Czytujesz czasem Biblię? Znam jeden fragment na
pamięć, pasuje jak ulał do sytuacji… To oczywiście cytat z Pulp Fiction, fragment
monologu Julesa Winnfielda. Skojarzyło mi się, bo ja też czytuję czasem Biblię
i też znam jeden fragment, który pasuje jak ulał do naszej nieszczęsnej
sytuacji polityczno – medialnej.
Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś
letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust – te słowa z Apokalipsy
św. Jana świetnie obrazują, jak to dziś u nas jest. Dziś trzeba się opowiedzieć
i murem stać po jednej albo drugiej stronie barykady. Dziś wszyscy są gorącymi
zwolennikami jednej z opcji i z zimną nienawiścią parzą na tych, którzy
popierają opcję przeciwną. Prowadzi to do sytuacji, kiedy krytyka przyjąć może
jedynie formę miażdżącą, totalną i pozbawioną pierwiastka konstruktywności.
Żadna wypowiedź nie może być letnia, powiedzieć: „nie zgadzam się z tobą, choć
w tym jednym punkcie możesz mieć rację” po prostu nie wypada, takie słowa ze
wszystkich ust zostały wyrzucone.
Niedawno znowu gruchnęło,
tym razem po wypowiedzi ministra spraw zagranicznych. Jak pisze jeden z
tygodników, większość komentatorów nie może wyjść z podziwu jak w trzech
zdaniach można obrazić aż tyle grup społecznych. Minister w rozmowie z
niemieckimi dziennikarzami obraził osoby niereligijne, korzystające z
odnawialnych źródeł energii, przedstawicieli innych ras i kultur a przede
wszystkim wegetarian i cyklistów. Teraz więc wszyscy, którzy patrzą na ministra
zza barykady, czują się obrażeni i na ministrze wieszają psy. Szymon Majewski,
w ramach protestu, zrobił sobie nawet zdjęcie na rowerze, z kapustą na głowie i
pietruszką w zębach.
Osobiście nie popieram
ministra Waszczykowskiego i jego ekipy, ale czuję też coraz większą niechęć do
tych, którzy ekipę rządzącą krytykują. Bo krytykują w sposób fanatyczny i ich
fanatyzm coraz mniej odstaje od tego PiSowskiego. A przede wszystkim krytykują
w sposób nieprzemyślany, krytykują dla zasady, krytykują wszystko, bo tak
trzeba – nie wolno przecież być letnim.
Oto, co powiedział
minister: Poprzedni rząd realizował tam (w mediach) określony lewicowy
program. Tak jakby świat według marksistowskiego wzorca musiał automatycznie
rozwijać się tylko w jednym kierunku - nowej mieszaniny kultur i ras, świata
złożonego z rowerzystów i wegetarian, którzy używają wyłącznie odnawialnych
źródeł energii i walczą ze wszelkimi przejawami religii. To ma niewiele
wspólnego z tradycyjnymi polskimi wartościami. A gdyby tak przyjrzeć się
tej wypowiedzi obiektywnie? Przeczytać ze zrozumieniem i przeanalizować?
Pokuśmy się o taki eksperyment.
Poprzedni rząd realizował tam określony lewicowy
program
– wypowiedź dotyczy działań poprzedniego rządu. Dotyczy też sytuacji w polskich
mediach, które według obecnie rządzącej ekipy nie funkcjonowały tak, jak
powinny (nie będziemy dociekać, ile jest racji w poglądach ministra, nie o to
tu chodzi).
Tak jakby świat według marksistowskiego wzorca
musiał automatycznie rozwijać się tylko w jednym kierunku. To zdanie odnosi się do
sposobu myślenia członków poprzedniego rządu (rzeczywistego lub takiego, jakim
go sobie wyobraża minister Waszczykowski – tego również nie będziemy tu
roztrząsać). Przywołanie Karola Marksa ma spełniać dwie role: po pierwsze
obrazującą. Dla Marksa ważna był idea postępu, który miał realizować się na
przestrzeni dziejów. Postęp, dodajmy, dokonujący się według zasad dialektyki.
Po drugie, przywołując niemieckiego filozofa, minister chciał zdeprecjonować
poglądy i oparty na nich sposób działania swoich poprzedników. Marksa u nas
mało kto zna, za to każdemu się kojarzy. Kojarzy się niestety z marksizmem –
leninizmem, czyli nurtem tak zwanej filozofii, który z pierwowzorem niewiele
miał wspólnego; kojarzy się także z komuną, Stalinem, Katyniem a jak z
Katyniem, to i Smoleńskiem, czyli, jednym słowem kojarzy się źle.
… jednym kierunku - nowej mieszaniny kultur i ras,
świata złożonego z rowerzystów i wegetarian, którzy używają wyłącznie
odnawialnych źródeł energii i walczą ze wszelkimi przejawami religii. Według ministra
poprzedni rząd tak widział świat: multikulturowość ściera się z narodową
jednolitością, uświadomieni ekologicznie rowerzyści walczą z zasmradzającymi
atmosferę kierowcami samochodów, propagujący zdrowy, przemyślany styl życia
wegetarianie współzawodniczą z prymitywnymi mięsożercami a religijni sceptycy z
religijnymi fanatykami, przy czym, w myśl zasad Marksowskiej dialektyki ci
pierwsi muszą wygrać, bo na tym polega dziejowy postęp; ci drudzy najpierw
przejdą do lamusa, później, najpewniej, wyginą. Jest to, powtarzam, wyobrażony przez ministra sposób myślenia
członków Platformy, kierującej do niedawna mediami. O tym sposobie myślenia
wypowiada się minister, o sposobie myślenia,
w którym wegetarianie i rowerzyści są jedynie przykładem.
Innymi słowy – Waszczykowski nie mówi nic na temat wegetarian i rowerzystów a
przedstawia jedynie swoje poglądy na temat cudzych poglądów, które by ich miały
dotyczyć.
To ma niewiele wspólnego z tradycyjnymi polskimi
wartościami
– tak kończy się wywołująca wzburzenie wypowiedź ministra. Polacy są ciągle
dość religijni, przynajmniej w myśl statystyk. Protestujemy, gdy chce nam się
zakazać palenia węglem czy jego wydobywania – węgiel, wiadomo, fundament
polskiej gospodarki. Tradycyjną polską potrawą ciągle jest schabowy z
ziemniakami, gdy zaś od tradycji odchodzimy, to szturmujemy budki z kebabami.
Uwierzcie, w weekendowe noce są pod nimi kolejki, nigdy zaś nie widziałem
kolejki pod wegetariańską knajpą. Powiem jeszcze, że coraz częściej zdarza mi
się stać w korkach, choć nie mieszkam w metropolii – ruch coraz większy,
samochodów więcej… Rowery też są, ale nie występują masowo. Czy więc minister
mylił się, mówiąc o wartościach, którym hołdują Polacy? Chyba nie aż tak
bardzo.
Na koniec pytam więc – o
co tyle krzyku? Kto został obrażony? Chyba tylko ten, kto nie potrafi słuchać
uważnie i czytać ze zrozumieniem. A krzyczeć musi ten, kto za cholerę nie chce
być choć trochę obiektywny, bo dziś przecież trzeba być gorącym albo zimnym,
nigdy zaś letnim.