czwartek, 27 października 2011

O zaskoczeniu i super-mocach


Dzieci potrafią zaskoczyć. To truizm, banał, konstatacja tak mało odkrywcza, że szkoda czasu w ogóle na jej wygłaszanie. To zdanie można jednak przeformułować, zmienić nieznacznie, powiedzieć: dzieci to dopiero potrafią zaskoczyć. Można na końcu, dla dopełnienia efektu, postawić jeszcze wykrzyknik.
Dzieci to dopiero potrafią zaskoczyć!
Moi synkowie zaskakiwali mnie już nieraz, w przeróżnych sytuacjach. Na niektóre zaskoczenia uodporniłem się już, a właściwie mój organizm się przystosował i nie daje się już zaskakiwać. W ciągu ostatnich kilku nocy na przykład zaobserwowałem, że budzę się chwilę przed tym, jak Tytus zacznie krzyczeć. Tyci budzi się około trzeciej i woła, zwykle tatę, czyli mnie. Trzeba do niego iść, przytulić, podać smoczek, który się gdzieś zapodział. Dwie noce temu obudziłem się nagle. Bez wyraźnego powodu. Po chwili przyszła myśl: i tak pewnie zaraz zawoła. Zawołał. Wziąłem do ręki telefon, żeby sobie przyświecić. Przy okazji sprawdziłem godzinę: 3:05. czyli obudziłem się pewnie o 3:02. kolejnej nocy sytuacja powtórzyła się, dziś znowu. Już nie daję się zaskoczyć, wyrwać ze snu brutalnie. Sam się budzę o trzeciej, żeby nikomu innemu nie dać okazji do zakłócenia mojego snu z zaskoczenia.
 Ale zaskakiwany przez Chłopaków i tak bywam. Ostatnio zaskoczyło mnie na przykład to, że obaj posiadają super-moce. Tak, tak, nie śmiejcie się – super-moce, takie jak w komiksach i filmach na ich podstawie. Ani Gucio ani Tyci nie latają co prawda, nie są szybsi niż lecący pocisk ani silniejsi niż lokomotywa, nie są też wstanie przeskoczyć najwyższego budynku (choć skakanie z parapetu na łóżko już opanowali). Nie potrafią wystrzelić pajęczyny z nadgarstka, nie zmieniają się w zielonych siłaczy, nie biegają w czarnych pelerynach i maskach. Ale może to tylko na razie, kto wie, jakie możliwości rozwoju mają super-moce.
Gucio na przykład ostatnio przestał oddychać. I nie oddychał przez dobre czterdzieści minut, co nie przeszkadzało mu w kontynuowaniu zabawy ani w piciu soczku. Coś chyba nawet w międzyczasie przekąsił. Nie oddychał, bo miał w nosku taką skórkę i ona mu przeszkadzała (choć może należałoby powiedzieć: umożliwiała nieoddychanie?). Ja nie zaobserwowałem co prawda żadnej skórki, ale skoro on przez tą skórkę nie oddychał, to ona musiała tam przecież być. George Berkley pisał wprawdzie, że rzeczy, które byłyby różne od postrzeżeń, są tylko funkcjami umysłu, czyli mówiąc wprost – urojeniami, ale to chyba nie do końca tak: czy urojenie pozwoliłoby Guciowi na wstrzymanie oddechu na tak długo? Skąd, musiała być tam tajemnicza skórka, mimo, że ja jej nie spostrzegłem.
A skoro o postrzeganiu mowa: Tyci z kolei widzi przez ściany. Usłyszeliśmy ostatnio szczekanie. To pies sąsiadów dał znać o sobie. Co to? – zapytał Tytus. Piesek – odpowiedziałem. Nie widzę. Bo jest za murem, nie widać go – tłumaczę. I tu  zaskoczenie: Tyci odwraca się w stronę okna i mówi: Już widzę! I jak on to zrobił? Nie dość, że przez mur, który nas oddziela od działki sąsiadów, to jeszcze przez ścianę domu i szafkę, która w kuchni stoi przy tej ścianie i znajduje się akurat na wysokości tytusowego wzroku. Jak nic super-moce!
Dodatkowo Tytus ćwiczy się ostatnio w byciu niewidzialnym. Póki co średnio mu wychodzi, ale trenuje dzielnie, więc może mnie jeszcze i w tej materii zaskoczy. Na razie ciągle go widzę, kiedy z zasłoniętymi rączkami oczami próbuje się powolutku, po cichutku przekraść do pokoju, do którego zabroniłem mu wchodzić. Ale może kiedyś przestanę widzieć? Co wtedy będzie? Przecież każdy komiks uczy, że super-moce są fajne, ale ich posiadanie niesie też ze sobą sporą odpowiedzialność i niekiedy poważne moralne dylematy. A o pokusach związanych z niewidzialnością pisał już Platon, kiedy w swoim Państwie opowiadał legendę o Gygesie, który znalazł czarodziejski pierścień, czyniący posiadacza niewidzialnym właśnie. Czy znalazłby się człowiek – zastanawiał się Platon – który mogąc być niewidzialnym wytrwałby w sprawiedliwości i nie śmiałby wyciągać ręki po cudze ani go tykać, chociażby mu wolno było, i z rynku bez obawy brać, co by tylko chciał, i do domów wchodzić, i obcować z kim by… no – w ogóle robić różne rzeczy, do robienia których poczucie bezkarności mogłoby podkusić.
I proszę, jak to jednak dzieci potrafią zaskoczyć! Kto by pomyślał, że jako tata będę się musiał zmagać z takimi wyzwaniami, jak okiełznanie super-mocy i nadanie im właściwego kierunku.

9 komentarzy:

  1. Powinieneś napisać podręcznik filozofii dla niezaawansowanych. Stary, jak ja Ci zazdroszczę tego stylu.

    pzdr

    Bosy A

    OdpowiedzUsuń
  2. A propos niewidzialności - gdy byłem młodym i głupkowatym licealistą, w stanie niewidzialności chciałem znaleźć się w szatni dziewczyn przed ich wuefem.

    Wiem, żenada...

    OdpowiedzUsuń
  3. Żenada jak żenada, ale czy się udało? :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasne, stałem się niewidzialny w szkole przez długi czas, gdy wyszło na jaw, jakie mam fantazje.

    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha ;D

    Ale to najfajniejsza część bycia rodzicem, jednak!
    Poza tłumaczeniem, jak działa silnik odrzutowca.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie... Ten silnik, też się zastanawiałem... Że on taki wielki samolot potrafi unieść - jak to jest?
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Odrzutowiec odrzutowcem. Ale weź wytłumacz trzmiela!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój Wład jest na etapie ściągania sobie ubrania, po czym robi mostek i ogląda świat trzecim okiem;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Taak, dzieci potrafią zaskoczyć. Inaczej zaskakują maluchy, inaczej 13-letnia "dorosła" córka. Naprawdę to nieporównywalne zaskoczenia są;-)

    OdpowiedzUsuń