poniedziałek, 14 lutego 2011

O pokusie niecnierobienia

Powrót do pracy po kilkunastu wolnych dniach jest mało przyjemnym doświadczeniem. Na usta ciśnie mi się słowo kierat. Cóż – nie jestem entuzjastą zawodowej części swojego życia. W ogóle nie jestem entuzjastą pracy zarobkowej. Nie dlatego, że jestem leniem. Po prostu sytuacja, w której ktoś mówi mi, co mam robić, a ja muszę to robić, czy mi się to podoba, czy nie, nie wydaje mi się sytuacją zbyt ciekawą czy komfortową. Może mam złe nastawienie. A może tylko nazywam rzeczy po imieniu.
Oczywiście – złe (czyli pozbawione entuzjazmu) nastawienie do pracy owocuje często tym, że nie stać człowieka na pewien komfort. Ale czy życie musi być komfortowe? Zależy. Leopold Tyrmand w swoim Dzienniku 1956 pisał o tym, jak to jest być bezrobotnym: bezrobocie, choć pozbawiało jego życie komfortu, nadawało mu jednocześnie znamiona luksusu nie do przecenienia.

Mój luksus to pełen konsekwencji fakt, że jestem bezrobotnym (…).
Mój luksus zbudowany jest na dwóch pylonach wolności i jednym poczuciu wyjątkowości. Pylony to: wolność od dyscypliny pracy i wolność od zajęć pozasłużbowych. Poczucie wyjątkowości zasadza się na Schadenfreude[*]:  jakże mało jest w tym kraju takich facetów jak ja. A jak są, to przeważnie udają, że nie są, podczas gdy ja na pokaz, otwarcie, przed całym światem.

Leń, utracjusz i bawidamek – miałem kiedyś znajomego, który chciał połączyć te trzy funkcje i uczynić z nich swój sposób na życie. Nie wiem, czy mu się udało. Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, szykował się właśnie do przeprowadzki na wybrzeże – otrzymał stamtąd ciekawą propozycję pracy. Ideałem byłoby pewnie być leniem, w związku z czym nie pracować, mimo to móc sobie pozwolić na życie utracjusza. Mam przeczucie, że o damy, które chętnie dałyby się zabawiać nie byłoby wówczas trudno.
Jeśli nie pracować, to co robić? – można by zapytać. Ja nie zadał bym takiego pytania, ale znam ludzi, którzy mieli by wątpliwości. Przyjął się chyba taki sposób myślenia, że jeśli ktoś nie pracuje, to nie robi nic. A jest przecież tyle możliwości! Jedną z nich jest pewnie taka, by wieść życie zblazowanego arystokraty, podobnego do Jana Floressasa des Esseintesa, bohatera Na wspak, książki Jorisa – Karla Huysmansa, okrzykniętej ponad sto lat temu biblią dekadentów. Kiedy naprawdę nie ma nic do roboty, trzeba sobie zajęcie wymyślić. Można na przykład podjąć próbę inkrustacji skorupy żywego żółwia szlachetnymi kamieniami. Albo wyhodowania kwiatu, który choć żywy, wyglądałby jak sztuczny – w ramach promowania jakiejś abstrakcyjnej estetycznej idei. Takie pomysły miał Huysmans (żółw nie przeżył eksperymentu, ale wtedy organizacje broniące praw zwierząt jeszcze nie istniały, więc nie był to wielki problem).
Na wspak podsuwa ekstremalne propozycje dla bezrobotnych, raczej trudne do realizacji. Sam pewnie nie podjąłbym się ich realizacji – nie lubię sztucznych kwiatów, a żółw, który łaziłby po podłodze i świecił i błyszczał chyba by mnie irytował.
Kolejny fin de siecle przyniósł kolejną „biblię” i kolejną falę buntu przeciwko przymusowi pracy. Początki lat dziewięćdziesiątych XX wieku: ukazuje się Pokolenie X Douglasa Couplanda – „biblia pokolenia grunge’u”. Ludzie rzucają pracę w korporacjach, bo nie lubią garniturów, za to lubią stare swetry. Cenią sobie niezależność i miłe spędzanie czasu. Z czegoś żyć muszą, więc podejmują prace: McPrace, czyli nisko płatne, mało prestiżowe, niekorzystne i bez przyszłości prace w sektorze usług. Często uważane za zadowalającą alternatywę kariery zawodowej przez osoby, które nigdy nie splamiły się pracą. W czasie wolnym, którego ma się całkiem dużo, można sączyć gin z tonikiem i zastanawiać się nad końcem kultury i cywilizacji, gadać z przyjaciółmi, słuchać muzyki. Albo wyjechać na pustynię z zapasem książek Kurta Vonneguta. Piękna sprawa.
Ciekawe, jaka wizja kuszącego, słodkiego i ideologicznie umotywowanego nieróbstwa pojawi się za kolejne osiemdziesiąt lat. Pocieszające jest to, że jeśli dotrwam do tej chwili (wiem, że to może zbytni optymizm, ale rozwój medycyny postępuje, więc kto wie), będę w tym nieróbstwie uczestniczył... siłą rzeczy.
A dziś – dziś mi nie pisane nicnierobienie. Ale element literacki się pojawił. Po przyjściu do pracy odkryłem, że udało mi się (w wyniku nie zrobienia czegoś, co pewnie powinienem zrobić) stworzyć nowe życie: w kubku, na spękanej pustyni pozostałej po wypiciu ostatniej przed wolnymi dniami kawki coś wyrosło. Jak Wiktor Frankenstein zamruczałem pod nosem: To żyje! Może by tak wkomponować w to jakiś kolorowy, błyszczący kamyczek?


[*] Schadenfreude - niemiecki termin powstały przez połączenie słów Schaden (szkoda, uszkodzenie) i Freude (radość), oznaczający satysfakcję, radość odczuwaną z powodu cudzego nieszczęścia (cierpienia, niepowodzenia).

10 komentarzy:

  1. W opcji "nicnierobienia" świetnie pomaga etat w oświacie. 2 MIESIĄCE WAKACJI! Chociaż, obiektywnie rzecz ujmując - w trakcie trwania roku szkolnego jest niezły "sapie..." :) Ale warto. dla wakacji warto :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Pokolenie X" miałem cale pokreślone długopisem, bo tyle rzeczy mi się tam podobało.

    A co do pracy - mam podejście mojego kumpla, fizyka. Twierdzi on, że praca jest potrzebna do tego, by się utrzymać. To znaczy, że gdyby miał środki na utrzymanie, tego samego dnia rzuciłby robotę.

    Smieszą mnie tacy (mój teść, na przykład), którzy twierdzą, że brak pracy (dobrowolny, na przykład wygrywamy kasę w totka) demoralizuje.

    Och, chciałbym byc tak zdemoralizowany.

    Napisałbym więcej o pracy, ale podejrzewam, że mój tajemny blog jest już czytany w mojej szkole (czego akurat chciałem uniknąć) i odkrywając karty, straciłbym wiele ze swojego i tak kulejącego wizerunku.

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Temat rzeka...
    Koniec Studiów i Cud Chłopię.

    Owszem, z chęcią do końca życia byłabym studentką, co to ma co jeść i może czytać wszystkie mądre książki świata, nie okradając siebie z czasu, który w normalnych warunkach "trzeba będzie przepracować"...
    Gdyby tak pieniążki leciały z nieba w CV pisanym dla egoizmu stałoby jak byk: nurkowanie, spadochroniarstwo, marzycielstwo, zabawy z plasteliną czy innym drewnem podatnym na dłuto i nieskończona ilość tytułów przeczytanych/przeoglądanych...
    (Ubolewam, że nie lecą).

    A Cud Chłopię ma właśnie takie utracjusza podejście do wszystkiego i póki co - wynikają z tego same problemy: on się wypala, składek nie ma opłaconych żadnych, ale w postanowieniu trwa...
    Tym samym mając lat 30 (no prawie) jest facetem nie z tej epoki, który swoim sposobem na życie doprowadza do szału tylko mnie, bo inni spoglądają na niego z atencją.
    No chyba, że podpisał jaki pakt z diabłem na zdrowie, młodość i totolotka - to wtedy przestanę zrzędzić, że pracować trzeba...

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli komuś dobrze z tym, że jest Cud Chłopięciem... Jeśli mimo to ma z czego żyć...
    A składki? Że niby jakie? Na ZUS? - zanim dzisiejszy trzydziestolatek (no prawie) do emerytury dociągnie, ta złodziejska instytucja, daj boże, nie będzie istnieć (a jej szefowie - i tu się nic nie zmieni - nadal na naszym utrzymaniu, tyle że w izolacji). Zdrowotne ubezpieczenia? - jak się coś dzieje, to i tak trzeba prywatnie, bo to znacząco zwiększa szanse przeżycia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Remedium jest proste: znaleźć pracę, której wykonywanie sprawia Ci przyjemność ;> Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, wiem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Eeeee. prawie każda nasza przyjemność zamieniona w pracę zarobkową najczęściej staje się męczącym obowiązkiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzając się z Rotkami muszę powiedzieć, że chyba to jest właśnie złotym środkiem, żeby znaleźć coś czemu będziesz mógł oddać serce, a jeszcze przy tym zarobić. Bo cóż przyjemniejszego niż praca, która daje Ci satysfakcje? Jest kasa. Jest radość. Jest dobry pracownik.

    OdpowiedzUsuń
  8. Trudne do osiągnięcia. Choć to tylko moje zdanie... I Antka... I jeszcze kilku osób, które znam... Kilkunastu... :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. ja mam wielkiego kompleksa związanego z pracą..eee, cóż..

    Najchetniej zdemoralizowałabym sie jaką wygrana w dużym lotku. Miałbym potąd czasu żeby lepić, malować, wypalać, szyć.... a to wszystko w domku na plaży...ech

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam wprawdzie pracę, którą lubię, ale parę godzin dziennie więcej na dobrą xiażkę chętnie bym znalazł...

    OdpowiedzUsuń