czwartek, 5 maja 2011

Zabawki dla prawdziwych facetów, czyli o gadżetach

Kiedy byłem małym chłopcem, chciałem mieć scyzoryk. Scyzoryk, jaki miał mój tata. Był to nóż wędkarski, który poza zwykłym ostrzem miał piłkę, drugie ostrze, krótsze, miał pewnie coś jeszcze… marzył mi się taki właśnie scyzoryk. Przez długi czas krąg moich gadżetowych marzeń obejmował scyzoryk i nic ponad to. Później była rosyjska elektroniczna gierka (w oryginale chyba – igra na ekranie). Rosyjskie elektroniczne gierki występowały w kilku wersjach. W przypadku jednej z nich, gracz operował postacią Wilka (tego z Wilka i Zająca – czy ktoś jeszcze pamięta?), który musiał łapać do koszyka zrzucane przez Zająca jajka. Trzeba było się uwijać. Grając w inną, nie można było dopuścić, by grubiutkiemu kucharzowi pospadały na podłogę pojawiające się bóg wie skąd kiełbaski – kucharz musiał podbijać je przy pomocy patelni. Były pewnie i inne wersje gierki, dwie, może trzy, pewnie wszystkie o podobnym stopniu komplikacji i technologicznego zaawansowania.
Zakres moich gadżetowych marzeń był naturalnie ograniczony dostępnością gadżetów. Tak się jakoś złożyło, że pozostał ograniczony, mimo, że dostępność gadżetów nieporównywalnie wzrosła. Zaglądam na przykład na jeden z popularnych portali, do działu zwanego „Facet” (cóż za finezja!), gdzie znaleźć można doniesienia o najnowszych gadżetach właśnie. I tak na przykład, firma X wprowadziła na rynek pendrive w kształcie otwieracza do butelek. Bardzo fajnie. Pendrive się przydaje, otwieracz też, cóż, że rzadko w tym samym momencie? I cóż, że butelkę można otworzyć czymkolwiek, choćby… drugą butelką. Nie ma co być drobiazgowym. Ten pendrive prawdziwego faceta, to i tak ciekawa sprawa, bo pomijając kształt otwieracza – jest dość niezwykły. Jego oprogramowanie umożliwia na przykład pisanie i wysyłanie wiadomości SMS oraz robienie kopii zapasowej danych, znajdujących się w pamięci. Dodatkowo pozwala również zarządzać kontaktami i przechowywać dane, takie jak adresy, maile, strony WWW czy numery telefonów, posiada kalendarz i organizer, zegar oraz radio i program do odtwarzania muzyki. Pendrive umożliwi nam także przeglądanie prognozy pogody, map, ulubionych stron internetowych, dokumentów oraz zdjęć. Aż dziw bierze, że do dziś żyję bez podobnego cudu i jakoś sobie radzę.
Albo telefon. Strona dotycząca gadżetów informuje o tym, że firma Y zaprezentowała aparat komórkowy o podwyższonej wytrzymałości. Działa on w sieciach UMTS i obsługuje technologię szybkiej transmisji danych HSDPA (nie wiem, co to znaczy, ale budzi respekt). Ważący 180 gramów telefon spełnia kategorię bezpieczeństwa IP-67 oraz amerykańską normę wojskową MIL-STD-810 (respekt wzrasta), co powoduje, że jest pyłoodporny, wytrzymuje temperatury od -20 do +55 stopni Celsjusza, jak również dłuższe przebywanie pod wodą. Według informacji producenta dzięki połączeniu magnezowej ramki i obudowy wykonanej z włókna szklanego, nylonu i gumy nawet upadek z wysokości dwóch metrów nie jest dlań problemem. Jeśli kiedykolwiek będę planował wyskoczyć na weekend na pustynię, zahaczając o któryś z biegunów, sprawię sobie podobny. Jeśli przyjdzie mi rozbić gdzieś namiot, będę miał czym powbijać śledzie, a jeśli zaatakuje mnie rekin, walnę go w nos telefonem.
Podobnych niezwykłości jest dziś na rynku zatrzęsienie. Od teleskopów z wbudowanym aparatem cyfrowym (gratka dla podglądaczy – zatrzymaj wrażenia na zawsze!), po wysadzane diamentami telewizory. Dla kogoś, kto marzył o scyzoryku i prymitywnej elektronicznej gierce, to wprost trudne do wyobrażenia. Ale czasem i ja potrafię docenić cuda techniki.
Dziś na przykład umyłem podłogę nowym mopem, a może nie mopem, tylko szczotką do podłogi? W każdym razie mój sprzęt firmy – tu już podam nazwę – Leifheit okazał się rewelacyjny. Rozkładany kij pozwala regulować długość, specjalna ściereczka, tworząca powierzchnię czyszczącą osadzona jest na składanym stelażyku, przez co łatwo ją zdjąć celem wypłukania. No i zbudowana jest z chyba czterech czy pięciu rodzajów włókien! Doskonale zbiera brud i doskonale daje się później wyczyścić. Można ją też prać w pralce. Stelażyk zgrabnie obraca się we wszystkie strony, dzięki specjalnemu mocowaniu. Można przez to dotrzeć w każdy kącik.   Sprzątanie zyskało nowe oblicze. Tak się rozochociłem, że zacząłem się zastanawiać nad tym, jak to jednak fajnie sprawiać sobie nowe zabawki.
Może w końcu kupię sobie ten scyzoryk? 

12 komentarzy:

  1. Po ostatnim akapicie wnoszę, że faktycznie i naprawdę jesteś househusband ;) I potraktuj to jako komplement ;)
    Scyzoryk kup. Ale ja to gadżeciara jestem, to mogę źle doradzać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Scyzoryk wciąż będzie działał w dobie kryzysu energetycznego... telefon trochę gorzej
    ;-)

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pamiętam rosyjską/radziecką (?!) gierkę z kucharzem lub zającem i wilkiem :) Rewelacja :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto nie chciał mieć scyzoryka za młodości? :D Jak dostałem pod choinkę taki to czułem się jak McGyver.
    Nie pamiętam tej rosyjskiej/radzieckiej gry, ale pamiętam japońskie Tamagotchi

    OdpowiedzUsuń
  5. mnie ostatni akapit az wzruszył:-)
    a propos gierek, bo ja troche starsza jestem :), te z jajkami to pamiętam, jak sie pojawiły, ale mnie już wtedy nie bardzo wypadało w nie grać ;),ale kika razy po kryjomu pobiłam rekord młodszego brata:-)
    Mój pierwszy niezapomniany gadżet to był zegarek elektroniczny, z podświetlaną godziną za 1,25$ w Pewexie

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak w kwestii pendrive'a dobry gadżet dla wysyłających "tajne" smsy :)
    Przy takim mopie jeszcze marzysz o scyzoryku?!

    OdpowiedzUsuń
  7. Porcelanowy - jestem, a przynajmniej bywam :-) A scyzoryk sobie w końcu kupiłem całkiem nie-tatowy. W sumie gadżeciarski, bo firmy Smith&Wesson. I teraz mogę jak 'Brudny' Harry Calahan mówić: Pan Smith, pan Wesson i ja :-)

    Antku - kryzys nie kryzys, porządny telefon, jak widać i tak się przyda... do wbijania gwoździ.

    book - ja też się w końcu dorobiłem takiej z kucharzem. Najlepsza, moim zdaniem, Wilk się chowa. Tyle, że mi spadła i pękł ekranik. To był koniec, to był dramat!

    Rotku - Tamagotchi miała moja siostra. Ale to już nowe czasy - małe pudełko udające coś żywego - nie dla mnie. Ja jestem starej daty.

    dea - u mnie zegarkowym szałem była 'Montana',taki elektronik na bransolecie. Z melodyjkami. Nie wiedzieć czemu napisali na nim, że melodyjek jest 16, a było 8. Zagadka do dziś. Choć dziś już pewnie nikogo nie obchodzi...

    aga - no.. tajne smsy, tajne konta... Otwieracz dla agenta jednym słowem :-) A prawdziwy facet i tak otwiera jedną butelkę o drugą :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. I tak potem te wszystkie pierdółki lądują w koszu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Gadżety są fajne. Bo fajnie mieć zabawki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba lepsze na różnych portalach w dziale "facet" znaleźć coś o nowych gadżetach, niż w dziale "kobieta" horoskopy ;) swoją drogą ciekawe dlaczego horoskopy są podpięte właśnie pod kobiety, a nie tak ogólnie?:> Sprawienie sobie scyzoryka będzie najlepszą nagrodą i uciechą dla Ciebie:) Nieważne, że najprawdopodobniej znalazłeś już niezawodne sposoby na kryzysowe sytuacje, w których ewentualnie mógłbyś tego scyzoryka użyć :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam scyzoryk, mam fajny nożyk składany, plecak i parę innych gadżetów. Dla mnie gadżet jest fajny jeśli do czegoś tam potrafię go wykorzystać.
    A scyzoryk kup koniecznie! Mój Tato zawsze mówił, że prawdziwy facet musi mieć scyzoryk!

    OdpowiedzUsuń
  12. ... i dlatego wolę prawdziwych mężczyzn niż 'prawdziwych facetów' ;p podobnie jak prawdziwe kobiety są zupełnie gdzie indziej niż w dziale horoskopy, moda i uroda. ech.

    OdpowiedzUsuń