czwartek, 25 września 2014

Miało być o czymś innym, a będzie (znowu) o Chłopakach, czyli zmiana koncepcji




Dawno mnie nie było. Byłem zajęty. Dużo spraw na głowie i absolutny brak głowy do pisania. Sporo się pozmieniało. Jedno na lepsze, drugie na gorsze a jeszcze inne na po prostu inne. Przemy do przodu.
Znowu będzie o Chłopakach – cóż poradzić. W kwestii Chłopaków pozmieniało się dużo. Nauczyli się jeździć na rowerze, więcej nawet – nauczyli się na rowerze nie tylko jeździć, czyli poruszać się do przodu ruchem mniej lub bardziej jednostajnym, ale opanowali też umiejętność samodzielnego ruszania z miejsca oraz zatrzymywania się z użyciem hamulców. To ostanie szczególnie mnie cieszy, bo wcześniej jazda kończyła się często na płocie albo parkującym pod płotem samochodzie. Trochę mnie to stresowało.
Gucio poszedł do szkoły a Tytus do zerówki. To kolejna zmiana, poważniejsza nawet, niż ten rower. Guciowi w szkole na szczęście się podoba. Pani jest fajna, na lekcjach jest fajnie, w świetlicy jest również fajnie a na basenie to nawet bardzo fajnie. Czyli wszystko fajnie… by było, gdyby nie te zadania domowe. Już w pierwszym tygodniu września, korzystając ze swojej wiedzy, zawodowego doświadczenia i innych kompetencji potwierdzonych dyplomami i zaświadczeniami, zdiagnozowałem u Gutka dyslekcję. Wystarczy, że Gucio usiądzie do biurka, żeby zabrać się za odrabianie lekcji i od razu zachciewa mu się spać. Napady ziewania są nie do zwalczenia. Głowa zaczyna mu się kiwać – musi ją podpierać ręką. Oczy same się zamykają. Albo wręcz odwrotnie: nie może usiedzieć na krześle. Ma do opowiedzenia milion rzeczy, do zrobienia – drugi milion. Kręci się na wszystkie strony i zajmuje czym popadnie, tylko, oczywiście, nie odrabianiem lekcji. Dyslekcja dwubiegunowa, jak nic.
Tytus też miewa czasami coś zadane. Radzi sobie z wrodzoną sobie fantazją. Ostatnio musiał pokolorować obrazek. Na obrazku była pani, która trzymała w ręku bukiet kwiatów a jeden kwiatek miała wpięty we włosy. Tytus zaczął od włosów – pani szybko stała się blondynką. Niestety – kwiatek we włosach również uzyskał barwę blond. Starałem się wytłumaczyć, że trzeba starannie, że kwiatek powinien być inny, niż włosy. Jak będziesz kolorował bukiet, to się postaraj – mówię – pokoloruj kwiatki na jakiś ładny kolor. Tytus się zamyślił. Może sobie przeliczył te kwiatki w bukiecie i wyszło mu, że za dużo. Wiesz co? – mówi. Te kwiatki to są stokrotki, one muszą być białe. Nie oparłem się sile argumentu.  Ciekawe, czy nauczyciele docenią kiedyś taką inwencję.
Może docenią, szczególnie panie nauczycielki. Bo Tytus ma w sobie to coś. Kilka dni temu, gdy odprowadzałem go do przedszkola… przepraszam, do zerówki, pani powitała nas słowami: O, mój podrywacz! Od razu wiedziałem, że nie chodzi o mnie, popatrzyłem więc na syna. Bo jak on się tak uśmiechnie, jak spojrzy w oczy… - pani rozpływała się w opowieściach. Nie zdziwiłem się, bo nie ona pierwsza. Tytus podoba się po prostu paniom, w różnym wieku, panie zaś podobają się jemu. Zmiana wychowawczyni w przedszkolu doskwierała mojemu Tytusowi szczególnie z jednego powodu: Wolałem panią Anię. Bo była ładniejsza… no i więcej nam pomagała. To o pomaganiu dodał po chwili, chyba tylko pro forma.
Tak się złożyło, że synów mam dwóch – dwóch zupełnie różnych. Gucio jest chudy, taki szczypior, jak ja. Tytus ma zadatki na wielkiego chłopa. Ja bym tak chciał, lecz już chyba próżne nadzieje. Gutek jest w ogóle do mnie podobny (ile razy słyszałem ten komentarz, że Gucia to bym się nie wyparł – jakbym miał taki zamiar…), tyle, że rudy (chociaż dziadek, mój tata twierdzi, że nie rudy, tylko taki „złocisty” i że on też taki był jak był mały – czyli, tak czy inaczej, dziedziczy po mieczu). Gucio jest typem marudy, co to wszędzie znajdzie jakiś problem. Denerwuje mnie to czasem niemiłosiernie, chociaż sam miewam podobne tendencje. Tytus do wszystkiego podchodzi z większym luzem i jeśli koniecznie nie musi, to się nie przejmuje. Miło, to ułatwia życie. Gucio marudzi też przy jedzeniu. To również mnie denerwuje, chociaż powinienem zrozumieć – sam uznaję, że jeśli ktoś zabiera się za gotowanie, powinien to robić porządnie, dokładnie i z dbałością o szczegóły – albo sobie odpuścić. Ryb nie jadam, bo są w nich ości. Nie lubię zbędnych rzeczy w jedzeniu, podobnie jak Guć, który nie je kiełbasy, odkąd znalazł kiedyś w jednej chrząstkę, czy coś innego, co nie dało się normalnie pogryźć. Tytus największy problem z jedzeniem ma taki, że często nie wie, co chciałby zjeść. Kiedy się już dowie – je z apetytem. No i ma podejście do kobiet, o którym ja mogłem tylko marzyć. Kiedyś, bo teraz wystarczy mi odpowiednie podejście do jednej kobiety, nad którym ciągle staram się pracować i które próbuję udoskonalać, mam nadzieję, że z dobrym skutkiem.
Przydała by się na koniec jakaś puenta. Ale żadna nie przychodzi mi do głowy. Coś mi się niby w głowie kołacze, teorie o ja realnym i ja idealnym, które pamiętam z zajęć z psychologii – i że Chłopaki to takie odbicie tych moich ja. Ale może to zbyt śmiało byłaby wysnuta teoria?