wtorek, 15 lutego 2011

Kuchnia japońska a sprawa luk w domowej bibliotece

Mam takie dziwactwo, że lubię pewne rzeczy mieć zorganizowane po swojemu. I staram się przestrzegać tego, by móc je sobie po swojemu organizować. Mam przekonanie, że jeśli sam je zorganizuję – będą funkcjonować lepiej, niż gdyby ktoś to zrobił za mnie.
Sam ustawiam książki na regale. Każda ma swoje miejsce. Są pogrupowane tematycznie, albo przynajmniej – w ramach jakiegoś ogólnego paradygmatu. Książki tego samego autora stoją obok siebie. Jeśli ma to znaczenie – w odpowiedniej kolejności, chronologicznej, lub dyktowanej porządkiem serii. Zwracam uwagę na porządek, w jakim stoją książki. Nikt inny spośród domowników nie przywiązuje do tego wagi. Nie lubię pożyczać książek. Nie przez nieżyczliwość. Nie znoszę luk na półkach. Czasem patrzę na regał, a tam zieje pustka po Ojcu chrzestnym, którego akurat pożyczyła siostra mojej żony (jak powiedział Adaś Miauczyński: znów zachowałem się, ku**a, nieasertywnie, ale czasem po prostu nie można się inaczej zachować). Albo ta irytująca – zbyt mała – wysokość stosiku z serią o Eberhardzie Mocku. Kilka części zabrał szwagier i nie spieszy się z oddaniem. Kiedy odwiedza mnie tata, boję się każdego jego spojrzenia w stronę regału. Dosłownie – spinam się, kiedy takie spojrzenie zauważę. Tata zawsze coś wypatrzy, zawsze coś ze sobą zabierze, stworzy nową lukę, beztrosko zaburzy porządek. A mnie wybija z rytmu ten nieład. Ten koszmarny chaos. Później, kiedy już zauważę (bo jednak nie myślę o tym przez cały czas, mimo wszystko), kiedy już dotrze do mojej świadomości, że coś jest nie na swoim miejscu, od razu się denerwuję. Muszę się skupić na czymś innym, bo inaczej moja irytacja będzie wzrastać. Nic na to nie poradzę.
Chodzi o to, że szczegóły są niezwykle istotne. Małe rzeczy są ważne. Niby brak jednej książki spośród tak wielu – to nic. A jednak ma niebywałe znaczenie.
Podobnie jest z gotowaniem. Tu ład jest niezmiernie ważny. I to ład różnie rozumiany, ład na różnych płaszczyznach. Ten w otoczeniu. To bardzo ważne. W kuchni musi być czysto, a przestrzeń musi być uporządkowana. Potrzebne rzeczy pod ręką, niepotrzebne – wyeliminowane, usunięte ze strefy działań. I ład produktów. Nie jest bez znaczenia, z czego się gotuje. I nie mam tu na myśli tylko świeżości komponentów – to oczywiste. Myślę o estetyce produktów, która wpływa na estetykę finalną potrawy. Takie na przykład pieczarki. Zawsze dokładnie wybieram je w sklepie. Muszą być jasne, twarde, z nie rozłożonymi kapeluszami, zamkniętymi od spodu błoną przyrośniętą do nóżki. Ale muszą też być – w zależności od przeznaczenia – odpowiedniej wielkości. I to wielkości w miarę jednakowej. Sposób krojenia też jest istotny. Kawałki muszą być zbliżone do siebie kształtem. To wszystko ma wpływ na wygląd potrawy. A i chyba na coś więcej.

Tamaru zgodnie z obietnicą przyniósł własnoręcznie zrobione kanapki. Pokroił je na kawałki wielkości kęsów. Aomame zjadła kilka.  Były to skromne kanapki z ciemnego chleba z serem i ogórkiem, ale miały wykwintny smak. Nawet taką skromną kolację Tamaru przygotował elegancko i zgodnie z zasadami. Umiał się dobrze posługiwać nożem. Wszystkie składniki miały odpowiednią wielkość i grubość. Wiedział, jaka musi być kolejność koniecznych czynności. Już samo to miało zadziwiający wpływ na smak.

Tak Haruki Murakami ujął to, co mam na myśli mówiąc o dbałości o szczegóły. Zwróćcie uwagę: przygotować kanapki zgodnie z zasadami! Jakie to piękne. A jaką przyjemność sprawia przestrzeganie zasad i patrzenie na efekt, jaki ono rodzi. Gotowanie powoli, z zaangażowaniem, nie przy okazji, nie w trakcie robienia czegoś innego – to jest prawdziwa radość.
Kilka razy robiłem sushi. Kiedy jadłem sushi po raz pierwszy w życiu, było to danie mojej produkcji. Najpierw czytałem trochę na temat tej potrawy. Poznałem ogólne zasady. Dowiedziałem się, jak nazywają się produkty, jak poszczególne warianty rybno – ryżowego dania. Długo ostrzyłem nóż – może nie osiągnął doskonałości przysłowiowej brzytwy, ani oryginalnego japońskiego ostrza, ale był bardzo ostry. Pół godziny płukałem ryż. Kolejne pół go gotowałem, dzieląc tą czynność na trzy etapy. Ułożyłem starannie wszystkie produkty pokrojone na odpowiednie kawałki. Wizualnie efekt był doskonały. Moje krążki z ryżu i suszonych morskich wodorostów były takie, jak na zdjęciach w ulotce reklamującą japońską knajpę. Jak na fotografiach w książce o japońskiej kuchni. Smakowały też wcale nieźle. Największą satysfakcję poczułem, kiedy zdarzyło mi się knajpę z sushi odwiedzić i posmakować dania przygotowywanego przez profesjonalistę. Moje w niczym nie ustępowało.
Nie chcę się tu przechwalać. Opowiadam o sushi, żeby zwrócić uwagę na to, jak istotne są porządek, ład, zasady sztuki.
Zjedliśmy z żoną sushi z apetytem. Popiliśmy odpowiednio dobranym, nieprzypadkowym winem. Posiedzieliśmy jeszcze trochę. Przed pójściem spać odłożyłem książkę Murakamiego, którą wcześniej położyłem na stoliku, na regał. Tom drugi powieści wylądował obok pierwszego. Jestem w trakcie lektury, ale skoro idę spać i czytać już nie będę… Wolę wstać rano i zobaczyć, jak ładną kompozycję tworzą – czerwony i różowy – grzbiety książek stojących obok siebie, dokładnie w tym miejscu, w którym powinny stać. Umiejscowione zgodnie z zasadami. Prawdziwa sztuka!

17 komentarzy:

  1. Uśmiałam się :) Przypomniało mi się, jak w sytuacjach, kiedy gość krąży wokół mojej biblioteczki robię wszystko by ją zasłonić (co jest nierealne i zapewne wyglądam nieco komicznie w tych moich próbach) albo przynajmniej tę część, której nie zamierzam pożyczać :)
    Asertywności w tej kwestii się też jeszcze nie nauczyłam... co rzutuje na moją nerwowość do momentu ponownego zapełnienia luki :)
    Nauczyłam się za to upominać o książkę.
    Sushi nie jadłam jeszcze. Może dlatego, że nie przepadam po dziesięciu latach za gotowaniem, a mąż mi nie gotuje, więc idę na łatwiznę i zjadam sam ryż, kiedy mam ochotę na kuchnię japońską :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To znalazłem bratnią duszę w kwestii odczuwania luk w księgozbiorze :-)
    Ta nerwowość - właśnie!! Tu się rozumiemy :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. lubię Murakamiego, chociaż ostatnio zacięłam się na jednej, będę musiała zacząć od początku.

    też nie lubię pożyczać. Kiedyś pożyczałam, kilka nie wróciło, pewnie już nie wróci ... pozostał żal i puste miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytając ten post cały czas uśmiechałam się, bo w mojej głowie ułożył się obraz Ciebie, jako właśnie tego Adasia Miauczyńskiego, wiecznie podchodzącego do półki, układającego książki w równym rządku, denerwującego się z powodu tych luk. Urokliwe :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Patuuu - ja faktycznie czasami podchodzę i wyrównuję... Jak stoją równo, to ładniej to wygląda ładniej... :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha! No i przypomniało mi się Twoje pomieszkiwanie w mieszkaniu studenckim/akademiku (?). Oj biedny Desperate w tamtych czasach, biedniutki! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja sobie zawsze obiecuję, że na starość (czyli po studiach) będę zamieszkiwać własną bibliotekę... W domu regałów na książki za mało, więc walają się egzemplarze wszystkiego dosłownie wszędzie: ładu brak, ale na ład miejsca nie ma - i można dostać szału...
    Heh - coś czuję, że jak już biblioteczka zacznie biblioteczkę przypominać, to zamiast być Czesiem - też będę Adasiem...
    (A póki co gnębię Jolę o oddanie mi mojego Bessona z postanowieniem, że już nigdy, nikomu, niczego...).

    OdpowiedzUsuń
  8. W akademiku miałem swoją wiszącą szafeczkę i łóżko - malusią enklawę porządku, wysepkę na morzu syfu :-) A w mieszkaniu studenckim - własny pokój, zwany przez niektórych 'akwarium'. Też tam sobie pływałem w swoim światku, gdzie wszystko miało swoje miejsce.
    A gotowałem wtedy chaotycznie. Żadnej sztuki w tym nie było. Kuchnia była częścią 'innego świata' i to nie sprzyjało kulinarnym przygodom.

    OdpowiedzUsuń
  9. Stary jak świat problem - jak podzielić się z kimś cudowną lekturą i jednocześnie jej nie zdejmować z półki...

    Czuję się na tym blogu jak w elitarnym klubie czytających i pielęgnujących obyczaje czytelnicze.

    (Obyczaje - czytaj: obsesje, fobie i inne przypadłości)

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  10. :D Człowiek w więzieniu materii! Straszne! Zostaję Twoją fanką, Desperate!

    Ambasadorka Chaosu

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja bym powiedział - kształtujący materię... Porządkujący... Twórca Ładu ;-)

    Ech, gdyby tak Inni potrafili to docenić! :-))

    OdpowiedzUsuń
  12. Ależ doceniają! Zauważają!! Czy to porządek, czy bezład materii - obojętnie przejść nie potrafią!!! Jak chaos - to ich świeżbi porządkować, jak porządek - to w nich wzbiera destrukcja.

    No, i teraz zauważam, że ci dopiero to są niewolnikami... Kosmicznych rytmów, czyco? ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. niestety mam podobne "zboczenia" ;)
    a Murakami jak najbardziej na to zasługuje.

    OdpowiedzUsuń
  14. W domu stoją ze 4 regały z xiążkami. Każdej mi żal przy podejmowaniu decyzji o pożyczeniu czegokolwiek komukolwiek. Ale staram się na to patrzeć jak na pomysł na rozprzestrzenianie "zarazy czytelniczej" w naszym narodzie:-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja tam też chętni bym czytelnictwo szerzył, dzielił z kimś doświadczenia czytelnicze - ale zaburzenie harmonii mnie jednak denerwuje... No nie lubię i nic na to nie poradzę :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Na lepkie spojrzenia w kierunku biblioteki dobrze robi okładanie książek papierem:) Żadne tytuły nie rzucają się w oczy, a mało komu chce się wyjmować, otwierać, sprawdzać. Już tylko najbardziej zdesperowani będą nam grzebać na półkach. I ja też cierpię, jak mam lukę w schludnym szeregu:(

    OdpowiedzUsuń
  17. :) a znasz mojego idola Adriana Monka? ;D myślę, że z Twoimi "dziwactwami" powinieneś :) ja go uwielbiam!!! Sama też mam dziwactwa... najlepiej we wszechświecie rozwieszam pranie :) serio. Moje pranie suszy się najszybciej. Idealnie rozmieszczam je na suszarce... Bardzo Mądry Mężczyzna mógłby to zrobić za mnie... ale... ;D także rozumiem Cię doskonale :)
    I szacun, że najpierw zrobiłeś sushi, a potem poszedłeś do restauracji... my mieliśmy odwrotnie :) ale też krążki wychodzą wspaniale!


    P.S. :) oooooooooooo ja też lubię sushi :) I mam też szczęście, że Bardzo Mądry Mężczyzna robi pyszne! Także domyślam się, że Twoje słowa to nie czcze przechwałki :) fantastyczna sprawa móc sobie samemu przygotować takie pyszności :) I jeszcze wiedza jakie to zdrowe i niskokaloryczne... i pyszne... ale o pyszności już pisałam ;p


    P.S. A jeśli chodzi o przechwalanie... to wiesz co? Ja wolę ludzi, którzy potrafią powiedzieć o sobie, że coś robią dobrze, a nie sztucznie skromną szopkę robią...

    OdpowiedzUsuń