środa, 1 czerwca 2011

Jak nie zrozumiałem po polsku i dlaczego tak się stało


Znajomy zapytał mnie kiedyś, czy już widziałem ten filmik, jak Polak karmi aligatora. Nie wiedziałem o co chodzi, chociaż dość szybko się połapałem, że jak filmik, to pewnie o YouTube. Miałem rację. Jak wpiszesz ‘Polak karmi aligatora’, to powinno wyskoczyć – taką otrzymałem radę. I przyznam się, że nawet wpisałem i faktycznie wyskoczyło. Filmik, jak filmik. Facet wrzuca do wody jakieś ochłapy, aligator się wije i pluska, facet klnie raz po polsku, raz po, powiedzmy, angielsku. Coś tam mówi przeplatając języki. Śmieszne? Może po czterech piwach.
Dziś się dowiedziałem, że rzeczony filmik wywarł pewien wpływ na współczesny język polski. Dlaczego? Ano dlatego, że dokarmiany w nagraniu aligator został określony w pewnym momencie przez dokarmiającego jako forfiter. Prawdę mówiąc, nie zwróciłem uwagi na to słówko podczas oglądania. A jeśli nawet wpadło mi w ucho, to chyba nie zrozumiałem, w każdym razie - nie zapamiętałem. Tak czy inaczej, forfiter się przyjął, jako określenie kogoś dużego i silnego, mocnego. A chodzi o to, że duży i silny był aligator, bo miał aż four feet, czyli całe cztery stopy[*]. I już teraz wiem i zapamiętam, żeby żadnym forfiterom nie podskakiwać, tym bardziej, że ze mnie żaden forfiter.
Wypadłem trochę z obiegu. Zaglądam oczywiście na blogi, myszkuję po sieci, jasne, ale w społecznościowych portalach nie uczestniczę, nawet GaduGadu sobie nie zainstalowałem po niedawnym formatowaniu dysku. Na TouTubie oglądam głównie teledyski i koncerty. Wypadłem więc, nie jestem na czasie. Kiedy, ostatnio, usłyszałem od dzieciaków wchodzących do klasy na moje zajęcia głośne ale urwał, przestraszyłem się, że jakaś szkoda, z której się będę musiał tłumaczyć. Albo, że co gorsza – któryś sobie coś urwał, a wiadomo, że jak pod moją opieką będąc któryś sobie coś urwie, to moja wina. Okazało się, że nie, że to tylko komentarz do jakiegoś wcześniejszego zdarzenia. Bo wyrażenie ale urwał też ma swoje, YouTubowo-pochodne znaczenia. Generalnie określa jakąś drakę, kraksę czy inny pomniejszy wypadek. Dziś to wiem, wtedy nie wiedziałem. Pojawiła się groźba, że przestaję rozumieć, co się do mnie mówi. A przecież mówi się, niby, po polsku. Głośno i wyraźnie.
Dziwne powiedzonka – cytaty, parafrazy – funkcjonowały zawsze. Kiedy się z kimś umawiałem, w czasach powiedzmy licealnych, i kiedy się ten ktoś spóźniał, mogłem go przywitać słowami: ja tu na deszczu, wilki jakieś… a ty się gdzie podziewasz? i ten ktoś wiedział o co chodzi (a chodzi oczywiście o skargę Adasia Miałczyńskiego wygłoszoną w telefonicznej rozmowie ze starym znajomym w Nic śmiesznego). Dziś sobie też żartujemy w naszym rodzinnym gronie, przywołując w różnych sytuacjach wypowiedzi Gucia, który się oratorsko bardzo rozwija. Ostatnio zwrócił nam w ostrych słowach uwagę: kurna mać, trzeba mi kupić nowe kapcie! Fakt, stare się podarły. A ‘kurna mać’ nie wiadomo, skąd się wzięło. Teraz, kiedy do żony powiem, że kurna mać, trzeba coś tam, choćby chleb ze sklepu przynieść – to się za każdym razem uśmiejemy. Tyle tylko, że nikt poza nami nie zrozumie, w czym rzecz. Tak samo pewnie, jak by niewielu spoza grona moich znajomych zrozumiało, gdybym się nagle, ni z tego, ni z owego zaczął skarżyć na deszcz i wilki jakieś.
Dziś odzywki i teksty, które kiedyś były dostępne nielicznym, były lokalne, dostają się do głównego nurtu. Rzeczywiście trudno nadążyć, bo to, co dziś pojawia się w Internecie, jutro już słychać na ulicy. Albo w szkole. Są co prawda (podobno) słowniki, ale że powstają, a właściwie rozwijają się one permanentnie, stale uzupełniane przez internatów (bo to oczywiście są słowniki wirtualne), to i je trudno śledzić na bieżąco. I dlatego właśnie można się czasem poczuć dziwnie, gdy się nie rozumie. Dziwnie i staro, bo jak język młodych nie jest moim językiem, to wniosek prosty, że nie jestem młody – to chyba poprawna implikacja, niestety.
Ciekawe, swoją drogą, czy gdybym nagrał Gucia klnącego nad kapciami i wrzucił na YouTuba, zwrot kurna mać, trzeba mi coś zrobić miałby szansę trafić do słownika.


[*] Przywołuję fragmenty artykułów składających się na raport dotyczący współczesnej polszczyzny, wydrukowany w Polityce (nr 20 z 11 maja).

9 komentarzy:

  1. ;) wiesz co... miałam podobne przemyślenia odnośnie mojej ignorancji dla świata polityki i wydarzeń na świecie... bo niby powinno się wiedzieć... ale ja czuję się szczęśliwsza i mniej nerwowa kiedy nie wiem tego, co wiedzą inni na te tematy...
    Poza tym... jeśli teraz nie znamy znaczenia jakiegoś "nowego słowa" to poznamy potem. Ale i tak czy będziemy chcieli go używać? Przecież znamy inne słowa, którymi możemy się porozumiewać... nie potrzeba nam zapożyczonych :) nie jestem ich przeciwniczką, ale uważam, że nie wiedzieć co w YT piszczy to nie strata :)

    P.S. DH :) jaka tam patologia! :) przecież Mężczyźni to podobno duże dzieci ;p hm? :) i obyśmy nie stetryczeli nigdy!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jesteś stary, to po prostu kwestia chodzenia pod prąd zamiast z prądem. Tzn tak to sobie tłumaczę. Bo ja mam raptem prawie 22 lata (więc chyba nie za dużo) a mimo to też wypadłem z tej karuzeli i nie miałem pojęcia, co znaczy forfiter :) Tzn filmik widziałem, ale podobnie jak Ty nie znalazłem w nim nic śmiesznego i owo słówko równie skrzętnie przeoczyłem. Ale nie szkodzi, nie mam kontaktu z ludźmi, którzy go używają, więc jakoś się jeszcze łapię o co chodzi w języku polskim.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że gdyby młodzi ludzie na chwilę przestali wprowadzać technikę w każdy element swojego życia to więcej byłoby wspomnień "kurna mać..." - ważnych tylko dla nich, a mniej "forfiterów", które królują w internecie.

    I tutaj przywołam (no cóż, przeczytane w internecie) słowa, że kiedyś cytowani byli ludzie inteligentni, mądrzy, a teraz to każdy idiota może być znany i cytowany.

    Jeśli Cię to pocieszy, mając lat 20 i studiując informatykę sama często gubię się we wszystkich internetowych hitach i również nie rozumiem fenomenu wielu z nich.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba też jestem stara (nie obrażaj się :D). Do chwili przeczytania Twojego posta nie wiedziałam o co chodzi ani z fortfiterem, ani z 'ale urwał'.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobre, oglądałem ten filmik, ale też nie zwróciłem uwagi na to słowo, nie mówiąc już o jego etymologii.
    Z tą młodością to nie wiem, bo dziś młodym oznacza często: roztrzepanym, zbyt emocjonalnym, łapiącym byle co, byle jak najnowszego, rzucającego skojarzeniami, ale nie jakąkolwiek - nie mówiąc o większej - wiedzą na dany temat.
    To moje spostrzeżenia, ale wiem, że też może kiedyś tak byłem postrzegany.
    W każdym razie nie cała definicja młodości obecnie mi się podoba, dlatego aż tak nie rozróżniam na młodość i starość; raczej powiedziałbym: świeżość i znużenie. Ale to oczywiście sprawa dyskusyjna :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak to już pewnie jest, że im się jest młodszym, tym mniej poważnym i w języku to też się siłą rzeczy przejawia. Tyle tylko, że dziś i starsi i niby poważniejsi też się wyrażają dość frywolnie. I to w różnych sytuacjach, łącznie z dość oficjalnymi (o języku polityków można by tu pisać i pisać...).

    A że się slangowy język zmienia i rozwija - no cóż, coraz szybciej. Nie wiem, co trzeba by robić, żeby się orientować w nowościach.. Z drugiej strony - po co?

    OdpowiedzUsuń
  7. Może to jest tak, że jak ktoś nie umie nic od siebie wymyślić, to musi zapożyczać z youtuba? ;-P hehehe, ja sama cytują Adasia M. często gęsto, żeby nie było ;-P

    OdpowiedzUsuń
  8. Adaś się jak nikt nadaje do cytowania... Nie wiem tylko, czy to dobrze świadczy - o nas i tym co wokół. Że akurat Miałczyński pasuje jak ulał pasuje :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zwroty i cytaty funkcjonują wszędzie, począwszy od małej komórki, jaką jest rodzina po wielkiego... wielokomórkowca [????], jakim jest internet. Źródła są przeróżne: filmy, filmiki, powiedzonka dzieci. A najfajniejsze jest w tym [dla mnie], że druga osoba skojarzy cytat czy powiedzenie...

    OdpowiedzUsuń