piątek, 25 lutego 2011

Od zmierzchu do świtu

Wstawaj – usłyszałem gdzieś z oddali i jednocześnie poczułem kopnięcie w okolice nerek. Wstawaj! – powtórzył głośniej, a ja, odzyskawszy częściowo przytomność,  poczułem szarpnięcie za ramię.
To nie jest, wbrew pozorom, początek rozdziału powieści o gangsterach. Mimo, że takie zdanie mogłoby znaleźć się u Raymonda Chandlera  czy innego klasyka czarnego kryminału, jest mojego autorstwa. I nie jest początkiem żadnego rozdziału. Jest zapisem początku mojego dnia, elementem zwykłego poranka.
Wstawaj tatuś! Już nie jest ciemno, patrz – w oczy uderza mnie blask płynący zza odsuniętej małą rączką rolety. Wstawaj, Tutu już nie śpi!

Dobrze jest po męczącym dniu położyć się do łóżka. Odetchnąć głęboko, przykryć ciepłą kołdrą, otworzyć książkę. Przyjemne jest to uczucie, które przychodzi po jakimś czasie, gdy orientuję się nagle, że nie wiem już, o czym czytam. Powieki stają się coraz cięższe, nadchodzi błogie rozluźnienie. To taki stan świadomego zasypiania, kiedy się wie, że już za chwilę, za momencik się odpłynie… Po omacku odkładam książkę i przytulam się do żony, praktycznie już śpię…
Taaatuś! Ja chcę picie! Tatuś!!
Natychmiast, gwałtownie wraca przytomność. Cała ta ciepła, miękka błogość gdzieś się ulatnia, rozpływa się w jednej chwili i znika. Jakby mi ktoś chlusnął w twarz wodą. Wstaję. Wstaję i – co tu ukrywać – klnę szpetnie pod nosem. Biegnę do pokoju chłopaków, staram się uspokoić Gucia, idę do kuchni po coś do picia. Gdy wracam nie śpi też Tytus. Nic dziwnego – po tych krzykach. Mimo, że nie mogę mieć do niego pretensji, znowu mruczę cicho coś, czego raczej nie puściłaby cenzura. Szukam smoczka przyświecając sobie telefonem. Mały po zatkaniu gumowym korkiem pada jak wyłączony. Gucio też się uspokaja, chwilę jeszcze siorbie ze swojego niekapka, ale robi to w sumie na pół śpiąco. Mogę wrócić do łóżka. Robię to z nadzieją, że proces zasypiania znowu będzie tak przyjemny, jak za pierwszym razem. Zwykle niestety nie jest.
Mamusia! Mamusia! Mamusia!! Mamusia!!! Przerwa na oddech i: Mamusia!! Mamusia!!! Mamusia!!!! Nie wiem, która jest godzina. Nie chce mi się sprawdzać. Nic mi się nie chce. Już wiem, na co się zanosi. Tym razem wstaje żona. Po chwili wraca z wiszącym na szyi Guciem. Ja jeszcze jestem mały, nie będę spał sam – zakomunikował nam ostatnio kategorycznym tonem. Na argument, że każdy śpi w swoim łóżeczku, że nawet Tytus, a on jest przecież jeszcze mniejszy, pada – po krótkim zastanowieniu – propozycja. Jest kompromisowa,  ale i ostateczna. Propozycja nie do odrzucenia: Ja będę spał trochę tu, trochę tu. Właśnie przyszła pora na to drugie „tu”, czyli na spanie w naszym łóżku. Jestem już pogodzony z sytuacją, teraz chcę po prostu zasnąć – jak najszybciej.
Chyba coś słyszałem. Nie wiem, czy zdążyłem usnąć, czy tylko zamknąłem oczy. A może minęło już całkiem sporo czasu…? Słyszałem coś? Może mi się wydawało. Nie, znowu słyszę – tym razem głośniej. Tyci znowu się przebudził. Wstaję. Już nie mam siły kląć. Zastanawiam się, czy wystarczy go wyłączyć zatykając smoczkiem, czy konieczna będzie jakaś bardziej złożona interwencja. Tym razem się upiekło. Udało się wyłączyć. Wracam do łóżka. Gucio śpi w poprzek, nie mam się gdzie położyć. Jak go zacznę przesuwać, pewnie się obudzi. Znajduję w sobie siłę na kolejne przekleństwo pod nosem. Jakoś znajduję też miejsce dla siebie – został wolny skrawek: kawałek materaca i deska, za którą nie ma już łóżka.
Idę przez park. Świeci słońce, śpiewają ptaki, coś pachnie – może bez? Mam wolny dzień, rozkoszuję się tą wolnością. Idę w jakieś miłe miejsce, cieszę się, że za chwilę tam dotrę… Nagle coś nadlatuje z boku (ptak? kamień?) – widzę to kontem oka i jednocześnie czuję uderzenie w ucho…
Gwałtownie otwieram oczy. Gdyby śniło mi się coś innego niż ten przyjemny, słoneczny park, być może zerwałbym się z krzykiem (jeszcze nigdy nie zerwałem się z krzykiem, ale to się podobno zdarza). To tylko Gucio dotarł w okolice okupowanego przeze mnie skraju łóżka i walnął mnie ręką. Dlaczego on nie może spać, leżąc w jednym miejscu? Po co to rzucanie się, wymachy kończyn i ciągłe migracje? Odsuwam się trochę, jeszcze trochę – czy to możliwe, żebym zmieścił się na samej tylko desce? Możliwe. Zamykam oczy…
Wstawaj tatuś! Już nie jest ciemno! Tutu już nie śpi! – kolejna noc za nami.

Biorę do ręki łyżkę i jej zaostrzonym, lekko już wytartym  końcem drapię na ścianie siódmą pionową kreskę obok sześciu wcześniej wydrapanych. Całą siódemkę skośnie przekreślam. Kolejny tydzień.  Jeszcze tylko jakieś trzy lata – myślę. Wtedy się wyśpię.

12 komentarzy:

  1. Oj dają Wam się chłopcy we znaki! :)
    Ale już teraz będzie chyba tylko lepiej, z miesiąca na miesiąc, dorastają przecież.. Biedny DH!

    OdpowiedzUsuń
  2. O, ja miałam kilka zapasowych kołderek, które w razie czego kładłam sobie gdzieś w kąciku i wiłam legowisko obok zachwyconego psa.
    Pomyśl - niedługo będziesz budził się w nocy na kontrolę swoich nastoletnich dzieci - teraz przynajmniej WIESZ co robią i gdzie są w nocy ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dobrze, że ja to mam już jakieś ... 12-13 lat za sobą! :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Desperate, nie chcę Cię przerażać i stresować, ale nasza córka to 4 lata nam spać nie dała. Nie było nocy w całości poświęconej Morfeuszowi. Najbardziej lubiłem zaproszenia do zabawy gdzieś tak o 2 w nocy...
    Ale jest też światełko w tunelu: te zjawiska przemijają.
    Czego i Tobie życzę! (A uwaga Doro jest jak najbardziej na miejscu: zdecydowanie lepsze są krzyki i ryki w nocy od stanu niewiedzy i poczucia niepewności).

    OdpowiedzUsuń
  5. Życie rodziców lekkie nie jest... Nie dość, że za dnia na pełnych obrotach, to i w nocy cyrki...
    Sposobem na mnie był pies, początkowo koło kołyski, później na tym samym łóżku (mama do dziś się o Jovana na kocu wkurza) i muzyka, dużo muzyki - im głośniej tym lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. heh, bardzo mily wpis :) chcialabym juz swoje historie pisac... mam nadzieje ze wkrotce :) dzieki za fajny post!

    OdpowiedzUsuń
  7. Malutka - ja tam nie jestem fanem psów. Miałbym tu jeszcze psa, to następnym krokiem byłaby przeprowadzka na oddział zamknięty ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmm... ja sobie siebie bez psa przy nodze na stałe nie wyobrażam :)
    A z oddziałem zamkniętym to Ci troszkę nie wierzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam w klubie śpiących po trochu;)
    Jednak ja zauważyłem, że formę mam lepszą po nieprzespanych nocach niż po jednej raz na 2-3 tygodnie w miarę przespanej.
    Zbyt mało przerywany sen mnie osłabia;) Jeszcze 2-3 lata i będę spał jak dawniej:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Quis: ludzki organizm jest bardzo elastyczny. Przyzwyczaja się do trudnych warunków. Ale potem do dobrego też z powrotem się przyzwyczaisz. Wiem to z doświadczenia.
    Najfajniejszy moment był wtedy, kiedy raz wziąłem do ręki xiążkę po południu i... okazało się, że mogę ją przeczytać! Moje zdumienie było niebotyczne. Do tej pory próba poczytania kończyła się mniej więcej tak: Tatuś, a porób coś ze mną...

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli chodzi o czytanie - opanowałem sztukę 'łapania chwil'. Na przykład: Młodszy śpi w dzień - w czasie, kiedy kładę go do wózka (tam mu najlepiej) i chwilę wożę, żeby zasnął, zdążę zawsze kilka stron machnąć. Jak chłopaki jedzą oglądając bajkę, jak siedzą w wannie - też mi się zdarzyło...

    OdpowiedzUsuń