Zupełnie
nieoczekiwanie poczułem sympatię do Dody. Tak, do pani Doroty Rabczewskiej, IQ,
jak wieść niesie, 156, byłej dziewczyny Nergala i gwiazdy Big Brothera.
Przeczytałem wywiad, który ukazał się w Polityce.
Z Dodą rozmawiał Jacek Żakowski, a ja przy lekturze ubawiłem się setnie, ale
też i zastanowiłem.
A brokułek jest inny niż co? – kolejnym
skomplikowanym pytaniem zażył mnie Gucio. Może jednak nie aż tak skomplikowanym
– trzeba tylko wyłapać subtelności rozumowania dziecka – ale to okazało się
poźniej. Brokułek jest inny niż… wszystko
– mówię, bo tak mi rozum podpowiada. Brokułek
wygląda jak brokułek, a wszystko inne wygląda inaczej. Marchewka też wygląda
inaczej, niż na przykład seler – kończę przykładem, bo nie wiem, czy jasno
się wyraziłem. Nie – okazuje się, ze
coś pokręciłem – brokułek jest inny niż
kalafior. A, już rozumiem. Brokuła z kalafiorem można porównać, są do
siebie podobne. Ale przecież są też inne.
O to więc chodziło! Są takie same duże
– dalej tłumaczy Guć. A sól pasuje do
cukru – tu się już tworzy grubsza teoria. Podział rzeczy, których różnice
uwidaczniają się dzięki podobieństwom. Dzieci, to jednak mają umysły,
pozazdrościć.
Dzieci chcą
wszystko wiedzieć. Dlaczego Kubuś
Puchatek ma takie same kwiatki, jak pani sąsiadka? Nie wiem, prawe mówiąc
nic o kwiatkach Kubusia Puchatka, więc dopytuję: Ale jakie kwiatki? W bajce widziałeś? Gucio się marszczy: Jak to w bajce? Zastanawia się chwilę. Aha, pomyliłem się. Dlaczego Kubuś ma takie same kwiatki, jak pani
sąsiadka. A ja powiedziałem Kubuś Puchatek. Wszystko jasne. Kubuś, to
chłopiec mieszkający dwa domy dalej. I faktycznie, na jego trawniku rosną takie
same kwiaty, jak na działce, z którą i my i Kubuś sąsiadujemy. Chodziło
o tego Kubusia, nie o kumpla Prosiaczka. No i dlaczego on ma te kwiatki?
Dzieci chcą
wszystko wiedzieć, wszystko je interesuje, o wszystko się dopytują i ciągle o
czymś myślą, wysnuwając swoje bardziej lub mniej zaskakujące wnioski. Na temat
brokułków, kwiatków, samolotów, dźwigów na budowie, szczoteczki do zębów mamy i
tak dalej. Z wiekiem nam to często przechodzi, ta totalna ciekawość i chęc
dociekania. Przechodzi, albo się kierunkuje, nie interesuje nas już wszystko,
tylko niektóre rzeczy. Wiemy już, że wszystkiego i tak się nie dowiemy.
I tu wracamy
do Dody. Doda nie czyta gazet. Rzadko ogląda telewizję, a programy
informacyjne, to już w ogóle najrzadziej. Nie ma potrzeby rozumienia, jak się
kręci świat. Świat się kręci wokół mnie.
Nie ja wokół świata – tyle Doda wie i tyle jej wystarcza. Pan Żakowski
chyba nie do końca rozumie taką postawę. Dopytuje o ciekawość i potrzeby jej
zaspokajania, mówi o przeróżnych pozytywach posiadania wiedzy o świecie. A Doda
rzuca własne argumenty, rozmowa przypomina chwilami szermierski pojedynek,
gdzie ciosy są celnie wymierzone, ale i z wprawą parowane. Niektórzy chcą rozumieć świat – tłumaczy Żakowski. Po co? – pytanie i proste i trudne. Niektórzy mają takie potrzeby. Teraz
cios zadaje Doda, cios celny: I
rozumieją? – pyta.
Pewnie nie
rozumieją, bo na świecie zawsze będą rzeczy, o których nawet filozofom się nie
śniło. Można starać się zrozumieć, pochłaniać informacje, analizować fakty.
Pytanie tylko, jaki z tego pożytek.
Nie, nie
chwalę tu ignorancji. Cenię ludzi, którzy wiedzą i rozumieją wiele. Coraz
częściej dochodzę jednak do wniosku, że o pewnych rzeczach wiedzieć nie muszę i
że niczego mi od tej niewiedzy nie ubędzie. Tu się spotykam z Dodą. Po co mi
wiedza o polityce? Polityka i tak kręci się sama, mit demokracji nie przekona
mnie do tego, że mam jakiś wpływ. Po kolejnych wyborach zmienią się panie i
panowie na stanowiskach i niewiele więcej się zmieni, przynajmniej nie dla
mnie. A jeśli nawet zmiany nastąpią, to będą wynikiem działania jakichś
tajemniczych, globalnych układów sił, a nie moich wyborów. Mógłbym śledzić
ekonomiczne ewolucje i rewolucje zachodzące na świecie, rozszyfrowywać
mechanizmy, które rządzą światem wielkiej finansjery. Tyle tylko, że pewnie w
końcu doszedłbym do przekonania, że mechanizmy te są na tyle złożone, rozległe
i skomplikowane, że ja nijak nie dam rady wpasować się w nie na tyle, by
odnieść z tego wpasowania jakieś korzyści. O wszystkim zdecydują politycy
kierujący mocarstwami, szejkowie handlujący ropą, korporacje opracowujące nowe
technologie. Mógłbym myśleć o tym, że Hiszpania
padnie, euro się rozpadnie i co będzie ze światem, jak to robi pan
Żakowski, ale miałbym z tego myślenia tylko niepotrzebny stres i zmartwienie.
Finanse Hiszpanii i kondycja euro raczej nie zależą od tego, co zrobi moja
skromna osoba.
Nie chwalę tu
ignorancji, nie pochwalam bezmyślności, ale myślę, że to istotne, czym
zaprzątamy sobie głowę. Zaprzątać ją sobie zbyt wielką ilością spraw nie jest
chyba zdrowo.
Aktualnie się
cieszę, że wiem w końcu, od czego jest inny brokułek. I dlaczego akurat od
kalafiora. A dzieciom w dalszym ciągu zazdroszczę umysłu. Ciekawości i tego, co
robią ze zdobytą wiedzą. Bo w sumie ważniejsze chyba od tego, co wiemy, jest
to, w jak otwarty sposób potrafimy myśleć i jak kombinować, oraz co z tego
kombinowania ciekawego wyciągnąć.