Sam mówił w swych listach, że woda i zwykły chleb wystarczą mu w zupełności. Dodaje też: „Przyślij mi mały garniec sera, bym mógł się uraczyć, gdy mi na to przyjdzie ochota”.
Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów
Ogród Epikura, siedzibę jego szkoły, otaczała aura tajemniczości, rozmaicie o nim plotkowano. Wszak jego właściciel i twórca szkoły głosił, że celem życia jest przyjemność. Pogłoski o wystawnych uczniach i szalonych orgiach podsycały dodatkowo doniesienia takie, jak spisane przez byłego ucznia Epikura, Timokratesa, w dziele O uciechach relacje. Timokrates – jak przekazuje Diogenes Laertios – pisał, że Epikur wymiotował dwa razy dziennie z przejedzenia i że jeżeli chodzi o niego (Timokratesa), to z wielkim trudem udawało mu się uchylać od uczestnictwa w nocnych zebraniach filozoficznych i w tajemniczych obrzędach epikurejskich. Wszystko były to jednak pomówienia, plotki nie znajdujące pokrycia w rzeczywistości. Epikur bowiem głosił poglądy, które się nam absolutnie z hedonizmem nie kojarzą, bo są, w gruncie rzeczy, dość minimalistyczne: przyjemność, to nic więcej, jak tylko brak nieprzyjemności. Tylko tyle. Nie nadmiar, a jedynie brak niedoborów.
Lubimy sobie sprawiać przyjemności – tu wszyscy jesteśmy epikurejczykami. Tyle tylko, że przyjemność nie zawsze po epikurejsku rozumiemy. To miejsce, w którym się z naukami filozofa z Samos rozmijamy, ujawnia się często na zakupach.
Zakupy – wiadomo, potrafią cieszyć. Mogą być źródłem przyjemności. Często jednak sprzyjają mniejszemu lub większemu zatraceniu się, porzuceniu hamulców (no bo – kto sobie nie kupił czegoś, co w sumie nie było mu potrzebne, co się po prostu nagle spodobało i jakoś tak… skusiło – niech pierwszy rzuci kamieniem). A rzecz jest prosta: trzeba sobie zdać sprawę z tego, że wśród naszych pragnień jedne są naturalne, a inne urojone. Tak nas poucza Epikur. Pragnienia naturalne zawierają w sobie ponadto takie, które są konieczne i takie, które wcale niekoniecznie trzeba realizować. Cały szkopuł w tym, żeby sobie pogląd na te sprawy dobrze poukładać.
Na zakupach czasem trudno to osiągnąć.
Takie na przykład buty. Trafiliśmy z żoną czas temu jakiś na buty, które nawet mi się spodobały. Fajny fason, wygodne, do tego w promocyjnej cenie. Już mnie ręka zaświerzbiała i już biegła w stronę portfela. Do tego małżonka mnie namawia: że ładne te buty, że kiedyś takich właśnie szukałem (i nie znalazłem, a teraz – o, proszę, są!), że do tego ta cena taka przyjemna. No i firma dobra. I w ogóle, to żebym się nie zastanawiał, tylko kupował. I ja już, już, prawie się zdecydowałem. Wtedy jednak naszła mnie refleksja: przecież ja mam buty! To było jak olśnienie: mam buty przecież, więc po co mi kolejne? Po co dwie pary butów, które są, jeśli o zastosowanie chodzi, takie same, bo obydwie wiosenno-letnie? No przecież w dwóch naraz chodził nie będę. Poza tym i tak całe lato przechodzę w trampkach.
Dotarła do mnie mądrość Epikura. Przecież całkiem przyjemnie mi się żyje z jedną parą butów. Czy z dwiema byłoby przyjemniej? Nie. Oczywiście – sam fakt zakupu nowych butów pewnie byłby przyjemny. Tyle tylko, że w szafie pojawiłby mi się nadmiar. Które buty założyć? Zawsze by się pojawiało to pytanie przy okazji wychodzenia z domu. Po co wprowadzać taki chaos? Nie mieć butów – to by był dyskomfort. Gdybym nie miał butów, naturalne było by pojawienie się potrzeby ich nabycia. Ale skoro buty mam – dyskomfort wywołany brakiem nie występuje. A więc jest wystarczająco przyjemnie. Jest w sam raz.
Żona się ze mną, o dziwo, nie zgodziła.
Czym bardziej człowiek chce zachować tajemniczości, tym bardziej rosną wokoło niego legendy :-)
OdpowiedzUsuńEpikur chyba nie jest filozofem kobiet ;)
OdpowiedzUsuńEpikur to małe miki jeśli idzie o minimalizm. Mnie zawsze urzekał Diogenes. To jest ideał. Mieć wszystko w pompie i niczym się nie martwić oprócz własnej beczki (dziś to pewnie byłby karton po jakichś meblach z Ikei).
OdpowiedzUsuńPzdr
O Diogenesie już było: http://dhousehusband.blogspot.com/2011/02/minimalizl-maksymalizm.html :-)
OdpowiedzUsuńDiogenes był minimalistą, rzec by można, programowym. Epikurowi wyszło tak trochę przy innej okazji. Ale miał chłop dobre podejście, tak czy inaczej.
Ja myślę, że Epikur nigdy nie był w Lidlu i stąd to wszystko. Zaburzony obraz rzeczywistości ;D
OdpowiedzUsuńCiekawe ile firm by splajtowało, gdyby poglądy Epikura się teraz nagle wszystkim przyjęły. I może ludzie w końcu zaczeli by widzieć drugiego człowieka nawet. Jestem za tym, żeby epikureizm był obowiązkową filozofią w naszym kraju :)
OdpowiedzUsuńA jeśli pierwsze buty Ci zamokną? :)
OdpowiedzUsuńTo zostają Martensy ;-)
OdpowiedzUsuńEpikur nie byłby dziś trendy. I na pewno nie zostałby idolem tłumów.
OdpowiedzUsuńps. Lub glany ;)