czwartek, 21 lipca 2011

Filmy, książki, seriale, wakacyjne impresje

Ulicą małego miasteczka mknie trzech facetów na motocyklach. Skórzane kurtki, długie włosy wystające spod kasków. Mijają skrzyżowanie – z bocznej uliczki wyjeżdża kolejny motocykl, ustawia się w szyku. Po chwili sytuacja się powtarza – kolejne skrzyżowanie, kolejna maszyna dołącza do kawalkady. Po chwili widzimy sporą grupę pędzących przed siebie swobodnych jeźdźców, tworzących jedność, zwartych, zsynchronizowanych w tym swoim pędzie.
To scena z serialu Sons of Anarchy. Niby zwykły serial o złodziejach i policjantach, ale element motocyklowej wolności nadaje mu charakteru, powoduje, że chce się oglądać – dla tych właśnie scen, w których zarośnięci faceci jadą na motorach.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz widziałem film Easy Rider. Chwytał za serce. Tak samo, jak Znikający punkt, w którym skazany na porażkę kierowca o swojsko brzmiącym nazwisku Kowalsky, mknął przez pustynię, niesiony przez konie mechaniczne i amfetaminę, na spotkanie przeznaczeniu. Easy Rider bardziej jednak pobudzał wyobraźnię. Motocykl, puste drogi, hippisowskie komuny, wiatr we włosach, rozmowy przy ognisku, przypadkowo poznani ludzie, z którymi chciało się gadać godzinami.
Dziś oglądam serial i myślę sobie…
Poczuć się wolnym podróżnikiem, spakować plecak i wyjść z domu – bez szczegółowego planu, bez zegarka, który przypomina, że zraz odjeżdża pociąg. Bez samochodu.
Miałem kiedyś plan. Stworzyłem go z przyjacielem. Byliśmy młodzi, wolni i na studiach. Chcieliśmy kupić motorynki (takie małe motorki marki ‘Romet’ – nie wiem, czy pamiętacie) i ruszyć nimi przez Polskę. Mielibyśmy kolana pod brodą (to raczej pojazdy dla dzieci lub krasnoludów), blaszane kucyki zamiast stalowych rumaków i ubaw po pachy. Chcieliśmy odwiedzić ulubione browary - miały nam wytyczyć trasę. Nic z pomysłu nie wyszło. Szkoda. Za mało swobodni byli z nas jeźdźcy.
Ale…
Kilka podróży odbyliśmy. Jedną szczególnie niesamowitą – dwa tygodnie ponad stopem, przez Polskę, Słowację, Czechy, kawałek Niemiec. Spakowałem się w wojskowy plecak ‘kostkę’ i wyruszyłem. Raz nas podwiozły dwie miłe Czeszki, raz ich rodak, który się przyznał, że jedzie bez prawa jazdy, bo mu je zabrali za jazdę po pijaku. Miły był. W aucie grała mu Metallica, podwiózł nas pod sam sklep – musieliśmy uzupełnić zapas piwa. Spaliśmy na ławce w Pradze, w akademiku w Bratysławie, w namiocie – gdzie się dało. Piękne chwile.
Ostatnio sobie przypomniałem. Wybrałem się z żoną na festiwal w Jarocinie. Przeforsowałem pomysł jazdy stopem. Co to była za radość – z plecakiem na plecach stanąć na poboczu, wyciągnąć rękę, wyprostować kciuk, czekać…
Plan był prosty, trasa opracowana. Wyszło inaczej. Zamiast w Gnieźnie, znaleźliśmy się w Poznaniu. Nieplanowana atrakcja – nie ma nic fajniejszego. Dojechaliśmy szybko i sprawnie. W życiu tak bezproblemowo nie jechałem stopem. Najpierw vanem, później tirem – i już byliśmy na miejscu. Z jednej strony fajnie. Z drugiej – zabrakło tego dreszczyku, kiedy patrzysz na kolejny (-nasty, -dziesiąty, -setny…) samochód, i nie wiesz, czy się zatrzyma. Zabrakło tego momentu, kiedy mogłem poczuć się prawie jak w powieści Jacka Kerouacka – z myślą, że przyjdzie mi nocować przy drodze ( bo w końcu jestem w drodze), rozbić namiot, wyjąć konserwy, popatrzeć na gwiazdy, napić się wina (no, może piwa), zasnąć z myślą, że jutro dojadę do celu. Albo i nie – też będzie dobrze.
Dojechaliśmy na festiwal, jak Swobodni jeźdźcy na nowoorleański Mardi Gras. A tam – święto muzyki, całodniowy relaks, słońce… wspominałem o muzyce? Piękna sprawa.
Dobrze tak sobie podróżować – bez zobowiązań, planów, czasowych ograniczeń. Dobrze czuć się wolnym, dobrze być swobodnym jeźdźcem, Włóczęgą Dharmy, po prostu włóczykijem. 
Teraz siedzę w domu, oglądam serial. Jedno szczęście, że budzi odpowiednie tęsknoty.

12 komentarzy:

  1. Z Gutkiem i Tytusem tak jechaliście? :D Nie no, powiedz, że nie.. :))
    Zazdroszczę Wam niesamowicie, że jesteście takim fajnym małżeństwem i mimo dzieci, stabilizacji umiecie w sobie wykrzesać szaleństwo. Fenomenalnie! Też chcę taka być :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, doceniamy instytucję Babcia/Dziadek. Ale chciałbym sobie za jakiś czas strzelić wyjazd męski z chłopakami. Nauczyć ich tego parcia do przygody...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaszczepienie bakcyla przygody: bezcenne! A niech poczują to, co nas kręciło te parę (naście) lat temu! Dobre to były czasy.
    I, choć lubię te współczesne, to zawsze chętnie wracam wspomnieniami do tamtych szalonych lat.
    Życzę tego moim dzieciom: żeby miały co wspominać w długie jesienne wieczory za kilkanaście lat!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż za małe szaleństwo z żoneczką :)...po cichu zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rok 1980.Syria. Chłopaki (dwóch Polaków) prawie na pustyni usiłują kupić 2 puszki piwa - które jest, widzą je. Ekspedient na migi odmawia. Nie i nie. Po bardzo długim ręcznym tłumaczeniu okazało się, że on NIE MOŻE gościom sprzedawać CIEPŁEGO piwa, a właśnie ma awarię lodówki! Z trudem przekonali go - w niemal szczerej pustyni - że napiją się chętnie nawet tego ciepłego.
    To o moim przyjacielu było.Uroki autostopu.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja siedzę na wakacjach z dużą kupą zużytych chusteczek higienicznych...

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja jestem bardzo zachowawcza, mało szalona i odpowiedzialna :p nigdy mnie do tego nie ciągnęło, wolę ze znajomymi skoczyć w ciekawe miejsce niż tak podróżować. A festiwale lubię i cenię, jednak muszę mieć ludzkie warunki do funkcjonowania na nich.

    OdpowiedzUsuń
  8. ... Odpowiednie tęsknoty, jak ładnie to brzmi i jak ładne skojarzenia wywołuje :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oglądałam torebki Twojej żony :) Są świetne, kilka lat temu miałam hopla z zawleczkami z puszek i ozdabiałam nimi kostkę, torby itd. Najbardziej podoba mi się złota kopertówka, bo taka torebka będzie niezwykłym dodatkiem do strojów wyjściowych.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam po odbiór nagrody na swojego blogasa: http://borninthe80.blogspot.com/2011/07/lovely-lovely.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Pozdrawiam wszystkich po powrocie z kolejnych wojaży.

    Phazi - jeden mój kumpel mawia często: 'Najważniejsze, to mieć TU' - puka się przy tym w skroń i dodaje 'WSPOMNIENIA!'. Coś w tym jest.

    Galopku - nie ma co zazdrościć, trza pakować plecak i ruszać :-)

    tkaitka - nie ma jak te uroki! 'Pzygoda, przygoda, każdej chwili szkoda' - taka była zdaje się piosenka...

    pisanyinaczej - skąd te chusteczki?

    Kasiu - co kto lubi. Dla mnie wspomnienia są bardzo cenne, a dziś oderwanie się od zwykłej codzienności - jeszcze cenniejsze. Taki reset. A nawet format (dysku). Ładowanie baterii na kolejne miesiące.
    No i cieszę się, że torebki się podobają. Małych jest więcej - czekają na wystawienie..

    Elu - w ogóle dobrze to, co odpowiednie ;-)

    JM - dzięki za wyróżnienie :-)

    OdpowiedzUsuń