Wczoraj
zaliczyłem pierwszą poważną wywiadówkę w przedszkolu. Specyficzne
doświadczenie. Do tej pory w różnych wywiadówkowych sytuacjach uczestniczyłem w
innym charakterze. Jako dzieciak, nerwowo oczekiwałem na powrót ojca ze szkoły.
Patrząc z perspektywy, zastanawiam się, skąd się brało moje zdenerwowanie.
Biorąc pod uwagę, że moja mama pracowała w szkole, w której się uczyłem, tata
nie mógł z wywiadówki przynieść żadnych wstrząsających informacji na mój temat.
Moje szkolne dokonania nie były, niestety, tajemnicą dla moich rodziców. A
jednak się denerwowałem. Może dlatego, że mama z tatą byli świetni we
wprowadzaniu nerwowej atmosfery.
Później sam
zacząłem pracować w szkole (wariacka
sztafeta pokoleń, jak napisał Mistrz Koterski) i wywiadówki albo
prowadziłem albo uczestniczyłem w nich w roli, uwaga, eksperta. Cóż, bywa.
Nagle przyszło mi objąć nową rolę. Poszedłem więc do przedszkola, usiadłem na
malutkim krzesełku i z wyrazem skupienia na twarzy słuchałem Pani. Nie było to
porywające spotkanie. Dowiedziałem się, jak to Pani wychowuje nasze dzieci bez
porażek, a przynajmniej się stara, korzystając z odpowiednich metod. Przyznać
muszę, że całkiem nieźle jej wychodzi, czasami nawet się dziwię słuchając, jak
Pani chwali moich Chłopaków. Zastanawiam się, dlaczego w domu nie są tacy
grzeczni. Być może muszę się doszkolić w zakresie metodologii wychowania.
Kiedy na
koniec padło sakramentalne pytanie: czy
państwo chcieli by jeszcze coś…?, zgłosił się jeden z tatusiów. Powiedział,
że on i owszem chciałby. Bo ostatnio jego córeczka opowiedziała mu, jak to w
przedszkolu jeden z chłopców (Nie będę tu
podawał imienia – zaznaczył dyplomatycznie tatuś) powiedział dupa, dupa! Od razu kilka osób się
ożywiło. No tak, ich dzieci też znają to słowo. Niektóre nawet potrafią go użyć
w odpowiednim kontekście, czyli na przykład, gdy się zdenerwują. A kiedyś
przecież tak nie mówiły no i w domu też się tak nie mówi… Słuchałem rozmowy,
kiwałem głową a w duchu zastanawiałem się, czy Imię, Które Nie Zostało
Wymienione nie brzmi czasem Gucio. No bo Gucio słowo na ‘d’ zna i stosuje, choć
nie zachęcamy go do tego. Stosując, robi to, co więcej, w odpowiednich
momentach, czyli gdy się zdenerwuje. A że denerwuje się często (to może być
kwestia obciążenia genetycznego, bo ja też bywam nerwowy, to pewnie przez te
wywiadówki i permanentną inwigilację, której mnie poddawano w dzieciństwie)…
Zastanawiam
się, co zrobić z tym fantem. Oczywiście zwracamy Chłopakom uwagę, gdy brzydko
się do siebie zwracają. Z drugiej strony – gdzie tu ustawić granicę? Czy kiedy
Tytus, wychodząc z pokoju, woła do Gucia i do mnie: na razie, frajerzy! mam reagować? A jeśli to jak, co mam zrobić,
kiedy już się pozbieram z podłogi, na której zaległem powalony napadem śmiechu?
Tłumaczyć, co to frajer i dlaczego
tata nim nie jest (a przynajmniej, dlaczego nie wypada tak taty nazywać)?
Skomplikowana
sytuacja, normalnie dupa blada. A, no właśnie. Bo mi, przyznać muszę, czasem
wymknie się jakieś słowo nie do końca parlamentarne (czy może, biorąc pod uwagę
poziom i hm… estetykę naszej politycznej debaty, właśnie bardzo parlamentarne).
Sumienie mam niby czyste, bo Chłopacy dupę
włączyli do swojego słownika ostatnio, czyli mogę wnioskować, że raczej
nauczyli się w przedszkolu. W każdym razie afery robić nie zamierzam. Jeśli się
okaże, że to Gucio deprawuje koleżanki swoim soczystym językiem czterolatka –
będę się tłumaczył. Nie wiem jeszcze jak. Bo ja się w sumie zgadzam z Kazikiem
Straszewskim, który w którymś z wywiadów tłumaczył, że wulgaryzmy są normalną
częścią języka i ich użycie w pewnych sytuacjach jest jak najbardziej
adekwatne. Że jak się ktoś za przeproszeniem wkurwi, to co ma powiedzieć, jak nie kurwa? Całe więc szczęście, że moje Chłopaki – Przedszkolaki póki
co się jedynie wdupiają. Zawsze mogę
też zacytować fragment piosenki Dezertera, że mianowicie nie ma brzydkich słów, są tylko brzydkie
myśli. A co brzydkiego może sobie pomyśleć taki przedszkolak, mówiąc dupa?