychologii, klasyki popkultury (wieje tam przecież 'Terinatorem'), a do tego świetna akcja, widowisko...

    OdpowiedzUsuń
  10. Taborecik, jak taborecik, nieco prostacki (jak i potrzeby kibiców), ale problem komercja a sztuka niezwykle ciekawy. Czy coś, co jest komercyjne, jest jeszcze sztuką? Czy sztuka może być komercyjna (w sensie dostępności)? Ot, takie pytania, o odpowiedzi się nie pokuszę...

    OdpowiedzUsuń